Leon Nieścior OMI: Może się nieraz wydawać, że świat duchowy jest nudny i monotonny jak pustynia
Już Ewagriusz z Pontu mówił, że „mężem praktycznym” jest ten, kto uporządkował w sobie myśli. Może się nieraz wydawać, że świat duchowy jest nudny i monotonny jak pustynia. Taki pozostaje dla tego, kto tam nie wszedł. Ładny krajobraz na zdjęciu nie za bardzo zachwyca, skoro widziało się wiele innych równie ładnych – pisze o. Leon Nieścior OMI.
Zaiste, praktyczny umysł ma wiele do roboty: myśleć o znaczeniu miłości do Boga, pamiętać o śmierci, pamiętać o Bogu, pamiętać o Królestwie, o skwapliwości świętych męczenników, pamiętać o obecności samego Boga, według tego, co powiedziane: Stawiam sobie zawsze Pana przed oczy (Ps 16[15],8). Pamiętać o świętych i rozumnych mocach, pamiętać o śmierci, spotkaniu, karceniu, wyroku (Św. Jan Klimak, Drabina raju VI,15, s. 164, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011).
Już Ewagriusz z Pontu mówił, że „mężem praktycznym” jest ten, kto uporządkował w sobie myśli. Może się nieraz wydawać, że świat duchowy jest nudny i monotonny jak pustynia. Taki pozostaje dla tego, kto tam nie wszedł. Ładny krajobraz na zdjęciu nie za bardzo zachwyca, skoro widziało się wiele innych równie ładnych. Kiedy jednak byliśmy osobiście w jakimś pięknym miejscu, to staje się ono nam bliskie. W wyobraźni potrafimy odtworzyć wiele jego drobnych szczegółów. Każda medytacja to wspaniała podróż, którą odbywamy za pomocą dostępnych środków lokomocji: intelektu, wyobraźni, pamięci, uczucia i woli. Po drodze zaczynamy dostrzegać wiele szczegółów Boskiej rzeczywistości, która odsłania się w życiu duchowym. Ta podróż jednak nie jest zwykłym zwiedzaniem. Ma swoją dramaturgię, jest powolną przeprowadzką do innej, lepszej krainy. Tymczasem osiągnięcie celu tej wędrówki nie jest pewne, gdyż zależy od naszego obecnego postępowania.
Strach (δειλία) przed śmiercią istotnie jest właściwością natury powstałą z nieposłuszeństwa, a drżenie (τρόμος) przed śmiercią jest dowodem na tych, co nie żałują upadków. Chrystus boi się śmierci, ale nie drży, by jasno pokazać właściwości dwóch natur (Św. Jan Klimak, Drabina raju VI,3, s. 162, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011).
Zachodzi różnica pomiędzy lękiem naturalnym, wpisanym w naturę po upadku człowieka, który wzdryga się przed śmiercią fizyczną, a niewolniczym lękiem nienawróconego grzesznika, który obawia się śmierci w sposób paniczny, mając na uwadze możliwość kary i potępienia. Ten pierwszy autor nazywa umownie strachem, bojaźnią, a drugi – drżeniem. Istnieje pewna prawidłowość polegająca na tym, że człowiek, który boi się Boga, mniej boi się śmierci czy innych przykrych wydarzeń. Bojaźń Boża i skrucha czynią go ufniejszym i spokojniejszym.
Doprawdy, godny uznania jest ten, kto w ogóle, każdego dnia oczekuje śmierci, a święty jest ten, kto w każdej godzinie godzi się ze śmiercią (Św. Jan Klimak, Drabina raju VI,7, s. 162, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011).
Jezus zachęca do czujności: Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie (Łk 12,40). Nadal pozostaje aktualna praktyka codziennego pamiętania o śmierci, podejmowana we wczesnym monastycyzmie. Już Platon polecał μελέτη θανάτου, czyli ćwiczenie się w śmierci polegające na uśmiercaniu swoich namiętności. Chrześcijanie postrzegają ją jednak w innej perspektywie, mianowicie spotkania z miłującym Bogiem. Pamięć o niej przyjmuje postać medytacji, która, owszem, obejmuje rachunek sumienia z całego życia i stanięcie przed trybunałem Bożym, ale też wyobraża miłujące oblicze Chrystusa oraz spotkanie z Nim i świętymi.
Nie jest możliwe (…), by spędził ktoś dzień zbożnie, o ile nie będzie go uważał za ostatni w życiu (Św. Jan Klimak, Drabina raju VI,24, s. 165, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011).
Dobrze byłoby wyobrazić sobie, przynajmniej od czasu do czasu, że ten oto dzień jest ostatni w moim życiu. Można by wybrać na przykład piątek do takich ćwiczeń – ostatni dzień ziemskiego życia Jezusa. Oto odchodzę razem z Nim i wypowiadam Jego słowa na krzyżu. Na ile byłyby moimi? Czy pragnę już teraz spotkać Zbawiciela? Czy myślę o tym spotkaniu? Czy naprawdę uważam je za cel i finał mego życia? Czy pojawia się uczucie tęsknoty, radości na myśl o tym spotkaniu? W jakich słowach mógłby podczas niego Chrystus zwrócić się do mnie? Wyobrażę sobie Jego twarz i spojrzenie. Co odpowiem? Wyobrażę spotkanie z bliskimi ludźmi, z gronem świętych, zbawionych. Potem wrócę do mego obecnego stanu. Co mnie zawraca z tej drogi wyjścia ku Oblubieńcowi? Jakie więzy powstrzymują? Co napawa niepewnością czy nawet lękiem na myśl o rychłym spotkaniu z Bogiem? Co zrobię, by je usunąć?
Można by codziennie rozważać to spotkanie z Panem i postrzegać je w kontekście dzisiejszego dnia: jak dzisiaj oczekuję Pana? Co szczególnie zakłóca to oczekiwanie? Co dzisiaj zrobię, aby nie zgasła lampa w nocy czuwania (zob. Mt 25,3)? Chociaż znamy wiele duchowych prawd i mamy całe Pismo Święte do medytowania, to jednak zawsze można wracać do myśli o końcu życia, o sądzie i spotkaniu z Bogiem. Tym bardziej tego dnia, gdy nic nie przychodzi do głowy, panuje pustka i żadna prawda nie pociąga umysłu. Tak właśnie czynili starożytni mnisi. Ewagriusz z Pontu powiada: „Pamiętaj zawsze o twoim odejściu i nie zapomnij o wiecznym sądzie, a nie będzie grzechu w twojej duszy”.
Fragment pochodzi z książki „Na szczeblach rajskiej drabiny. Medytacje ze św. Janem Klimakiem”
***
Leon Nieścior OMI, ur. 7. 02. 1962 w Brańsku; studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Najświętszej Maryi Panny w Obrze; święcenia kapłańskie w 1987 r.; studia patrologiczne na Wydziale Kościelnych Nauk Historyczno-Społecznych na ATK w Warszawie; doktorat w 1993 r,; od 1993 r. wykładowca patrologii i języków klasycznych w WSD w Obrze. Autor m.in. monografii "Anachoreza w pismach Ewagriusza z Pontu".
Źródło: TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów
Skomentuj artykuł