Maciej Biskup OP: Na szczęście są tacy chrześcijanie jak św. Karol de Foucauld

Na szczęście są tacy chrześcijanie jak św. Karol de Foucauld i jest takie oblicze chrześcijaństwa, które autentycznie umiłowało ostatnie miejsce dla siebie, aby w centrum swego doświadczenia postawić najsłabszych, najbardziej kruchych, bezdomnych, pozbawionych praw, zranionych w Kościele, marginalizowanych z powodu swojego statusu ekonomicznego, pochodzenia, języka, religii, orientacji… - pisze dominikanin Maciej Biskup w książce "Chrześcijaństwo spotkania", której fragment publikujemy.
Inspiracją na całe życie Małego Brata Jezusa – Karola de Foucauld, kanonizowanego 15 maja 2022 roku, stały się usłyszane od księdza Henriego Huvelina słowa: "Chrystus zajmował tak dalece ostatnie miejsce, że nikt nie mógł Mu go odebrać". Życie Karola na Saharze, wśród muzułmańskich Tauregów, stało się autentyczną tęsknotą za "umiłowanym ostatnim miejscem", którego ciągle szukał we wszystkich wymiarach swojego życia. Wierzył bowiem głęboko, że Jezus wybrał ostatnie miejsce, by być z wszystkimi żyjącymi na marginesie świata.
Chrystus wybrał nie tylko miejsce ostatnie, ale wręcz miejsce przeklęte. Odrzucony i wyszydzony, wyrzucony poza miasto i powieszony na krzyżu: "Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie" (Pwt 21,23 – w tłum. Biblii Tysiąclecia). Czy Jego wybór stał się także świadomym wyborem chrześcijan? O takim wyborze pisał św. Paweł:
"Uważam bowiem, że Bóg postawił nas, apostołów, na ostatnim miejscu, jakby skazanych na śmierć. Staliśmy się widowiskiem dla świata, zarówno dla aniołów, jak i dla ludzi: my głupi ze względu na Chrystusa, wy natomiast rozumni w Chrystusie; my słabi, wy natomiast mocni; wy szanowani, my natomiast pogardzani. Aż dotąd cierpimy głód i pragnienie, jesteśmy nadzy, policzkowani i bez stałego miejsca zamieszkania. Trudzimy się, pracując własnymi rękami. Znieważani – błogosławimy, prześladowani – znosimy to z wytrwałością, wyszydzani – dodajemy otuchy. Staliśmy się jakby wyrzutkami tego świata, śmieciem dla wszystkich aż do tej chwili" (1 Kor 4,9–13).
Okładka książki "Chrześcijaństwo spotkania" (wyd. WAM)
Aby dokonać wyboru "umiłowanego ostatniego miejsca", który nie ma nic wspólnego z fałszywą pokorą i stawianiem chrześcijaństwa w roli "cierpiętnika świata", trzeba przyjąć i zaufać, że Chrystus wybrał ostatnie miejsce, abyśmy uwierzyli, że w sercu Boga mamy swoje pierwsze i niepowtarzalne miejsce:
"Kto nas odłączy od miłości Chrystusa? Czy utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo lub miecz? […] Ale w tym wszystkim w pełni zwyciężamy przez Tego, który nas umiłował. Jestem bowiem przekonany, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani to, co wysoko, ani to, co głęboko, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, naszym Panu" (Rz 8,35.37–39).
Z tego przekleństwa fałszu bycia nikim przed ludźmi, we własnych oczach i przed Bogiem, Chrystus wykupił nas od przekleństwa Prawa, gdyż stał się za nas przekleństwem, jak napisano: "Przeklęty każdy, kto wisi na drzewie, aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan, abyśmy przez wiarę otrzymali obietnicę Ducha" (Ga 3,13–14). Patrząc na historię chrześcijaństwa, trudno odnieść wrażenie, że "umiłowane ostatnie miejsce" okazywało się jego świadomym wyborem. Raczej były to wybory indywidualne ludzi, którzy Ewangelię brali na serio. Po edykcie mediolańskim chrześcijanie zażądali dla siebie wielu praw i przywilejów. I nie jest to kwestia przeszłości. Przed pokusą żądania szczególnego traktowania chrześcijaństwa i Kościoła w Polsce przestrzegał na Jasnej Górze prymas arcybiskup Wojciech Polak:
"Nie tak będzie między wami" – mówił swoim uczniom Jezus. Nie na tym polega wolność dzieci Bożych. Ona nie opiera się na za dekretowanych zabezpieczeniach czy prawnych wzmocnieniach. Nie jest zależna i nie oczekuje, by ochraniały ją jakieś ludzkie projekty. Nie odwołuje się do przymusu i siły. Ona kształtuje się w sercach i sumieniach wszystkich, którym – jak wskazywał nam Apostoł Paweł – "Bóg daje Ducha Syna swego". Trzeba nam więc prosić o tego Ducha, który jest gwarantem tej prawdziwej wolności, a nie o jakieś zewnętrzne "podpórki", które mają nas (wierzących) wzmocnić, ochronić czy zabezpieczyć.
Chyba nie z umiłowania "ostatniego miejsca" chrześcijanie tworzyli w Europie getta dla Żydów, spychając tę społeczność na margines praw i przywilejów, wyrzucając raz po raz z miast albo wręcz organizując pogromy. I działo się to nie tak dawno. Pod koniec lat trzydziestych, a więc na krótko przed nazistowskimi zarządzeniami, żądano we Lwowie "Dnia bez Żydów", domagając się wprowadzenia getta ławkowego. A potem był jeszcze Marzec ’68…
Ewangelicznym "ostatnim miejscem" nie inspirowali się raczej europejscy kolonizatorzy w Afryce, Ameryce, Azji i w Australii. Papież Franciszek w ramach pokutnej pielgrzymki do Kanady przepraszał za pychę i wynikające z niej niewyobrażalne krzywdy wyrządzone ludności autochtonicznej: Przychodzimy tego wieczora do Ciebie z naszym cierpieniem wewnętrznym. Przynosimy Ci nasze oschłości i znoje, traumy spowodowane przemocą, jakiej doznali nasi bracia i siostry z rdzennych ludów. […] My wszyscy, jako Kościół, potrzebujemy uzdrowienia: uzdrowienia z pokusy zamykania się w sobie, wybierania obrony instytucji zamiast poszukiwania prawdy, przedkładania władzy doczesnej nad ewangeliczną służbę.
Dodał, że Kościół musi być zdolny "wziąć w objęcia każde go syna i córkę", być otwarty dla wszystkich i przemawiać do każdego – nie iść przeciwko nikomu, lecz wychodzić naprzeciw wszystkim. To jest możliwe tylko wówczas, gdy chrześcijaństwo uzna, że jego miejsce w świecie nie jest uprzywilejowane.
Ale na szczęście są tacy chrześcijanie jak św. Karol de Foucauld i jest takie oblicze chrześcijaństwa, które autentycznie umiłowało ostatnie miejsce dla siebie, aby w centrum swego doświadczenia postawić najsłabszych, najbardziej kruchych, bezdomnych, pozbawionych praw, zranionych w Kościele, marginalizowanych z powodu swojego statusu ekonomicznego, pochodzenia, języka, religii, orientacji…
Co jakiś czas mam okazję być w Domu Chłopaków w Broniszewicach. Tu rzeczywiście Ewangelia ukazuje swe żywe oblicze i dla sióstr oraz ich świeckich pracowników i wolontariuszy chłopcy z niepełnosprawnością są w centrum, na "umiłowanym pierwszym miejscu". Każdy dzień jest tu "przyjęciem": "Lecz gdy wydajesz przyjęcie, zapraszaj biednych, kalekich, ułomnych i niewidomych. Wtedy będziesz szczęśliwy, że nie mają czym się tobie odwdzięczyć, bo nagrodę otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych" (Łk 14,13–14).
A przecież jeszcze nie tak dawno posiadanie takiego dziecka było przekleństwem dla społeczeństwa, rodzin. Przypadki ukrywania osób z niepełnosprawnością w komórkach i chlewach nie były odosobnione. Takie miejsca jak Broniszewice dają nadzieję, że chrześcijaństwo, przy całym swoim głębokim kryzysie, może mieć naprawdę ciągle pozytywne oblicze. Przyznana siostrom dominikankom przez "Dzień dobry TVN" nagroda "Super Pozytywka" jest jak najbardziej zasłużona. To samo można powiedzieć o pozostałych nominowanych. Szczególnie chciałbym podziękować za to, co robi dr Paweł Grabowski, którego mogłem poznać wiele lat temu, w czasie moich studiów w Krakowie. Paweł wyjechał na Podlasie, by otworzyć tam pierwsze wiejskie hospicjum Proroka Eliasza w Michałowie. Oto chrześcijaństwo.
Skomentuj artykuł