Pięknie się różnić
Dzisiaj patrzymy w Ewangelii na Apostołów, którzy pokłócili się między sobą o to, kto z nich jest ważniejszy. W jednym z komentarzy do tego fragmentu znalazłem stwierdzenie, że to był dziwny spór. Trudno mi się z tym zgodzić – to raczej była bardzo normalna sprawa wśród ludzi, którzy dopiero uczyli się, czym jest Królestwo Boże i jakie w nim panuje prawo.
W drugim czytaniu z Listu św. Jakuba znajdziemy ostrzeżenie nawiązujące do sytuacji, w której znaleźli się Apostołowie. Napisał to przecież jeden z nich, więc możemy w tych słowach dostrzec dodaną wartość własnego doświadczenia: „Gdzie zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek” (Jk 3,16). Znam takich ludzi, którzy tylko czekają na okazję do tego, żeby się pokłócić, żeby coś komuś wytknąć, żeby się przyczepić i jątrzyć. Nie dość, że sami muszą być głęboko nieszczęśliwi, to też zatruwają życie innym. Jaka może być na to rada? „Mądrość zaś zstępująca z góry jest przede wszystkim czysta, dalej – skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy” (Jk 3,17). Mowa tu o mądrości, która spływa w ludzkie serca od Boga, której człowiek doświadcza, by potem ją naśladować.
Warto wziąć sobie to zdanie jako punkt odniesienia w rachunku sumienia: czy zauważam w sobie przymioty mądrości zstępującej z góry? To pomaga właściwie ocenić nasze postępowanie – czy jest ono w duchu Ewangelii, czy jednak gdzieś obok, według dostosowanej do naszych potrzeb „dobrej nowiny”. W Kościele możemy zauważyć zaprzeczenia cnót, które wypunktował Jakub Apostoł. Ale możemy też dostrzec ich ucieleśnienie – i tego należy się uchwycić, że jest to możliwe do wprowadzenia w życie. Kiedy jednak patrzymy na Apostołów z dzisiejszej Ewangelii, którzy kłócą się o stołki, to możemy zwątpić w sensowność walki o ducha Miłości w swoim sercu. Skoro tym, którzy byli tak blisko Jezusa, tak bardzo się to nie udawało, to co dopiero nam? To strasznie podstępna pułapka, która ma nas unieruchomić w rozwoju, a zarazem podsunąć wytłumaczenie dla własnych niepowodzeń i trudności z wprowadzaniem Ewangelii w życie.
„Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój” (Jk 3,18). Jak zaprowadzić pokój, skoro czasami nie widać na horyzoncie żadnej szansy na zgodę? To jest pytanie, które niejeden raz spędzało mi sen z powiek, gdy znalazłem się pośrodku jakiegoś konfliktu i próbowałem pogodzić ludzi między sobą. I tu z pomocą przychodzą kolejne słowa z Listu św. Jakuba: „Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych” (Jk 4,1). Warto oderwać się od przedmiotu sporu i zacząć kopać głębiej, by dotrzeć do prawdziwych powodów niezgody. One mogą naprawdę zaskakiwać. Autoanaliza jest bardzo istotna, bo zawsze są bardziej pierwotne przyczyny naszych działań niż te, które można by wskazać na pierwszy rzut oka.
Spójrzmy dalej na słowa Apostoła Jakuba: „Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz” (Jk 4,2-3). Oj, bardzo mi to przypomina o pewnym rodzaju modlitwy, której „styl” można by ująć w następujący sposób: „Panie Boże, przecież wiesz, że to ja mam rację w tym sporze, więc spraw, by ta druga osoba przejrzała na oczy i odpuściła, przeprosiła i przyznała się do błędu”. Apostoł wskazuje, że problemy w relacjach pomiędzy ludźmi biorą się przede wszystkim stąd, że brakuje głębokiej więzi z Bogiem, który mógłby być punktem odniesienia w próbie zrozumienia, czym jest miłość i jak nią żyć na co dzień. Można wówczas latami babrać się w kłótni, w której w pewnym momencie już nie wiadomo, o co poszło i o co tak naprawdę chodzi.
Dlatego warto spojrzeć na to, w jaki sposób do konfliktu pomiędzy uczniami podszedł Jezus: „Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy” (Mk 9,34). Brak dialogu nie pomaga rozwiązać problemów. Jeśli nie podejmie się dyskusji, to nie zażegna się sporów. Rozmowa nie jest nigdy niebezpieczeństwem, ale ona jest zawsze szansą. „On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich»” (Mk 9,35). Jeśli chcemy rozwiązywać konflikty, jakie pojawiają się we wspólnocie Kościoła, to przede wszystkim musimy najpierw zgromadzić się wokół Jezusa, zacząć z Nim rozmawiać, zacząć pytać, co On o tym wszystkim sądzi. A On będzie wskazywał na Siebie jako na Tego, który pierwszy do końca umiłował. Jeśli chcemy nauczyć się miłości, która nie ma granic, jest bezwarunkowa i naprawdę do wszystkich, to musimy zacząć spotykać się z Miłością, doświadczać Jej, ale nie sami dla siebie, lecz razem – w jednym Kościele, przy jednym Panu. Wtedy będziemy w stanie pięknie się różnić, a o to przecież chodzi.
I nie jest to wyraz żadnego modernizmu, który (podobno) panoszy się w Kościele. I to też nie żadna postępowość czy wypaczanie nauki Jezusa, lecz czysta Ewangelia. Jeśli naprawdę ktoś żyje według niej, to różnice, jakie napotka w relacjach z innymi, będą zawsze dla niego bogactwem, będą pociągać i prowadzić do spotkania i dialogu, a nigdy nie staną się powodem do budowania murów i odgradzania się od grożących z zewnątrz niebezpieczeństw. Bo głównym zagrożeniem dla człowieka jest pycha, czyli chęć bycia „pierwszym”, która czasami wyraża się właśnie w przekonaniu, że jestem tak bardzo cenny, że muszę odciąć się od innych, by nie stracić nic ze swojego piękna.
Piękno Chrystusa jest w Jego krzyżu, w Jego odrzuceniu, w Jego niesprawiedliwym i niezawinionym cierpieniu: „Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo – jak mówił – będzie ocalony” (Mdr 2,19-20). Jezus potwierdza to starotestamentalne proroctwo, mówiąc: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie” (Mk 9,31). Krzyż jest drogą do zmartwychwstania i życia wiecznego, od którego dla człowieka wierzącego nie powinno być nic piękniejszego i bardziej wartościowego. Dlatego wołajmy razem z Psalmistą: „Wybaw mnie, Boże, w imię Twoje, mocą swoją broń mojej sprawy. […] Bo powstają przeciw mnie pyszni, gwałtownicy czyhają na moje życie. […] Oto mi Bóg dopomaga, Pan podtrzymuje me życie” (Ps 54,3.5.6). I niech ta modlitwa przemienia nasze myślenie, byśmy nikogo się nie obawiali, lecz w każdym widzieli siostrę i brata, do których można przyjść z Dobrą Nowiną o zbawieniu w Chrystusie.
Skomentuj artykuł