Robotnicy wyprawieni na żniwo
Bycie robotnikiem nie może być dorywczą pracą sezonową, ale zadaniem podjętym na całe życie. Nie zawsze jest to praca przynosząca satysfakcję i spełnienie, co może bardzo demotywować. Chodzi jednak o wytrwałość - w smutku i radości.
W zeszłotygodniowym komentarzu pisałem o tym, że nie może być w naszym oddaniu wobec Chrystusa żadnego "ale". Dzisiejsza Ewangelia zdaje się pokazywać konsekwencje tego, że w relacji do Zbawiciela pojawiają się ciągle jakieś zastrzeżenia. Jezus, być może z lekkim rozczarowaniem (za każdym razem, gdy to czytam, mam takie wrażenie), stwierdza: "Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo" (Łk 10,2).
Żniwo jest ogromne, a brakuje rąk do pracy. Jest co robić, trzeba tylko chcieć. I choć krótkie jest to słowo "tylko", to najbardziej właśnie o nie się rozchodzi - dla nas to "tylko" jest ogromnym wyzwaniem. Perspektywa pracy przy żniwach może przerażać. Dzieje się tak jednak z myślenia, że to od nas tak wiele będzie zależeć. Ale skoro są już żniwa, to znaczy, że to, co już urosło, zostało wcześniej posiane przez kogoś innego. Wzrost ziarna wiary w czyimś sercu zależy od wielu czynników. Jezus zadania głoszenia Ewangelii nie zrzuca na barki niewielu, lecz rozdziela pracę.
Wciąż jednak jest zbyt mało robotników - więcej jest w Kościele obserwatorów, biernych odbiorców łaski niż tych, którzy chcieliby głosić Ewangelię, poświęcając wiele, by dotrzeć do innych z Dobrą Nowiną. Bycie robotnikiem nie może być dorywczą pracą sezonową, ale zadaniem podjętym na całe życie. Nie zawsze jest to praca przynosząca satysfakcję i spełnienie, co może bardzo demotywować. Chodzi jednak o wytrwałość - w smutku i radości. Jest ona możliwa, jeśli ufa się "Panu żniwa", że ta praca ma sens: "Radujcie się wraz z Jerozolimą, weselcie się w niej wszyscy, co ją miłujecie. Cieszcie się z nią bardzo wy wszyscy, którzyście się nad nią smucili. Ażebyście ssać mogli aż do nasycenia z piersi jej pociech; ażebyście ciągnęli mleko z rozkoszą z pełnej piersi jej chwały" (Iz 66,10-11).
Perspektywa pracy przy żniwach może przerażać. Dzieje się tak jednak z myślenia, że to od nas tak wiele będzie zależeć.
W jaki sposób Pan wyprawia swoich robotników na żniwo? Daje im odwagę, by nie bali się iść do tych, którzy - mówiąc delikatnie - nie są przyjaźnie nastawieni: "Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki" (Łk 10,3). Robotnicy idą na żniwo odziani przede wszystkim w łaskę, skupieni na Królestwie Bożym, nierozproszeni codzienną troską o przetrwanie: "Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie" (Łk 10,4). Wysłani przez Pana do pracy ewangelizacyjnej niosą innym pokój: "Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: «Pokój temu domowi»” (Łk 10,5). Czytając te słowa, trzeba przyznać, że bycie robotnikiem przy żniwach Pana jawi się jako niezwykle wymagające wyzwanie.
Zastanawiające jest zdanie, które pojawia się na samym początku dzisiejszej Ewangelii. Ciekawe, że Jezus najpierw wysyła kogoś przed sobą: "Jezus wyznaczył jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch uczniów i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał" (Łk 10,1). Może po to, żeby przygotować serca innych na to, jak bardzo bliski jest Bóg - nie jest wydumaną i niedosięgalną ideą, lecz Człowiekiem, który przychodzi ze zbawieniem. Wcielenie do dziś jest dla wielu zgorszeniem.
Wskazania Jezusa wysyłającego siedemdziesięciu dwóch przed sobą są dość szczegółowe: "Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co Wam podadzą (…)" (Łk 10,8). W tych słowach Mistrza z Nazaretu widzimy, że głosiciel ma zaspokajać jedynie podstawowe swoje potrzeby, a nie oczekiwać luksusowej gościny. W tych słowach zauważyć można również wskazanie, by szanować miejscową kulturę i zwyczaje. Z Ewangelią wkracza się zawsze w jakiś konkretny kulturowy kontekst, mówiąc: "Przybliżyło się do was królestwo Boże" (Łk 10,9). Inkulturacja jest niesamowitą "zdolnością" chrześcijaństwa. Jest to dar od samego Boga, który stał się człowiekiem. Właśnie Wcielenie Syna Bożego jest źródłem mocy, dzięki której Słowo wciąż może stawać się Ciałem.
Ewangelizator nie może zdusić miejscowej kultury i narzucić swojego sposobu wyrażania wiary. Ewangelia, dzięki Duchowi Świętemu, który przez nią działa, wydobywa to, co najlepsze, zachowuje i rozwija to na chwałę Boga. Inkulturacja nie jest jednak bezkrytyczna: "Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: «Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże»" (Łk 10,10-11). Jednakże nawet w sytuacji odrzucenia ostatnim słowem, po napomnieniu, jest głoszenie bliskości Królestwa Bożego.
Ewangelizator nie może zdusić miejscowej kultury i narzucić swojego sposobu wyrażania wiary. Ewangelia, dzięki Duchowi Świętemu, który przez nią działa, wydobywa to, co najlepsze, zachowuje i rozwija to na chwałę Boga.
Posłani przez Pana na żniwo są wyprawieni przez Niego na drogę przede wszystkim w krzyż: "Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata" (Ga 6,14). Krzyż ma być w naszych rękach znakiem dla świata, który czasem dość brutalnie nas odrzuca, atakując tak, jak wilki atakują owce: "(…) na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa" (Ga 6,17). Nie ze znaków jednak mamy się cieszyć - znaków, które były w naszym życiu i które widzieliśmy u innych - ale przede wszystkim z powołania do świętości: "Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie" (Łk 10,20). Wszystkie te znaki świadczą o bliskości Królestwa, lecz nie można zatrzymać się na nich - one mają sprawić, że zaczniemy pragnąć życia wiecznego.
Świadek przychodzi zawsze z pewną prywatną historią, która ma unaocznić Bożą Obecność: "Przyjdźcie i słuchajcie mnie wszyscy, którzy boicie się Boga, opowiem, co uczynił mej duszy" (Ps 66,16). Historia pojedynczej osoby wpisuje się jednak zawsze w historię całej wspólnoty, ponieważ świadek nie działa we własnym imieniu, ale odczytuje swoje miejsce w powszechnej historii zbawienia: "Przyjdźcie i patrzcie na dzieła Boga: zadziwiających rzeczy dokonał wśród ludzi. Morze na suchy ląd zamienił, pieszo przeszli przez rzekę: Nim się przeto radujmy! Jego potęga włada na wieki" (Ps 66,5-6). Chrześcijaństwo możliwe jest tylko we wspólnocie. Wielkiego żniwa nie da się po prostu ogarnąć w pojedynkę.
Skomentuj artykuł