Skoro jestem taki grzeszny, to z czym do ludzi?

fot. Lea Fabienne / Unsplash

Bardziej niż Jezusa wstydzimy się tego, że nie potrafimy żyć według Jego Ewangelii, że tak źle nam to idzie. Stąd ten brak odwagi, stąd ten dylemat - przyznać się do Jezusa czy nie? Skoro taki jestem grzeszny, to... z czym do ludzi?

Czy mam powoływać się na Ewangelię i świadczyć o tym, że staram się według niej żyć, czy raczej wybrać spokój od światopoglądowych dyskusji, a być może nawet od wytykania palcem? Oto jest dylemat, choć odpowiedź na to pytanie wydaje się być oczywista. W praktyce nie jest to takie proste: przyznać się do Jezusa; przyznać się do tego, że chodzę do kościoła; że sakramenty są dla mnie ważne; że Biblia jest dla mnie czymś więcej niż zbierającą kurz książką. Kochamy Jezusa, z całego serca, ale chcielibyśmy go trochę schować tylko dla siebie, bo przecież tyle się mówi, że wiara to nasza prywatna sprawa… Po co prowokować kogoś, kto może nie lubi Kościoła, a Pismo Święte jest dla niego tylko mitologią?

Trzeba powiedzieć, że wspomniany dylemat nie dotyczy jedynie starcia na linii wierzący-niewierzący bądź praktykujący-niepraktykujący, kiedy zastanawiamy się, czy dla "świętego spokoju" nie lepiej jest po prostu siedzieć cicho i robić swoje. Chyba nawet częściej, paradoksalnie, można taki dylemat dostrzec w sytuacji spotkania wierzących-radykalnych (którzy chcą prawdziwie żyć Ewangelią we wszystkich wymiarach swojego życia, bo jest ona dla nich punktem odniesienia) z wierzącymi-konformistami (którzy co prawda wierzą, ale Ewangelię traktują trochę jak kulę u nogi, korzystając z jej bogactwa w zależności od potrzeb i okoliczności). Przede wszystkim jednak ten dylemat przeżywa każdy z nas w swoim sercu rozdartym pomiędzy światem a Królestwem Bożym, pomiędzy wygodą wiary "prywatnej" a trudami Ewangelii, która żywa jest wtedy, gdy jest głoszona słowem i czynem.

DEON.PL POLECA

Święty Paweł odpowiada nam na powyższy dylemat dość stanowczo i bezkompromisowo, wzywając: "Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego (…), lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga" (2 Tm 1,8). Ewangelia nie jest starodawną opowieścią, która ma człowieka roztkliwiać, ale jest Żywym Słowem Boga, które ma przemieniać ludzkie serce. Pewnie dlatego tak często nas ona uwiera, nie dając spokoju i demaskując to, co jest w nas jeszcze tak bardzo ludzkie i stojące w sprzeczności z Bożą logiką miłości.

Znamy przesłanie Ewangelii. Wiemy też jednak, jak słaba jest nasza wiara, jak wiele nam brakuje, żeby móc nazwać samych siebie ludźmi ewangelicznymi. Podobną świadomość musieli mieć uczniowie Chrystusa: "Apostołowie prosili Pana: «Przymnóż nam wiary»" (Łk 17,5). Wydaje mi się, że bardziej niż Jezusa wstydzimy się częściej tego, że nie potrafimy żyć według Jego Ewangelii, że tak źle nam to idzie… Stąd ten brak odwagi, stąd ten dylemat - przyznać się do Jezusa czy nie? Skoro taki jestem grzeszny, to... z czym do ludzi?

Jeśli będziemy mieli takie i tym podobne wątpliwości, czy mamy prawo głosić innym Dobrą Nowinę, sami będąc tak bardzo niedoskonali, przypomnijmy sobie wtedy słowa Jezusa: "Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: «Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze», a byłaby wam posłuszna" (Łk 17,6). Nie wielkość wiary czyni nasze świadectwo wiarygodnym i przekonującym. Wiara chrześcijanina jest silna mocą Tego, któremu człowiek zaufał: "Przyjdźcie, uwielbiajmy Go, padając na twarze, zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył. Albowiem On jest naszym Bogiem (…)" (Ps 95,6-7).

Trochę w opozycji do pięknych słów Psalmisty stoją słowa z Księgi Habakuka: "Dokądże, Panie, wzywać Cię będę, a Ty nie wysłuchujesz? Wołać będę ku Tobie: «Krzywda mi się dzieje», a Ty nie pomagasz? Czemu każesz mi patrzeć na nieprawość i na zło spoglądasz bezczynnie?" (Ha 1,2-3). Trudno jest ufać Bogu, kiedy widzi się zło - w świecie, w Kościele, w innych, w sobie... Jeszcze trudniej, kiedy samemu doświadcza się na własnej skórze jego skutków. Pośrodku największych jednak ciemności Bóg daje światło: "Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności" (Ha 2,4).

Potrzebujemy powiewu Ducha Świętego, który da nam odwagi w głoszeniu i stanowczości w przyjmowaniu słów Zbawiciela. "Przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia" (2 Tm 1,6-7). Co prawda św. Paweł pisze te słowa do biskupa Tymoteusza, ale każdy z nas powinien odnieść je również do siebie, bo na każdego z nas została włożona ręka samego Boga w momencie otrzymania chrztu świętego.

"Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać" (Łk 17,10). Wyrwijmy trochę te słowa z kontekstu, w którym są one wyrazem prawdziwej pokory. Wyrwijmy je po to, żeby zobaczyć, jak czasami pokorę mylimy z brakiem poczucia własnej wartości i godności: "Jestem do niczego, dlatego robię tylko tyle, co muszę - nic ponad to". Bronimy się przed wejściem w głębszą relację z Bogiem, pozostając na minimum. Przecież ja się nie nadaję na więcej, zbyt słaby jestem, gdzie ja tam tak blisko Pana Boga…

Niekiedy zdarza się jednak również tak, że jesteśmy bardzo dumni z tego minimum - trochę jakbyśmy Panu Bogu robili wielką łaskę, żyjąc według Ewangelii. Mam przecież tyle innych spraw na głowie, więc Bogu musi wystarczyć to, że w ogóle mam z Nim jakikolwiek kontakt i że poświęcam Mu swój cenny czas. I to daje mi poczucie, że jestem człowiekiem sprawiedliwym. Sprawiedliwość nie polega jednak na zewnętrznym zachowywaniu przepisów, na wypełnianiu wyznaczonego minimum, lecz jest otwarciem serca na Boży porządek. Wiara jest dynamiczną relacją miłości, a nie tkwieniem przy Bogu z przyzwyczajenia. Życie duchowe nie może być wegetacją, lecz rozkwitem - w przeciwnym razie nie jest życiem! Nie mamy przetrwać na tej ziemi i doczołgać się do bram Królestwa niebieskiego, lecz iść do niego z podniesioną głową - dumni, że "On jest naszym Bogiem, a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku" (Ps 95,7).

Jasne, że upadniemy i potłuczemy się, bo za bardzo zadzieraliśmy nosa i pycha nas zgubiła. Jasne, że nie będziemy potrafili o własnych siłach wstać: "Oto ucisk i przemoc przede mną, powstają spory, wybuchają waśnie. I odpowiedział Pan tymi słowami: «Zapisz widzenie, na tablicach wyryj, by można było łatwo je odczytać. (…) Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności»" (Ha 1,3;2,2.4). Słowa te Jezus wyrył krzyżem na tablicach naszych serc. Innym łatwo będzie je odczytać, jeśli nasze serca będą otwarte na oścież, a w czynach miłości wypełniać się będzie Chrystusowa Ewangelia.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Skoro jestem taki grzeszny, to z czym do ludzi?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.