Była "symbolem" seksu. Nawróciła się dzięki świętemu Ojcu Pio

Była "symbolem" seksu. Nawróciła się dzięki świętemu Ojcu Pio
fot. Domena publiczna / Wikimedia Commons
Logo źródła: WAM Liza Gastoni

"Drzwi otworzyły się i stanął przede mną Ojciec Pio. Wiedziałam, że umarł parę lat wcześniej, a przecież widziałam go na własne oczy takim, jakim zapamiętałam go z owego spotkania w San Giovanni Rotondo. Nie czułam żadnego lęku" - przeczytaj świadectwo nawrócenia Lizy Gastoni, aktorki, która zmieniła swoje życie dzięki świętemu Ojcu Pio.

Osobą, która zupełnie odmieniła swe życie po spotkaniu z Ojcem Pio, jest Liza Gastoni - zdolna, wspaniała aktorka zawdzięczająca swą popularność dość drastycznym filmom, takim jak "Dziękuję ciociu", "Magdalena", "Uwiedzenie" czy też "Skandal". Do pewnego czasu była ona "symbolem" seksu i erotyzmu.

Trudno jest sobie wyobrazić, iż aktorka grywająca podobne role może równocześnie być osobą roztrząsającą sprawy duszy, myślącą o Ojcu Pio, czy nawet odczuwającą kryzysy duchowe, które w końcu doprowadziły ją do odkrycia prawdziwych wartości w życiu. A tak w istocie stało się. Mozolny proces jej przemiany trwał wiele lat.

DEON.PL POLECA

"Po raz pierwszy pojechałam do San Giovanni Rotondo, by spotkać się z Ojcem Pio, w roku 1961" - powiedziała mi Liza Gastoni. Słyszałam, że zakonnik ten jest święty, a ja zaś potrzebowałam wtedy cudu.

Mieszkałam we Włoszech od niedawna. Przyjechałam tu, by kręcić film. Miałam wtedy 26 lat. Urodziłam się w Alassio, z ojca Włocha i matki Irlandki. Młodość jednakże spędziłam w Londynie, dokąd przenieśliśmy się tuż po wojnie. Po maturze w liceum klasycznym przez dwa lata uczęszczałam na uniwersytet. Chciałam zostać architektem, lecz wciągnął mnie świat rozrywki. Najpierw byłam modelką, później pracowałam w telewizji, a w 1960 roku zaczęłam karierę filmową. Stawiałam wówczas pierwsze kroki w zawodzie aktorskim.

O ile dobrze pamiętam, kręciliśmy wtedy film pod tytułem "Syn Attyli" albo "Pojedynek w górach Sila". Zgodziłam się na tę propozycję, by urwać się z domu, gdzie panowała atmosfera straszliwej udręki. Mój ojciec był chory na raka mózgu i żołądka. Choroba z wolna zabijała go.

Moi rodzice byli wspaniałymi osobami. Mieli duszę dwojga niewinnych dzieci. Nie potrafili nawet dopuścić do siebie myśli, że istnieje zło. Całe swe życie poświęcili pomagając innym, ale wobec cierpienia byli bezbronni.

Miałam poczucie winy pozostając z dala od nich w tak dramatycznym momencie. Myślami byłam wciąż przy moim ukochanym tacie.

W owych dniach poznałam Carla Campaniniego, włoskiego aktora komediowego, który był synem duchowym Ojca Pio. Nasza rozmowa zeszła w końcu na temat Ojca Pio i jego wyjątkowych mocy taumaturgicznych. Gdy Campanini opowiadał o cudownych uzdrowieniach dokonywanych przez Ojca Pio, pomyślałam od razu o moim ojcu i postanowiłam udać się do San Giovanni Rotondo. Powiedziałam o tym Campaniniemu. «Pojadę z tobą, bo właśnie zamierzałem się do niego wybrać» - zaproponował.

Omówiliśmy szczegóły podróży. Pojechaliśmy dwoma samochodami, gdyż dołączył do nas mój znajomy, aktor amerykański, z żoną i jedna z moich przyjaciółek, również Campanini wziął ze sobą żonę.

Było to chyba późną jesienią, gdyż, jak pamiętam, dawały się we znaki pierwsze chłody.

W czasie podróży poczułam nagle w samochodzie silny zapach fiołków. Przypomniawszy sobie opowieści Campaniniego, że zapach ten jest jednym z tajemniczych znaków od Ojca Pio, wysyłanych do wielu jego wielbicieli - przestraszyłam się.

Nie byłam jego entuzjastką, nie znałam go. A na dodatek byłam osobą racjonalną: nie wierzyłam w tego rodzaju rzeczy. Obwąchałam wszystkich towarzyszy podróży, by odkryć, od którego z nich tak pachniało, lecz bez skutku. Wyglądało na to, że żaden z nich nie użył takich perfum.

Zapach ten ciągle czułam, nawet po wyjściu z samochodu, kiedy zatrzymaliśmy się, by wypić kawę. Wsiadłszy do samochodu spytałam, czy oni też czuli tę woń, lecz odpowiedź była negatywna".

Dziwny niepokój

"Przyjechaliśmy do San Giovanni Rotondo późnym popołudniem. Od razu udaliśmy się do kościoła. Ledwie weszłam na klasztorny dziedziniec ogarnął mnie okropny niepokój. Czułam ogromny ciężar na sercu. Uczucia smutku, osamotnienia, winy, goryczy przytłaczały mnie zupełnie.

W kościele udręka tak bardzo nasiliła się, że musiałam stamtąd wyjść - poirytowana a zarazem zaniepokojona.

Spytałam się Campaniniego, jak długo zamierza zatrzymać się w San Giovanni Rotondo. «Przynajmniej parę dni», odpowiedział. Spojrzałam nań przerażona. Nie miałam odwagi, by protestować, bo to ode mnie wyszła propozycja wyjazdu, lecz w głębi duszy postanowiłam wyjechać stamtąd już następnego dnia.

Ponieważ o tak późnej godzinie nie odprawiano już żadnego nabożeństwa, a Ojciec Pio zamknął się w murach klasztornych, poszliśmy do hotelu.

«Jutro Ojciec Pio odprawia Mszę św. o piątej rano» - poinformował nas Campanini. - «Trzeba wcześniej położyć się spać, bo pobudka będzie o czwartej rano» - dorzucił.

Wiadomość ta jeszcze bardziej zniechęciła mnie do tego wszystkiego. Byłam nocnym markiem. Nigdy nie szłam spać przed drugą lub trzecią w nocy. Obudzić się o czwartej nad ranem - to było dla mnie rzeczą niemożliwą. Kiedy moi przyjaciele udali się do swych pokojów, powiedziałam sobie: «Nie wiem, co zrobię; zdecyduję jutro rano».

Pobyłam w mym pokoju zaledwie parę minut. Czułam, jakby dusiło mnie coś w środku. Poprosiłam więc przyjaciółkę, by została ze mną.

Dla zabicia czasu zaczęłyśmy grać w karty, ale po kwadransie poczułam straszną ociężałość. Zamykały mi się oczy, zupełnie jakbym zażyła jakiś silny środek nasenny.

«Nie wiem, co się ze mną dzieje» - powiedziałam do przyjaciółki.

- «Strasznie mi się chce spać, muszę się położyć» - dodałam. Poprosiłam ją, by powiedziała Campaniniemu i portierowi, aby rano mnie nie budzono. «Nie czuję się na siłach, by wstać o czwartej» - powiedziałam, i zapadłam w głęboki sen.

W pewnej chwili usłyszałam dobijanie się do mych drzwi. Przebudziłam się. Byłam jeszcze otępiała, kiedy ponownie zapukano z tą samą siłą. «Już idę!» - krzyknęłam.

Otworzyłam, lecz nikogo nie było. Spojrzałam na zegarek - wskazywał godzinę trzecią. «Chyba mi się śniło», powiedziałam sobie i wróciłam do łóżka zapadając w ten sam dziwnie mocny sen.

Znowuż usłyszałam walenie do drzwi. Tak silne, że  zdawały się drżeć ściany pokoju. Miałam zwyczaj spać z korkami w uszach, a mimo to owo pukanie bębniło mi w głowie. Wstałam poirytowana, otworzyłam drzwi, i tym razem nikogo nie było.

Była czwarta rano. Zeszłam na dół do recepcji, by złożyć skargę. «Przecież prosiłam was, żeby mnie nie budzić» - zaprotestowałam. Portier zapewniał mnie, że wcale nie pukał do mojego pokoju. Poszłam do mej przyjaciółki, do Campaniniego i do innych - nikt mnie nie budził.

Wszyscy oni przygotowywali się do pójścia na Mszę św., a ponieważ byłam już na nogach, zdecydowałam się do nich dołączyć. Lecz bez entuzjazmu, przeciwnie - byłam w złym humorze.

Kiedy weszłam do kościoła zdumiało mnie, że o tak wczesnej porze było tu takie zatłoczenie wiernych.

Msza św.  zaczęła się niemal od razu. Byłam bardzo spięta i czułam się okropnie. Niepokój wewnętrzny przytłaczał mnie coraz bardziej. Czułam żal do samej siebie za to, że przyszłam.

Nic nie pamiętam z owego nabożeństwa. Marzyłam o tym, by jak najszybciej skończyło się, bo chciałam wyjść. Myślę, że nie odmówiłam wtedy najkrótszej choćby modlitwy".

Spojrzenie palące jak ogień

"Po zakończonej Mszy św. Campanini, znający dobrze codzienne zwyczaje Ojca Pio, zaprowadził nas na korytarz, którędy przechodził on zawsze z kościoła do klasztoru.

«Jak tylko przyjdzie, trzeba uklęknąć - pobłogosławi nas» - powiedział.

Wszyscy byli wzruszeni, ja zaś zdenerwowana.

Ojciec Pio przybył po kilku minutach. Moi przyjaciele padli na kolana. Spróbowałam i ja, lecz nic z tego. Moje nogi były jak kołki, nie zgięły się. Campanini pociągnął mnie za spódnicę i wyszeptał: «Uklęknij», lecz ja byłam jak zamurowana. Nie sparaliżowała mnie ani emocja, ani wiara. To było coś innego. Zawładnęła mną jakaś obca siła.

Ojciec Pio przystawał przy każdym z nas, by go pobłogosławić. Stanąwszy przede mną spojrzał na mnie i położył mi ręce na głowę dotykając dwa razy mych włosów. Byłam tak zmieszana, że zrobiłam jakiś dziwny ukłon, lecz nie uklękłam.

Ojciec  Pio poszedł dalej rozdzielając błogosławieństwa. U klasztornych drzwi zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie. Nie potrafiłabym opisać jego spojrzenia, ale wciąż we mnie tkwi. To był ogień, który przeniknął najgłębsze pokłady mej duszy, mego ciała i mózgu. Myślałam, że się rozpłynę w nicość. Moje ciało nagle stało się lekkie, ciężar na sercu zniknął, nogi ugięły się i padłam na kolana. Ogarnęła mnie wielka radość. Byłam pewna, że otrzymałam od niego ogromną pomoc.

Ojciec Pio wszedł do klasztoru, a my wróciliśmy do hotelu.

Nikt nie zorientował się w zmianie, jaka we mnie zaszła. Nie rozmawiałam o tym z moimi przyjaciółmi. Wręcz przeciwnie, przeszkadzała mi ich rozmowa. Pragnęłam zostać sama.

Wymawiając się zmęczeniem, zaraz po śniadaniu poszłam do mojego pokoju. Położyłam się do łóżka w ubraniu i zasnęłam. W pewnej chwili znowuż obudziło mnie pukanie do drzwi. Tym razem nie rozzłościłam się. To był Ojciec Pio, który mnie wzywał. Skoczyłam na równe nogi, włożyłam sweter i pobiegłam do kościoła. Była trzecia po południu. Na dziedzińcu spotkałam jakiegoś zakonnika, który widząc, że zdecydowanym krokiem kieruję się do kościoła, powiedział: «Jeszcze za wcześnie. Otwieramy za pół godziny». Ale w tej samej sekundzie zauważyłam, że inny zakonnik otwiera drzwi kościoła. Ruszyłam dalej, weszłam do środka, podeszłam do pierwszego rzędu ławek i uklękłam.

Czułam palącą potrzebę modlitwy. Pochodziłam z bardzo religijnej rodziny, wychowano mnie po chrześcijańsku. Uczyłam się w szkole prowadzonej przez zakonnice. Niestety, później wiodłam bardzo beztroskie życie. Miałam wielu wielbicieli, wyszłam za mąż i rozwiodłam się. Nie straciłam wiary, lecz zobojętniałam. Zaczęłam modlić się po swojemu, a właściwie prosiłam o pomoc. Powtarzałam: «Pomóżcie mi, pomóżcie». I tak rozmawiając sama z sobą wyliczałam moje wątpliwości i cierpienia. Prosiłam o pomoc dla mego ojca.

Kiedy tak dziwnie rozmawiałam, miałam wrażenie, jakby koło mnie ktoś stał. Podniosłam oczy i zobaczyłam Ojca Pio. Stał tuż obok, pochylony, by lepiej słyszeć me słowa".

"Nie zmieniłam jednak życia"

"Nie wiem, jak długo jeszcze mówiłam. Opowiedziałam mu wszystko o sobie i o mym życiu. Odpowiadałam na pytania, które mi zadawał albo może mi się zdawało je słyszeć. To była długa rozmowa - prawdziwa spowiedź.

Rozmawiając z Ojcem Pio czułam, jak mój umysł zaczyna pojmować wiele spraw mego życia, dramat cierpień mego ojca. Po raz pierwszy wyraźnie odczuwałam, że jestem w stanie ogarnąć sens własnej egzystencji, przejrzeć do głębi samą siebie.

W końcu Ojciec Pio podniósł swą stygmatyzowaną dłoń i pobłogosławił mnie. Po całym mym ciele przebiegł dreszcz i mą duszę ogarnęło tak silne wzruszenie, że nie potrafiłam opanować płaczu.

Na drugi dzień jeszcze raz poszłam na Mszę św. odprawianą przez Ojca Pio. Przyjęłam Komunię św. Później wróciliśmy do Rzymu.

Taka jest moja historia spotkania z Ojcem Pio. Po tym wszystkim, co przydarzyło mi się w owych dniach, powinnam była odmienić swe życie, a tymczasem nic się nie zmieniło.

Nie zostałam cudownie oświecona przez Ojca Pio. Pomógł mi jedynie zrozumieć, gdzie jest prawda, zaś wybór pozostawił mnie samej.

Być może już sam zawód aktorski nie sprzyjał refleksyjności. Reszty dopełnił mój ekstrawersyjny charakter i żądza coraz nowszych emocji. Prowadziłam to samo życie co przedtem. Tymczasem zmarł mój ojciec, co być może wpłynęło w jakimś stopniu na rozmycie się wspomnienia o Ojcu Pio, mimo że nigdy go nie zapomniałam.

Moja kariera zaczęła rozkręcać się na dobre. Zagrałam w wielu innych filmach. W 1965 roku dostałam ważną rolę w "Obudź się i zabij", w reżyserii Carla Lizzaniego, dzięki której zdobyłam popularność.

Ale prawdziwy sukces dał mi film "Dziękuję, ciociu", Salvatore Samperiego. Był to dość pikantny film, z dużą ilością scen gwałtownych i erotycznych. Zabroniony został dla widzów niepełnoletnich. Wszedł na ekrany kin w 1968 roku i wzbudził sporo dyskusji.

W tym właśnie roku zmarł Ojciec Pio. Śmierć zakonnika, którego dobrze zapamiętałam, pobudziła mnie do refleksji, lecz na krótko.

Moje filmy przynosiły duże zyski. Niełatwo było zrezygnować z tylu pieniędzy i popularności, dlatego też szłam dalej tą samą drogą. Wkrótce zrozumiałam, że zabrnęłam w ślepy zaułek, z którego niemal niemożliwe jest wyjść.

Nie mam zamiaru usprawiedliwiać się ani zastanawiać się, czy gdyby cofnąć czas, zagrałabym jeszcze raz w tych filmach. Nie wypieram się tego, co zrobiłam, ale dopiero teraz zrozumiałam, że moje życie w tamtym okresie było jednym długim ciągiem błędów.

Jestem aktorką, a aktorka podejmuje się ról, jakie są jej proponowane. Na dodatek jestem kobietą impulsywną, która całą swą duszą i ciałem rzuca się w wir życia płacąc za to na własnej skórze. Przez pewien czas udawało mi się chłodno podchodzić do moich ról, trzymać pewien dystans wobec bohaterek, które grywałam. Niestety, później poddałam się, i był to mój największy błąd".

"Przyszedł się ze mną zobaczyć"

"W tym okropnym okresie mego życia Ojciec Pio nie opuścił  mnie. Był zawsze przy mnie, w pewnym sensie «prześladował» mnie. Jego duchowa obecność była moją obsesją, gdyż zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo gani on moje postępowanie.

Ojciec Pio na przeróżne sposoby dawał o sobie znaki. Czasami, kiedy byłam w domu i myślałam o nim, słyszałam okropne walenie do drzwi. Któregoś dnia ciężko rozchorowałam się i potrzebowałam pomocy lekarskiej. Zrozpaczona szukałam lekarza godnego zaufania i kiedy w końcu znalazłam w książce telefonicznej adres poleconego mi specjalisty, w dodatku reklamowym widniejącym obok jego nazwiska ujrzałam ze zdumieniem fotografię Ojca Pio.

Tego już było za wiele. Miałam już dość wszystkiego. Straciłam chęć do pracy. Nie chciałam nawet żyć.

Siedziałam w tym właśnie pokoju i myślałam o Ojcu Pio. Zrozumiałam, że tylko on może mi pomóc. Wzywałam go z całej mej duszy: «Musisz mi pomóc, błagam».

Kiedy wypowiadałam te słowa zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. W tej samej sekundzie zobaczyłam, jak ktoś powoli naciska klamkę. Drzwi otworzyły się i stanął przede mną Ojciec Pio. Wiedziałam, że umarł parę lat wcześniej, a przecież widziałam go na własne oczy takim, jakim zapamiętałam go z owego spotkania w San Giovanni Rotondo. Nie czułam żadnego lęku. Ojciec Pio podszedł do mnie i spojrzał na mnie tak, jak wtedy. To było to samo straszliwe spojrzenie, płonące ogniem. Nie powiedział ni słowa, lecz zrozumiałam wszystko.

Kiedy odszedł, poczułam w mej duszy głęboki spokój. Moje lęki, uczucie smutku i gnębiąca mnie chęć śmierci zniknęły. Poczułam w sobie nowe siły. Zdawałam sobie sprawę z daru, jakiego doświadczyłam, i postanowiłam uczynić wszystko, by nie zmarnować tej tajemniczej wizyty.

Już następnego dnia okoliczności skłoniły mnie do dokonania szybkich i nieodwołalnych wyborów. Doprowadziłam do końca podpisane wcześniej kontrakty, po czym podjęłam wielką decyzję: postanowiłam zerwać raz na zawsze z zawodem aktorskim. Była to dla mnie niezmiernie trudna decyzja. Akurat w tym samym okresie oferowano mi wiele ról i wynagrodzenie przyprawiające o zawrót głowy. Moje ostatnie filmy przyniosły dużo zysków, toteż chcieli mnie do swych filmów poważni reżyserzy, lecz proponowano mi wciąż te same role.

Od owego okresu minęło wiele lat. Moje życie całkowicie odmieniło się. Nie jestem już Lizą Gastoni z tamtych filmów. Odkryłam nowe zajęcia. Mój talent artystyczny znalazł upust w malarstwie, rzeźbie i pisarstwie. Interesują mnie wartości duchowe; czerpię je z wielu źródeł. Często jeżdżę do miejsc charyzmatycznych, takich jak Sanktuarium w Loreto, gdzie znajduje się Domek Matki Boskiej, lub Porcjunkula w Asyżu, w której modlił się św. Franciszek. Byłam też w Indiach, by poznać wielkich guru. Lecz najdroższym mi przewodnikiem życiowym pozostał Ojciec Pio".

Świadectwo pochodzi z książki "Cuda świętego Ojca Pio. Świadectwa, podziękowania, wskazania i modlitwy".

Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
oprac. Katarzyna Stokłosa

Święty, który ciągle jest z nami

Ojciec Pio z Pietrelciny to stygmatyk, którego relikwie pozostają nienaruszone, mimo że od jego śmierci minęło prawie pięćdziesiąt lat. Podobnie jak dawniej zadziwiał otoczenie swoją wiarą, tak dziś budzi...

Skomentuj artykuł

Była "symbolem" seksu. Nawróciła się dzięki świętemu Ojcu Pio
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.