Ta modlitwa ocaliła mój związek

Ta modlitwa ocaliła mój związek
(fot. shutterstock.com)
Justyna

Z największego brudu i chłamu On potrafi wyciągnąć dobro. Jego Miłosierdzie to nasza wielka nadzieja. Przestałam się bać.

Kilka lat temu przeżyliśmy z mężem bardzo trudny okres. Bardzo trudny. Brat męża popełnił samobójstwo. Osobą, która trzymała wszystkich w pionie był mój mąż - przejął zadanie opieki i organizacji za swoich rodziców, którzy z łatwością zrzucili cały swój ból na niego.

DEON.PL POLECA

Potem przyszła śmierć kochanej babci-domowniczki. Następnie problemy z poczęciem dziecka i strach, który w moim sercu znalazł sobie świetne lokum i panoszył się na całego.

W pewnym momencie przestałam wierzyć w to, że będzie dobrze. Było tylko źle i trudno. Z mężem oddalaliśmy się od siebie, każdy po swojemu "sklejał się" po samobójstwie szwagra. W sercu miałam przekonanie, że Bóg zechciał mi dokopać i to też czyni.

Tu muszę zrobić dygresję. Po telefonie z informacją, że szwagier targnął się na życie, pojechaliśmy natychmiast z mężem do teściów. Gdy tylko weszłam do domu i zobaczyłam martwe ciało stanęłam w korytarzu, nie wiedząc co dalej zrobić. Korytarz był mały i ciemny. Stałam pomiędzy dwoma zamkniętymi drzwiami: za jednymi była śmierć, za drugimi byli zrozpaczeni rodzice, których syn właśnie się zabił.

Nie wiedziałam za którymi drzwiami jest trudniej - oba wyzwania były bardzo wymagające do zmierzenia się. I wtedy usłyszałam bardzo mocne słowa w sercu: "Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według serca Twego". Uczepiłam się ich jak koła ratunkowego i nie schodziły mi z ust przez cały długi czas radzenia sobie z żałobą. Powtarzałam je, kompletnie nie rozumiejąc co oznaczają.

Z wielkim niedowierzaniem przyjmowałam dobre rzeczy, które z czasem zaczęły się dziać. Przede wszystkim pojechałam za wielką namową przyjaciółki na Fundament rekolekcji ingacjańskich. Od tamtej pory rozpoczął się czas mojego nawrócenia, rewolucji w moim sercu oraz prawdziwego poszukiwania Boga. Idąc ścieżką kolejnych rekolekcji, które cały czas kontynuuję, Bóg otwiera moje serce, oczy i wręcz wylewa na mnie ogromny zdrój łask. I najlepsze jest to, że ta rewolucja trwa cały czas!

Zostaliśmy z mężem pobłogosławieni dwoma córciami. Przeżyliśmy trzy duże kryzysy w małżeństwie, z których wychodziliśmy wspólnie z Bogiem: odnawiając przyrzeczenia małżeńskie, powierzając naszą relację Matce Bożej w nowennie pompejańskiej. Bóg otworzył mi oczy na wielką krzywdę, którą robiłam mężowi poprzez kompletny brak zrozumienia w kwestii mieszkania w moim domu rodzinnym. Dołączyliśmy do Domowego Kościoła i w zamian otrzymaliśmy wspólnotę, która nas wspiera.

Każde rekolekcje to wielkie porządki w moim sercu. W momencie, gdy byłam już pewna, że uporałam się z traumą śmierci samobójczej, na trzecim tygodniu rekolekcji podczas rozważań męki Pańskiej, Jezus pokazał mi, że... kompletnie nie wierzę w zbawienie szwagra. Kolejne lata układania w sercu i w głowie poszły na marne, bo... znowu zaczęłam się bać. Dostrzegłam bardzo wyraźnie, że podczas tych ciężkich chwil moje serce cały czas trwało w ciemności lęku.

Słowa "Jezu cichy i pokornego serca..." poza tym, że zaprowadziły mnie do nabożeństwa Najświętszego Serca Jezusa, nadal były dla mnie niezrozumiałe. I wtedy, gdy powiedziałam Jezusowi, że mu nie ufam w kwestii zbawienia "mojego" samobójcy, powiedział mi: "Nie z takimi [grzesznikami] daję sobie radę!" i się uśmiechnął. Dopiero wtedy Jezus dał mi łaskę zrozumienia i zaufania. Zaufania, że w Jego nieskończenie miłosiernym sercu każdy może odnaleźć wybaczenie. Rozjaśnił ciemny korytarz z zamkniętymi drzwiami swoimi słowami.

Dopiero wtedy zrozumiałam, że Jezus w tej najczarniejszej chwili mojego życia krzyczał mi do ucha, że jest ze mną i że jego miłosierdzie nie zna granic. Takie to oczywiste, prawda? Przez kilka lat żyłam w pełnym przekonaniu, że podczas traumatycznych przeżyć związanych z samobójstwem Bóg nie trzymał mnie za rękę, tylko mi dokopywał.

Nie potrafiłam znaleźć nic dobrego w wydarzeniach tamtego okresu, tylko ból i cierpienie. Jezus to zmienił. Pokazał mi, że od samego początku nie tylko ze mną był, ale jeszcze krzyczał mi do ucha o swoim kochającym Sercu. Przecież słyszymy zdania o miłosierdziu co chwilkę w kościele. Takie hasła.

No właśnie, dla mnie to były hasła, a teraz jest to prawda. Hasłem było dla mnie, że w trudach Bóg nas mocniej wspiera. Teraz to wiem. I widzę, że z największego brudu i chłamu On potrafi wyciągnąć dobro. Że Jego Miłosierdzie to nasza wielka nadzieja.

Przestałam się bać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ta modlitwa ocaliła mój związek
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.