Dariusz Dańkowski SJ: Czas na katolicką naukę społeczną
Katolicka nauka społeczna leży w Polsce odłogiem i kiedy przychodzi do realnej dyskusji, to okazuje się, że tej nauki, jako społeczność wiernych, nie znamy i nie stosujemy. Świeckie upolitycznione media, kształtujące debatę publiczną, wytwarzają tak wielkie ciśnienie, tak bardzo kanalizują nasze emocje, że powstaje wrażenie, iż „karty są już rozdane” i pozostaje tylko deklaracja opowiedzenia się po którejś stronie sporu.
Kiedy przed laty kupiłem sobie książkę napisaną przez trzech amerykańskich jezuitów „Katolicka nauka społeczna - nasz największy sekret” (Catholic social teaching - our best kept secret, Henriot, DeBerri, Schultheis) to pomyślałem sobie w pierwszym odruchu, że ten tytuł to po prostu chwyt marketingowy, mający zaskoczyć czytelników. Szybko jednak zgodziłem się z autorami, że większość katolików nie ma wiedzy o katolickiej nauce społecznej (zwanej dalej KNS).
Kiedy po semestrze zdalnych wykładów z KNS pewna studentka powiedziała mi, że słuchała tego wykładu ze swoimi rodzicami i że dzięki nim rodzice mogli odkryć, co to takiego KNS, bo nikt im tego wcześniej nie wyłuszczył, to po raz kolejny przekonałem się, że ten tytuł książki ma w sobie coś lapidarnie trafnego.
Kiedy czytam i słucham mediów katolickich zabierających głos w sprawach społecznych i zauważam w nich mechaniczne powielanie tego, co oferują świeckie media reprezentujące określone opcje polityczne, z tą jedyną różnicą, że zawierają mniej inwektyw i stosują nieco łagodniejszy język, to ponownie dochodzę do wniosku, że KNS w Polsce leży odłogiem i na co dzień jest nietknięta.
Dlaczego KNS ma „pod górkę”?
Dlaczego tak się dzieje? Autorzy amerykańskiego podręcznika podają kilka uniwersalnych przyczyn: bo teksty są suche i doktrynalnie rozbudowane, bo czasami bywają wymagające, bo dokumenty kościelne nie przemawiają tak silnie jak autentyczne świadectwo konkretnych ludzi, itd. To wszystko prawda, ale pytanie wciąż powraca - dlaczego KNS to aż taki sekret…?
Nie jest tak, żeby ktoś cenzurował treści katolickie. Wręcz przeciwnie, w naszych księgarniach bez trudu dostaniemy egzemplarze encyklik społecznych i różnych publikacji z tej dziedziny, media katolickie kwitną, w debacie publicznej odwołań do nauczania Kościoła jest co niemiara, niejednemu takie odwołanie pomogło nawet wygrać wybory. A jednak, kiedy przychodzi do realnej, merytorycznej dyskusji, to okazuje się, że my tej nauki, jako społeczność wiernych, po prostu nie znamy i nie stosujemy.
Tezy nauczania Magisterium Kościoła znikają z naszych debat. Zwykle jednym tchem wymieniamy zasady ogólne KNS, potem wymieniamy zasady szczegółowe, by ostatecznie powrócić do języka i pojęć oferowanych przez świeckie upolitycznione media i wtapiamy się w tę narrację w sposób tak bezbronny, że aż dziw bierze. Media, kształtujące debatę publiczną, wytwarzają tak wielkie ciśnienie, tak bardzo kanalizują nasze emocje, że powstaje wrażenie, iż „karty są już rozdane” i pozostaje tylko deklaracja opowiedzenia się po którejś stronie sporu.
Na początek jesieni, w dniach 23-30 września 2021 r., mamy dla was rabat do 40 proc. na publikacje WAM i MANDO oraz 15 proc. na książki innych wydawców. Wpisz kod: JESIEN21D
Tymczasem KNS posiada swoją własną historię, swoje własne słowa-klucze, wypracowane zasady życia społecznego, wśród których nie ma podziału na „lewicę” i „prawicę”, wreszcie swoją własną metodę: „widzieć – oceniać – działać”. W metodzie tej zaczynamy od opisu, który ma charakter interdyscyplinarny, ale zawsze w centrum umieszcza człowieka z jego transcendentalną godnością oraz naturą społeczną. Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” zaczyna się od słynnego zdania: „Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu” (GS, 1).
Jeżeli nie potrafimy usłyszeć i dostrzec radości i smutków ludzi wokół nas, to nasze nauczanie moralne, prędzej czy późnej, zamieni się w paternalistyczny moralizm albo w realizację różnych kryptointeresów.
Lekcja KNS
Jakiś czas temu, podczas zajęć z KNS, omawialiśmy zagadnienie demokracji i właśnie wtedy cały świat komentował aferę związaną ze szturmem na waszyngtoński Kapitol przez zwolenników prezydenta Trumpa. Po moim pytaniu o ocenę tego zdarzenia, zdania były podzielone: zwolennicy Trumpa oceniali to wydarzenie wyraźnie łagodniej, zaś jego przeciwnicy mieli tendencję do potępiania tego, co się tam działo. Dyskusja oparła się na istniejących już wcześniej emocjach.
Zaproponowałem jednak inne spojrzenie na to wydarzenie. Poszerzyłem to o kontekst historyczny i kulturowy społeczeństwa amerykańskiego z uwzględnieniem kryzysu ekonomicznego, rosnącego bezrobocia, prekariatu, rzesz ludzi żyjących w kamperach, wielu uzależnionych od leków i narkotyków, analizę problemów rasowych, zarówno tych historycznych jak i obecnych, analizę indywidualizowania się społeczeństwa, zaniku tradycyjnych wartości spajających społeczeństwo amerykańskie, wpływu internetu na kulturę polityczną, a skończywszy na analizie problemów globalnych – rosnącego rozwarstwienia ekonomicznego, zanieczyszczenia środowiska czy rosnącej roli korporacji międzynarodowych. Odwoływałem się przy tym do moich osobistych obserwacji z mojego kilkuletniego pobytu w USA.
Po omówieniu napięć, lęków i „chorób towarzyszących”, po refleksji na temat tego, co najbardziej służy podmiotowości współczesnych zwykłych Amerykanów, dyskusja się zmieniła. Przestał dominować podział na sympatyków demokratów i republikanów, zaś podziały, oceny i osądy zaczęły się krzyżować, iść w poprzek utartych schematów. Ważniejszy był człowiek, jego codzienne problemy, emocje, poczucie dumy i upokorzenia, zaspokojone i niezaspokojone potrzeby. Ten człowiek posiada swoje niezbywalne prawa, ale jednocześnie jest podatny na zranienia i antropologia chrześcijańska ma na ten temat wiele do powiedzenia.
Potencjał KNS
W każdej encyklice społecznej otrzymujemy swoistą „ściągawkę” - opis świata z jego aktualnymi problemami, doświadczeniami całych społeczeństw, ale też z rozpoznanymi znakami czasu - znakami nadziei. Ludzie żyjący nadzieją, nie boją się różnić między sobą i KNS wskazuje przestrzeń do pluralizmu poglądów wśród samych katolików, ale to jest już temat na osobny artykuł.
Kończąc, chciałbym zaproponować dwutorową ścieżkę popularyzowania KNS. Po pierwsze, nie powinna być wykładana jako wyłącznie przedłużenie historii Kościoła (papież taki a taki napisał encyklikę taką a taką). Wykład z KNS powinien zawierać refleksję pastoralną i etyczną, która poszerza kompetencje studenta o zdolność rozwiązywania konkretnych problemów w duchu nauczania Kościoła. Po drugie, studiowaniu KNS powinna towarzyszyć praktyka realizacji dzieł sprawiedliwości i ciągłe nawracanie się (analogicznie do tego, jak przy nauce o ochronie środowiska naturalnego powinno towarzyszyć nawrócenie ekologiczne – patrz: Laudato Si). Takie podejście daje nadzieję, że KNS nie będzie naszą największą tajemnicą, ale może stanie się naszym największym skarbem w debacie publicznej i w życiu społecznym.
Skomentuj artykuł