Z medycznego punktu widzenia nie miałam szans. Wtedy zdarzył się cud [ŚWIADECTWO]
"Rak zajął trzustkę. Na mnie i na moją rodzinę padł blady strach. Lekarze nie dawali mi szans. Pewnego dnia teściowa podarowała mi obrazek i medalik z Ojcem Pio". Przeczytaj świadectwo Katarzyny, która napisała do nas, by podzielić się cudem za wstawiennictwem świętego stygmatyka z Pietrelciny.
Wszystko zaczęło się w 1998 roku. Byłam wtedy trzy lata po usunięciu żołądka z powodu raka. Czułam się dobrze, ale kontrolne badania wykazały przerzuty. Rak zajął trzustkę. Na mnie i na moją rodzinę padł blady strach. Lekarze nie dawali mi szans. Moja córeczka w maju miała iść do I Komunii Świętej i nigdy wcześniej ani później nie wierzyłam tak mocno w Boga jak wówczas. Modliłam się dużo, odkrywając różne modlitwy za pośrednictwem świętych.
Pewnego dnia moja teściowa dała mi obrazek i medalik z błogosławionym jeszcze wtedy Ojcem Pio. Okazało się, że napisała do Klasztoru w San Giovanii Rotondo z prośbą o modlitwę za mnie, a ojcowie przysłali krótką nowennę Ojca Pio, którą on codziennie odmawiał.
Modliłam się przesłaną nowennę bardzo często - będąc w szpitalu, podczas chemioterapii i w domu - błagając o uzdrowienie. I za przyczyną Ojca Pio stał się cud!
Wyzdrowiałam po ośmiu miesiącach ciężkiej chemioterapii, podczas której jedynie wypadły mi włosy, bez żadnych innych skutków ubocznych! Czułam się dobrze do tego stopnia, że brałam L4 tylko na czas chemii - 5 dni - a potem wracałam do pracy. Później, kiedy miałam badania kontrolne - najpierw raz w miesiącu, potem raz na 3 miesiące, aż wreszcie raz na pół roku - zawsze przed tomografią, przed wejściem do gabinetu, odmawiałam modlitwę Ojca Pio.
Dzisiaj też do niej wracam, błagając o dalszą łaskę zdrowia. Wiem i wierzę, że za przyczyną dziś już świętego Ojca Pio stał się cud mojego uzdrowienia. Z medycznego punktu widzenia nie było dla mnie żadnych szans. Dziś moja córka ma 33 lata, a ja dziękuje Bogu i świętemu Ojcu Pio, że dali mi ten czas.
Skomentuj artykuł