Źródło światła i tajemniczy "tancerze" ks. Krzysztofa Grzywocza

Źródło światła i tajemniczy "tancerze" ks. Krzysztofa Grzywocza
Fot. Warren / Unsplash

Patrząc z perspektywy lat, myślę, że Krzysztof dawał nadzieję, wskazywał źródło światła i… pozwalał ludziom się wyprostować. To ostatnie - uwierzcie - to nie jakiś duszpasterski oksymoron.

Ja wiem, że Ofiarowanie już było, ale pozwólcie, że na jeszcze jedno słowo o świecach i świetle. Otóż wydarzyło się, że w sąsiedztwie odejścia Leonarda Cohena (7 XI 2016 r.), podczas kolejnego zjazdu Szkoły Kierownictwa Duchowego, ks. Grzywocz zaprezentował uczestnikom kursu utwór kanadyjskiego pieśniarza. Słuchaliśmy z namaszczeniem, ale przyznam, że tytułowa piosenka z albumu You Want It Darker (2016 r.) jakoś wtedy do mnie nie trafiła, wydawała mi się taka… ciemna. Wróciłem do niej po latach i natychmiast odblokowała się w mojej głowie - jednak głos barda i charakterystyczna linia muzyczna głęboko się zapisały. Później przyszło zaproszenie na jedną z konferencji, podczas której mówiłem o kategorii kruchości u Krzysztofa w kontekście św. Edyty Stein i sesji o depresji - nomen omen - zatytułowanej Przesłonięte światło, pierwszej w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie (rok 2000) i przełomowej, bo do tej pory ze świeczką szukać kogoś, to by tak traktował o chorobie XXI wieku. Ten zbieg różnych okoliczności stał się także bezpośrednią przyczyną, dla której - po latach - zacząłem szukać, przeglądać tłumaczenia tekstu z płyty Cohena. Najbardziej dotknęła mnie - odbiegająca od pozostałych - interpretacja Marcina Stycznia: "Bo Twe ŚWIATŁO lśni / Tylko w moim MROKU / Hineni Hineni / Jestem Panie mój". Cóż, oryginał - "You want it darker / We kill the flame / Hineni, hineni / I'm ready, my Lord" - jest trochę nieprzetłumaczalny, więc każdy tłumacz broni swojej wersji, zbijając konkurencję. Przy okazji warto zaznaczyć, że mamy zgodność, co do pojawiającego się w wielu przekładach wezwania "jestem gotowy", "jestem gotów". No i to odkrycie, że tajemnicza treść zwrotu - hebr. הִנֵּֽנִי (hineni) - może być odniesieniem do próby wielkiego patriarchy Starego Przymierza: "A po tych wydarzeniach Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: «Abrahamie!» A (…) on odpowiedział: «Oto jestem»" (Rdz 22,1).

Bądź dobrej myśli

Pomyślałem o sytuacjach, kiedy gasiłem świece swojego życia, o różnych półmrokach, gdy codzienność była zaciągniętą szarością albo kiedy - po prostu - bałem się. Może to jest okazja, żeby podziękować tym, w cieniu których wówczas się ogrzewałem, którzy rozjaśniali, czasem trzymali mnie za rękę i mówili, że "nie jest tak źle", że "jakoś się ułoży", że "trzeba mieć nadzieję". Choć tak naprawdę, to nie mówili w ogóle lub bardzo niewiele. Patrzyli, choć nie wiedzieli, co zrobić ze swoim wzrokiem, słuchali (porządnie słuchali!), nieraz czuli się zakłopotani, podawali chusteczki. Przypomina mi się w tym miejscu "determinacja", z jaką Krzysztof akcentował - podczas rekolekcji Dotyk zaufania (2012 r.) dla studentów w Katowicach - jedno zdanie: "Bądź dobrej myśli". Niewidomy Bartymeusz (wymieniony przez św. Marka jako jedyny z imienia) też usłyszał te słowa od innych ludzi (zob. Mk 10,46-52). Sam ich nie wygenerował. One dały mu siłę, aby dojść do… Jezusa.

Kołoczki z serem

Ech, w ogóle to mi się chyba wzięło na wspominki. W naszej parafii, w adwencie to mamy taki zwyczaj, że po porannych roratach przygotowujemy dla latorośli śniadania. Słodkie drożdżówki, rozpuszczalna herbata cytrynowa i kawa dla dorosłych - strasznie niezdrowe, bardzo cukrowe, ale jak to dzieci mówią: "pyszniutkie". Cóż powiedzieć - jacy katecheci, takie roraty. Ale wiecie, ja tu nie chcę prawić o tym, które ciasteczko lepsze, to z marmoladą czy z serkiem, ale o Świetle (pisanym dużą literą). Za każdym razem, kiedy wychodziliśmy z domu było - na Śląsku się godo - pieruńsko ciemno, czasem w pakiecie mgła, no i zimno. W sumie wszystko kończyło się o wpół do ósmej i - teraz najlepsze - jak się wychodziło to… źrało. To było naprawdę piękne doświadczenie: te ciemności, te lampiony (w wersji nowoczesnej z ledami), wielki warnik z wodą, której nie umieliśmy nigdy zagotować, te spotkania i rozmowy, kawki i pochłaniane kołoczki (niektórzy kilka razy stawali do kolejki i brali podwójnie). I wtedy sobie pomyślałem, że to ma sens. Że może ten Pan Jezus, który tu się przechadza, że On nam rozjaśnił te ciemności, że już teraz - w Jego świetle - pójdziemy do roboty, do szkoły i obowiązków, które nie zawsze lubimy. I że choć "jutro" znowu będzie ciemno, że choć ciemność okryje naszą ziemię, a gęsty mrok spowije nasze ludy, to jednak Pan nam zajaśnieje a Jego chwała pojawi się nad nami (por. Iz 60,2). I pomimo, że nadal będziemy ziewać, nie uważać na kazaniach i że "zaś" nie będzie się nam chciało, to jednak nasze mroki rozproszy światło Chrystusa. Na dodatek muszę Wam powiedzieć, że wieczorem owego adwentowego dnia żona posłała mi link od dominikanów ze Służewa (23 XII 2024 r.) z homilią abp Adriana Galbasa - tego, co nam Warszawiacy podkradli, ale im przebaczamy. YouTuba odsłuchuję w samochodzie: "Boże - myślę sobie - on mówi o tym samym!".

DEON.PL POLECA

Wyprostuj się!

Patrząc z perspektywy lat, myślę, że Krzysztof dawał nadzieję, wskazywał źródło światła i… pozwalał ludziom się wyprostować. To ostatnie - uwierzcie - to nie jakiś duszpasterski oksymoron. Z rekolekcji w stolicy Górnego Śląska, które tu przywołałem, utkwił mi jeszcze jeden obraz, kiedy Chrystus swoim miłosierdziem "dotyka" cierpiącej, pochylonej od lat kobiety (Łk 13,10-17). Przy okazji nasz Pan łamie uświęcone konwenanse, bo czyni to w szabat; dotyka ją; spotyka się wzrokiem; zauważa w bezimiennym tłumie - cóż, trzeba przyznać, że miał oko do takich Zacheuszów, Mateuszów, Bartymeuszów, Samarytanek i innych z niepoukładanymi życiorysami. W ramach "wizualizacji" proszę, zobaczcie koniecznie obraz Jamesa Tissota Chrystus uzdrawiający chorą kobietę w szabat, namalowany przez francuskiego artystę pomiędzy 1886 a 1896 r. Ta kobieta była dosłownie przełamana - osiemnaście lat żyła w jakimś koszmarnym udręczeniu. Podobna historia dotyczy niewidomego od urodzenia (por. J 9,1-12), paralityka (por. Łk 5,17-26), dziesięciu trędowatych (por. Łk 17,11-19)… długo by wymieniać.

Perła i gnój

Nie może zabraknąć słowa o źródle Światła. Ono nie jest w nas - powtarzał Krzysztof wiele razy swój ulubiony fragment Pisma Świętego: "Oni zaśpiewają jak tancerze: «W tobie są wszystkie me źródła»" (Ps 87,7). Apostoł Jan pisze o Janie Chrzcicielu, że krewny Jezusa "nie był światłością, lecz [posłanym], aby zaświadczyć o światłości" (J 1,8). Chora dziewczynka z obrazu Edwarda Muncha (Det syke barn w Nasjonalgalleriet, w Oslo) dostrzegła światło, chyba lepiej powiedzieć w stronie biernej - została przez nie dotknięta, na jej twarzy zagościł pokój i odrobina kruchej radości - wartości rodem już nie z tego świata, jakich dać nam nie może nawet spełnienie obietnic wyborczych pierwszego kandydata w wyścigu o fotel prezydenta. Matki dziecka, która jest odwrócona plecami, to światło już nie dotknie, jest poza jego zasięgiem - to jeszcze jedna uwaga na marginesie amatorskiej analizy dzieła norweskiego artysty przywoływanego przez Krzysztofa. Podkreślmy, że świadkowie nie zatrzymują na sobie, ale przekierowują do źródła. "A oto [nastał] dzień CIEMNOŚCI i MROKU, ucisku i udręczenia, nieszczęścia i zamieszania wielkiego na ziemi" - czytam w prologu do Księgi Estery. Co jak co, ale święci to znają się na ciemności, a ich zadanie jest, jak pisze opolski kapłan w artykule o duchowych mistrzach, w "dramatycznych labiryntach dziejów" wskazywać drogę do Boga. Po co to wszystko? No właśnie po to, aby wstać, aby móc się wyprostować, żeby oddzielić grzechy od grzesznika, żeby uwierzyć, że za warstwą brudu, słabości, "dziadostwa" lub blichtrowej fasady można odkryć prawdziwą perłę, skarb, zakurzoną godność dziecka Bożego. Że nawet, kiedy już nikt długo tu nie zaglądał, że jest już ciemno i że śmierdzi, to jednak On odważy się włożyć rękę, dotknie rany i uzdrowi. W ten sposób przekonywał młodych ludzi ks. Krzysztof podczas czuwania w Raciborzu (XI 2007 r.). Poniżej przywołuję kilka (poddanych redakcji) myśli - całość konferencji niebawem ukaże się nakładem wrocławskiej oficyny 2ryby.pl:

"Proszę księdza taki jestem «ugnojony»" - słyszę czasami. Wtedy proszę: "Pozwól, że w ten brud, w to błoto włożę swoją rękę". "Po co? Tylko się ksiądz ubrudzi. Tam nic nie ma" - słyszę w odpowiedzi. Próbuję wtedy przekonywać, że tam w głębi coś jednak jest. "Ksiądz chyba zwariował, już dwadzieścia lat żyję i nie widziałem żadnego drogiego kamienia. Tam cuchnie". Na tym jednak polega zaufanie, że nie dam się oszukać warstwą fasady, przyjmę ją i pójdę dalej. Nie będę się bał przedrzeć przez warstwy brudu, ciemności, grzechu, aż odnajdę to, co cenne. Na tym polega spowiedź, że oczyszcza człowieka z grzechu, żeby zobaczył, kim jest, jaki jest cenny, by odkrył swoją wartość.

Ja?! To chyba jakaś pomyłka

Patrzę na obraz na Powołanie świętego Mateusza (1599-1600) z Kaplicy Contarellich w kościele św. Ludwika w Rzymie. Uśmiecham się, bo Grzywocz miał etap, że ciągle mówił o tym płótnie. W komorze celnej zrobiło się gwarno, ale niektórych to nie rusza - nadal zajęci są liczeniem kasy. U Caravaggio światło pada z prawej strony, od Pana Jezusa. U nas tymczasem robi się kwas, bo trzeba wrzucić euro, żeby uruchomić elektryczne oświetlenie arcydzieła. Trochę jadę na gapę, bo inni płacą, a ja sobie patrzę - mam dobre miejsce, więc za bardzo nie chcę się ruszać. Mateusz z niedowierzaniem patrzy na siebie: "Może to ten obok?!" - nakłada mi się ta scena z kadrem o tym samym tytule z pierwszego sezonu The Chosen (odcinek 7). "Boże!" - wzdycham jak należy pobożnie - ci ludzie się prostują, odzyskują wzrok, płaczą, ale przede wszystkim na nowo (lub może pierwszy raz) smakują wiary w siebie i jak Abraham mogą teraz powiedzieć: "Hineni, hineni. Jestem gotów Panie!".

Przy stole

I tak, jakoś nieśmiale zaczynam wierzyć, że przy wielkim stole Pana Jezusa znajdzie się miejsce i dla mnie, że moje skromne pięć chlebów i dwie rybki może się na coś komuś przydadzą. W duchu dziękuję za słowa Franciszka: "Jeśli uda mi się pomóc żyć lepiej jednej jedynej osobie, to już wystarczy, aby uzasadnić dar mojego życia" (adhortacja Evangelii gaudium, nr 274).

Garść źródeł i inspiracji:

SŁOWO:
Grzywocz, Święci i mistrzowie. Rozważania w świetle życia i myśli św. Edyty Stein, w: Z tęsknoty za mistrzem, red. J. Kurek, K. Maliszewski, Wydawnictwo Medium Mundi, Chorzów 2007, s. 56-62.

OBRAZ:
Munch, Chore dziecko, 1885-86, Nasjonalgalleriet, Oslo.
Caravaggio, Powołanie świętego Mateusza, 1598-1600, Kościół św. Ludwika Króla Francji w Rzymie.
Tissot, Chrystus uzdrawiający chorą kobietę w szabat, 1886-1896.

DŹWIĘK:
Cohen, You Want It Darker [album You Want It Darker, 2016].
Grzywocz, Dotyk zaufania, Wydawnictwo Emmanuel, Katowice 2012 [nagranie audio].
Grzywocz, Duch Święty - Mistrz wnętrza. Nagranie zarejestrowane w klasztorze Annuntiata w Raciborzu, podczas czuwania młodzieży [XI 2007 r., nagranie audio].

Mąż i tata, doktor teologii duchowości, wychowawca, pedagog szkolny, redaktor i autor książek oraz publikacji, katecheta praktykujący od 2004 r. (nauczyciel dyplomowany), absolwent kilku studiów podyplomowych. Koordynator strony i opiekunem projektu dokumentującego spuściznę zaginionego ks. dr Krzysztofa Grzywocza.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Krzysztof Grzywocz

W jaki sposób doświadczyć obecności Boga?
Czy wszyscy mogą wejść na drogę kontemplacji?
Jakie są konsekwencje braku ciszy w codziennym życiu?
Czy Boże milczenie jest karą?
Jak nauczyć się słuchać Boga,...

Skomentuj artykuł

Źródło światła i tajemniczy "tancerze" ks. Krzysztofa Grzywocza
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.