Weź, pogłaskaj kota!
Nagore znalazła się na życiowym zakręcie. Oczywiście nigdy nie jest tak, żeby nadchodzący kryzys nie dawał o sobie znać i przychodził bez ostrzeżenia, ale ona zignorowała wszystkie poprzedzające go symptomy i oto znalazła się w martwym punkcie: bez oszczędności, bez pracy, z marnymi perspektywami na przyszłość. W takiej sytuacji, gdy już do tego dojdzie, nie ma co grymasić, ale chwytać się każdej możliwości, tym bardziej, że być może to, co wydaje się banalne, wbrew logice stanie się otwartą bramą do szczęścia?
Tą wyjątkową szansą dla Nagore stała się praca w kociej kawiarni. Jednak gdyby taką propozycję złożono jej parę tygodni wcześniej, nie potraktowałaby jej poważnie. Z prostej przyczyny: Nagore nie lubiła kotów! Nie - nie były jej po prostu obojętne, ona ich nie lubiła, i w dodatku się ich bała. Można więc sobie wyobrazić, z jakim “entuzjazmem” podjęła się tej pracy. Rozsądek jednak zwyciężył, wszystko przekalkulowała (zapisała sobie nawet na kartce wszystkie “za” i “przeciw” takiej decyzji) i wyszło, że ma podjąć tę pracę. Miała ona zresztą parę plusów. Przede wszystkim dzięki niej Nagore mogła zarobić niezbędne do życia pieniądze, a tym samym oszczędzić sobie upokorzenia, bo nie będzie musiała prosić rodziców o wsparcie. Ponadto zdawała sobie sprawę, że nie zwariuje, siedząc w domu i nie mając nic do roboty, a w końcu - sama to sobie wmawiała - namawiając innych do adopcji kotów zrobi coś dobrego. Były też minusy tej pracy: o jednym już wiemy - nie lubiła kotów, ale ten drugi był jeszcze gorszy: nie lubiła kociarzy, a w kawiarni tylko z takimi miała mieć do czynienia…
Ale cóż, w końcu musiała zacząć. Przez pierwsze dni kocie oczy napawały ją przerażeniem, a ile razy zorientowała się, że jest obserwowana, tyle razy czuła dreszcz. Właściwie nie wiadomo przed czym - może przed kocimi pazurami? Bo rzeczywiście wyobrażała sobie, że jedyne, o czym myślą te tajemnicze stworzenia, to żeby rzucić się na nią i… podrapać. Czy w takiej atmosferze można oczekiwać jakiejkolwiek przemiany i czy praca taka, przynajmniej po części, mogła stać się przyjemnością? Okazuje się, że tak. Bo tylko ci, którzy kochają koty, wiedzą, że kot (nawet ten czarny) nie przynosi pecha, wręcz przeciwnie: kot przynosi szczęście!
“Kocia kawiarnia” to ciepła i piękna opowieść o szczęściu, które czeka na wyciągnięcie ręki, tuż obok, a w jego osiągnięciu pomagają czasami ludzie i okoliczności, po których nigdy byśmy się tego nie spodziewali. No i czasem jeszcze drogę przebiegnie kot.
Skomentuj artykuł