Arcybiskup uciszany za język

Arcybiskup uciszany za język
(fot. shutterstock.com)

W kręgach klerykalnych można spotkać się z takim kawałem. Oto papież Franciszek odwiedza Benedykta XVI i zachwyca się dużą liczbą książek na półkach w jego pokoju. Na co Benedykt odpowiada: "Ależ te wszystkie książki to ja sam napisałem".

Autorom kawału chodziło oczywiście o zdyskredytowanie Franciszka, zwłaszcza jego poziomu wykształcenia teologicznego. Nie wiem jednak, czy powtarzający ten "żarcik" zdają sobie sprawę z tego, że poniżają Benedykta XVI. Bo co mamy pomyśleć o kapłanie, który ma u siebie tylko własne książki?

DEON.PL POLECA

Papieże zawsze bywali atakowani. Przybierało to różne formy, mniej lub bardziej krwawe dla ich zwolenników. Często oskarżeniom towarzyszyły insynuacje o to, że głoszą herezje. W tym celu wykorzystywano zmiany językowe. Tradycyjna doktryna głoszona nowym językiem wydawała się brzmieć nieortodoksyjnie.

Obrywało się papieżom, soborom, biskupom... Ostatnio ogłoszono w Ameryce Łacińskiej rok bł. abpa Oscaro Romero, o którym się mówi, że miał problemy nie tylko za życia, ale też po męczeńskiej śmierci. Wpływowe "szare eminencje" blokowały jego beatyfikację, a i obecnie trzeba się starać o taki cud (za jego sprawą) do kanonizacji, by absolutnie nikt nie mógł się przyczepić.

Gdy Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Salwadoru chciał odwiedzić jego grób w katedrze (gdzie Romero został pochowany po zastrzeleniu go w czasie odprawiania Mszy św. w 1980 r.), zastał go zamkniętym i musiał czekać, aż ktoś przyjdzie z kluczami. Po prostu takie odwiedziny nie zostały przewidziane w programie wizyty. Czy tylko przez władze cywilne?

Hierarchowie przeciwni swego czasu Romero oskarżali arcybiskupa (stolicy kraju), że jest heretykiem, chorym psychicznie i pod dużym wpływem swoich doradców, zwłaszcza jezuitów. Jeden z nich zeznał w 1994 r.:

"Prezydent Republiki wezwał do siebie biskupów, o których wiedział, że nie zgadzają się z (…) Romero, aby zasięgnąć ich rady, ponieważ przypadek [Romero] budził zaniepokojenie całego narodu. Gdy pierwsi wyrazili swoje opinie, jako ostatni ja powiedziałem, co myślę: «jedyną pewną drogą, jaką Pan powinien przedsięwziąć, z całym szacunkiem, jest umieszczenie prałata w samolocie i wysłanie go za granicę, biorąc pod uwagę, że prasa początkowo to skomentuje, ale w końcu przypadek ten zostanie zapomniany»".

Romero miał sporo przeciwników. Wyraźnie opowiadał się za opcją na rzecz ubogich. Jeździł do Rzymu m.in. po to, by się tłumaczyć z donosów tam napływających. Spotykał się z Pawłem VI i Janem Pawłem II. Nigdy w Rzymie nie zarzucono mu herezji ani jakiegoś odstępstwa od nauki Kościoła. W zasadzie proszono jedynie, by miał na względzie jedność Episkopatu.

Próba skazania na zapomnienie, oskarżenia o herezję i chorobę psychiczną itp. to była część kampanii, która doprowadziła do męczeństwa. Ufam, że wbrew intencjom większości z tych, którzy brali w niej udział.

Ale po śmierci arcybiskupa utrudniała ona jego beatyfikację. Była dalej prowadzona. Dlaczego? Bo "szare eminencje" uważały, że gesty mocniej przemawiają niż słowa. I miały rację!

Papież Franciszek o tym wie. Dociera głównie przez gesty. Upraszcza swoje słownictwo. Kiedyś (w latach 80.), gdy drukował swoje teksty teologiczne, nawet redaktorzy szacownych pism narzekali, że muszą je przeczytać kilka razy, by dociec, o co w nich chodzi. Tak były skomplikowane i wyrafinowane. Tak "naukowe". Ale do ilu ludzi docierały?

Jezuici składają taki "mały" ślub, że będą nauczali dzieci. (Ja np. ostatnio napisałem tekst do kolorowanek dla dzieci w wieku od 2 do 5 lat). Chodzi m.in. o to, by umieli swoje "mądrości" przełożyć na prosty, zrozumiały język. Bo to znaczy, że wiedzą, o czym mówią, a nie tylko "kalkują" obce myśli.

Franciszek chce docierać do ludzi na granicach (lub: na pograniczu). Używa więc języka dalekiego od klasycznego języka wykładowego. Wystawia się w ten sposób na krytykę, na oskarżenia o brak ortodoksji albo przynajmniej na narzekania, że inni to inaczej nauczali.

Czy język nie ma znaczenia? Ma. Albo dociera, albo ziewają. Czy insynuacje nie zabijają? Niektórych zabiły, a z pewnością wielu "uciszyły". Módlmy się wraz z Ameryką Łacińską o kanonizację bł. Oscara Romero, bo i my potrzebujemy głosów i gestów docierających tam, gdzie do tej pory Kościół czuł się nieswojo.

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Arcybiskup uciszany za język
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.