Czy ksiądz musi być naiwny?

Czy ksiądz musi być naiwny?
Fot. abxyz/depositphotos.com

Pytanie o to zrodziło się raczej z nadziei, że my, duchowni, rzeczywiście z powodu własnej naiwności dajemy się wyprowadzić w pole nieuczciwym doradcom, niż przekonania, że naprawdę jesteśmy naiwni. Jest też próbą - może bezsensownej - obrony samych siebie przed dramatyczną prawdą, że wcale nie jesteśmy naiwni, ale dramatycznie głupi.

Każdy, kto pamięta stare czasy socjalistycznego zaklinania rzeczywistości, pamięta też okres, kiedy w efekcie którejś z kolei odwilży władze państwowe zaczęły zezwalać na budowę nowych kościołów. Proces ten został poprzedzony z jednej strony dramatycznymi wydarzeniami, jakie poprzedziły budowę nowohuckiej Arki Pana, a z drugiej strony inspirowanymi przez abpa Ignacego Tokarczuka z Przemyśla nocnymi budowami kościołów pośród pól kukurydzy. Kiedy jednak w końcu pozwolono budować świątynie, praktycznie jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się wymyślne bryły architektoniczne, z których jedne były całkiem udane, a inne - jak nasz jezuicki kościół w Gliwicach - do dziś znajdują się w czołówce każdego plebiscytu na architektoniczną maszkarę sakralną. Architekci, którzy w tamtych czasach nie mieli okazji do twórczych działań, chętnie eksperymentowali na projektach kościołów, a że nie mieli w tym temacie żadnego doświadczenia, czasem się im udało, ale często nie. Nie miał ich jednak kto poprowadzić ani dopilnować, bo naiwne kurie zakonne i biskupie zadania kierowników robót powierzały proboszczom, którzy intencje mieli nawet dobre, ale w tym temacie byli kompletnymi laikami…

Dziś często zgrzytamy zębami, mierząc się z brakiem funkcjonalności budowli i zbytecznym rozmachem “wielopoziomowych” świątyń. Sami nie potrafiliśmy tego zrobić, ale bezkrytycznie szliśmy za wskazówkami pseudo-ekspertów. Czy byliśmy naiwni, czy może głupi?

Kiedy już wybudowaliśmy kościoły wszędzie, gdzie się tylko dało, nastały czasy, gdy władza doceniła siłę oddziaływania kościelnej hierarchii na społeczeństwo i postanowiła wykorzystać to w budowaniu partyjnego poparcia. Do naszych kościołów zawitali politycy i działacze - na nieszczęście nie w charakterze wiernych, ale właśnie polityków. Do tego doszły różne inne formacje, które z klucza politycznego “pokochały” liturgię, aż doszło do tego, że niejeden z duchownych w pobłogosławionym wcześniej policjancie, karzącym pirata drogowego mandatem, widział sprawiedliwego anioła, bo przecież przekraczanie prędkości to grzech… W duchu tej otwartości na świat polityki, naiwnie myśląc, że coś na tym zyskamy, podczas Eucharystii rezerwowaliśmy dla polityków specjalne miejsca, dopuściliśmy ich do zabierania głosu w trakcie liturgii - a oni, wykorzystując naszą naiwność (a może głupotę?) agitowali, chwalili siebie, atakowali innych, albo gadali głupoty zupełnie nieprzygotowani, gdy jak marni uczniowie zostali wywołani do odpowiedzi. Wielu z nas bezsilnie zaciskało pięści ze złości, zastanawiając się, czy wszyscy dokoła nie widzą, że to nam nie służy, a wręcz przeciwnie: ośmiesza nas i odpycha od nas wielu ludzi? W końcu w atmosferze politycznych podziałów, my, duchowni, staliśmy się stroną w sporze i straciliśmy zdolność głoszenia pojednania.

No i znowu pojawia się pytanie: czy byliśmy naiwni, czy może głupi?

Znów minęło sporo czasu. Przez lata patrzyliśmy z wyższością i współczuciem na Zachód: tyle problemów mają w Kościele, a u nas ciągle sielanka. Ale w sumie nie wiadomo kiedy i u nas wybuchła seria skandali związanych z nadużyciami wobec nieletnich, jakich dopuszczali się duchowni. Przez jakiś czas broniliśmy się przed uznaniem tego faktu, ale w końcu zostaliśmy zmuszeni do wzięcia byka za rogi. Jak do tego podeszliśmy? A no postępując wypróbowaną drogą, czyli odwołując się do pomocy tzw. ekspertów. A ci, tak jak to dawniej bywało, eksperymentują na nas i na naszej łatwowierności. Dziś, w kontekście działań prawniczki reprezentującej diecezję bielsko-żywiecką, po raz kolejny wielu z nas czuje zażenowanie i wstyd. I znów pojawia się pytanie: czy wciąż jesteśmy naiwni, czy może głupi? I znów ze złością zaciskamy pięści, zadając sobie pytanie, czy nikt nie widzi, że takimi działaniami w rzeczywistości szkodzi Kościołowi? A przecież tylu z nas poświęciło naprawdę wiele wysiłku, aby samemu nauczyć się wrażliwości oraz zaszczepić ją innym.

W obliczu kolejnego skandalu wciąż nie znamy odpowiedzi na pytanie: czy do kolejnych kryzysów prowadzi nas nasza naiwność, czy głupota?

 

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Jakub Kołacz SJ

Królestwo już nadeszło

Byli ludźmi z krwi i kości. Nie różnili się niczym od każdego z nas. Jedno spotkanie odmieniło ich życie. Podejdź, zatrzymaj się i razem z Autorem obserwuj ewangeliczne spotkania z Panem. Zobacz z...

Skomentuj artykuł

Czy ksiądz musi być naiwny?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.