Jaką wartość ma dla mnie relacja z Bogiem?
Rozpoczął się w Kościele okres zwykły, choć w świątyniach znajdują się jeszcze bożonarodzeniowe ozdoby, choinki i szopki. Komercyjny pył "magii" świąt już opadł, ale wejście w ten "zwykły" czas może dla niektórych z nas jeszcze chwilę potrwać. Adwent i codzienne roraty, rekolekcje, wyzwania - jednym słowem mocna duchowa mobilizacja. Z drugiej strony czas zwykły, który już niczym szczególnym się nie wyróżnia, więc - przyznajmy szczerze - łatwo go nam w codzienności zlekceważyć, pominąć, nie przywiązywać zbyt dużej wagi do życia duchowego w codzienności. Tej zwykłej, szarej, monotonnej, bez fajerwerków i duchowych atrakcji.
Kiedy jednak spojrzymy w nasz kalendarz, okazuje się, że to właśnie okres zwykły w Kościele trwa najdłużej. Wiem, że niebawem zacznie się Wielki Post i będzie kolejna okazja do duchowych zrywów, ale czy o to w życiu duchowym chodzi by żyć od akcji do akcji, od rekolekcji do rekolekcji, od Adwentu do Wielkiego Postu, a gdzieś pomiędzy pustka, bylejakość, brak motywacji. Czy tak to powinno wyglądać? Chyba nie.
W relacji z Bogiem jest tak jak w innych bliskich relacjach - raz jest się bliżej, mocniej, raz mniej. To naturalne. Bardzo mocno rezonują we mnie tutaj wskazówki św. Ignacego Loyoli i jego reguły dotyczące pocieszenia i strapienia duchowego. To normalne, że czasem nam bliżej, a czasem dalej do Boga… Tak może być i nie ma co się tym biczować. Ignacy jednak na jeden i drugi czas daje konkretne wskazówki, tak by relacji z Bogiem nie porzucać, nie zaniedbać. Wszak jeśli ktoś jest dla nas ważny, to nawet jeśli aktualnie jest nam ze sobą trudniej, to nie zrywamy relacji, prawda?
Czas zwykły, okres ogromnej szansy. Osobiście lubię ten czas w Kościele, bo jest przewidywalny, poukładany, prosty. Nie ma wielkich kolejek do konfesjonałów (a tego to akurat mi żal!), nie ma wyścigu szczurów w katolickich Internetach o to kto więcej pości, czyta i się modli. Spokój. Każdy w swoim tempie, na swoich zasadach, według własnych możliwości i potrzeb. No i tu się zaczynają schody…
Kto z nas regularnie (np. co miesiąc) chodzi do spowiedzi? Kto codziennie się modli, szczególnie wtedy gdy zmęczona głowa opada na stół, poduszkę, klawiaturę? Kto pości w ważnych dla siebie sprawach? Kto planuje rekolekcje w czasie urlopu (słyszę ten chichot!)? No właśnie… Jak bardzo zależy nam na życiu duchowym w codzienności? Jak bardzo zależy nam na tym, by nie zaniedbać relacji z Bogiem? Co robimy w tym kierunku, by szał zrywów adwentowo - postnych nie był tylko słomianym zapałem?
Dobrych lektur duchowych na rynku wydawniczym jest masa, więc nie można mieć wymówki, że nie mam skąd brać inspiracji… Internet i YouTube przelewają się od wartościowych treści, więc spokojnie można znaleźć coś, co będzie nas karmiło duchowo w codzienności, na tym etapie życia i z takimi potrzebami, z jakimi obecnie żyjemy. Księża cały rok słuchają spowiedzi, część z nich otwarta jest też na głębsze duchowe towarzyszenie. Trzeba tylko chcieć. Trzeba nazwać swoje pragnienia, potrzeby, być może spisać konkretnie plany. Zobaczyć, określić, zacząć realizować. Teraz, w czasie zwykłym, by nas nie zastał za chwilę Wielki Post z kolejnym zrywem, który okaże się niewypałem.
Warto zadać sobie na początku tego czasu pytanie o to, czy nam w ogóle zależy na relacji z Bogiem, na byciu częścią Kościoła, na sakramentach. Jaką mają dla nas wartość? Czy chcemy włożyć wysiłek w to by nasz duchowy rozwój nie był stagnacją? Jeśli tak, sposób się znajdzie. Jeśli nie, wymówek znajdzie się jeszcze więcej. Wybór należy do nas.
Skomentuj artykuł