Możesz płakać po dziecku, którego prawie nie było
Po poronieniu przejrzałam w internecie chyba wszystko, co na ten temat zostało napisane. I znalazłam dużo materiałów kierowanych do rodziców, którzy mieli ciało, widzieli dziecko na USG, słyszeli serduszko.
A co z nami - rodzicami, którzy na potwierdzenie istnienia dziecka mają tylko test?
Na to nie można się przygotować
Po pierwszej ciąży, która przebiegała książkowo, myślałam, że kolejne będą dużo łatwiejsze. Doświadczenie miało sprawić, że będę gotowa na wszelkie dolegliwości, badania i całe dobrodziejstwo ciążowego inwentarza.
Myśląc o kolejnym dziecku nie nastawiałam się na nic - wiedziałam, że jedna ciąża nie gwarantuje, że uda mi się zajść w następną, ani że stanie się to szybko. Znałam też statystyki odnośnie wczesnych poronień, mam w bliskim otoczeniu znajomych, którzy tracili dzieci na różnych etapach.
Informacja o ciąży zaskoczyła nas i ucieszyła. Nie przejmowałam się plamieniem, bo wiedziałam, że to może być normalne. Jednak po tygodniu okazało się, że w ciąży już nie jestem. Trzy miesiące później wszystko wydarzyło się po raz drugi, niemal identycznie. Cała moja wiedza i znajomość statystyk przestały mieć znaczenie. Fakt, że do poronienia dochodzi w przeszło połowie ciąż był suchym faktem, to że spotkało to nas - przerażającą realnością.
Mamy tylko te dwie kreski
Było bardzo wcześnie, nie zdążyliśmy być u lekarza. Jedynym dowodem na istnienie dwójki naszych dzieci są testy ciążowe. Znając dobrze specyfikę rozwoju płodu wiem, że przy tak wczesnej ciąży testy nie są stuprocentową gwarancją - ciąże były na pewno, ale co jeśli to były puste jaja płodowe i nie było tam zarodków, a co za tym idzie - dzieci? I w tej totalnej rozpaczy po stracie pytanie “czy ja w ogóle mam prawo płakać? Co jeśli tych dzieci tam nie było?” wcale nie pomaga. Nigdy się nie dowiemy, medycyna już po fakcie też nie jest w stanie nam odpowiedzieć na te pytania. Wszystko, co mamy po tych dzieciach, to kawałek plastiku, przeczucie i nadzieja, że kiedyś się spotkamy.
“A może nie było” to złudna pociecha
Moglibyśmy spróbować się przekonywać, że pewnie nic tam nie było, zamknąć temat i iść dalej. Ale razem z informacją o ciąży nie pomyślałam “o, może będziemy mieć dziecko”, tylko zaczęłam przeglądać w głowie imiona i cieszyć się na jeszcze mniejszą ilość snu w życiu.
Jesteśmy przekonani, czujemy, że te dzieci się stały. Zignorowanie tego faktu, stłumienie żalu i nie przeżycie żałoby bardziej by nam zaszkodziło niż pomogło. Wolę przeżyć to cierpienie tak, jak należy, zrobić miejsce w naszej rodzinie dla tych dzieci, smucić się, że tak dużo czasu minie, zanim się spotkamy. Wolę to - chociaż w moim sercu jest otwarta rana - niż stłumienie bólu, który zapewne za kilka lat wybuchłby ze zwielokrotnioną siłą.
Mam prawo płakać po tych dzieciach
Od jednego z lekarzy usłyszałam, że nie poroniłam, bo nie stwierdzono ciąży podczas USG. Połowa ludzi na świecie powiedziałaby nam pewnie, że to nie było dziecko. Im więcej czytam, tym bardziej mam wrażenie, że odbiera się prawo do żałoby po stracie ciąży na bardzo wczesnym etapie.
A ja potrzebuję to wypłakać, przeżyć, pożegnać się, by móc normalnie dalej żyć. I to, że nie mam, i nigdy nie będę mieć stuprocentowej pewności co do obecności tych dzieci, w niczym tu nie przeszkadza.
Skomentuj artykuł