O co się kłócimy?

O co się kłócimy?
Dariusz Piórkowski SJ

W Polsce nie od dziś mamy problem z dopuszczeniem do siebie możliwości istnienia różnych opinii. Ta wada najbardziej nas niszczy i podkopuje morale. Rodzi konflikty, pogłębia podziały.

Na przykład, jako obywatele spieramy się od lat o to, jaki kształt ma przybierać współczesny patriotyzm, jak powinna wyglądać Polska, jaką rolę winna spełnić w dzisiejszej Europie i świecie. Bo mogą istnieć różne formy patriotyzmu i zarządzania krajem. Także w Kościele często kłócimy się nie o pryncypia, lecz o formę, bo pod wpływem lęku nie odróżniamy jednego od drugiego.

Nie chodzi o to, by się nie spierać, ale o to, by spierać się po ludzku, z szacunkiem i gotowością do wysłuchania drugiej strony. Różnic nie da się całkowicie uniknąć, bo wtedy spłaszczylibyśmy i Polskę, i Kościół, które przecież tworzą żywi ludzie. Smutne jest jednak to, że w naszych sporach obrzucamy się nieraz bezpodstawnymi zarzutami, chociaż należymy do tego samego narodu i, większość z nas, do tego samego Kościoła. A przy tym, często jedna strona sporu zażarcie obstaje przy swoim i stara się drugiej stronie udowodnić brak patriotyzmu, zdradę, niewiarę, antykatolickość, miałkość intelektualną, liberalizm, konserwatyzm, fanatyzm, wystającą słomę z butów itd.

DEON.PL POLECA

Niektórzy wierzący chcieliby z Kościoła stworzyć bezkształtną, jednolitą masę, coś na wzór systemu totalitarnego tyle że w pobożnym, teologicznym przebraniu. Marzą o usankcjonowaniu jednego słusznego typu myślenia, wrażliwości, pobożności i obecności w przestrzeni publicznej, ale nie na poziomie fundamentów, lecz formy. Chcieliby ją narzucić wszystkim wokół. Inni z Kościoła uczyniliby sobie instytucję przyklepującą wszelkim ludzkim dążeniom i upodobaniom, bez względu na skutki ich realizacji. I bynajmniej nie mam tutaj na myśli rozróżnienia na tzw. Kościół zamknięty i otwarty, którego bardzo nie lubię. Chodzi mi o pewne postawy serca i sposoby myślenia niezależne od klasyfikacji, które zawsze sobie tworzymy, by uprościć sprawę. Skalę naszych sporów najdobitniej widać w internetowych komentarzach, najczęściej anonimowych, gdzie poziom jadu i agresji, także na portalach skupiających ludzi religijnych, często przeraża.

Ogień z wodą

Od pewnego czasu zadziwia mnie, że Pan Jezus do grona apostołów powołał zarówno celnika Mateusza - znienawidzonego kolaboranta na usługach okupanta rzymskiego jak i Szymona Gorliwego - zelotę, ówczesnego "terrorystę", który w skrytości dążył do obalenia, a przynajmniej zaszkodzenia Rzymianom. Czy Jezus ich nie znał? Czy był aż tak naiwny, że próbował pogodzić ogień i wodę? Czyż w którymś momencie ci dwaj mężczyźni nie mogli sobie skoczyć do gardeł? Najwyraźniej, pomimo odmiennych wcześniejszych doświadczeń, możliwe było ich zgodne współżycie na zupełnie innym poziomie, pomimo istniejących między nimi różnic.

Nowy Testament dostarcza wiele innych przykładów, które pokazują, że Kościół pierwotny wcale nie był monolitem, grupą fanatycznych ideologów, lecz wspólnotą, która też w sobie się różniła. I musiała sobie z tymi różnicami twórczo poradzić.

Weźmy chociażby 14 rozdział Listu do Rzymian, gdzie św. Paweł opisuje specyficzny konflikt, który zrodził się w tamtejszej wspólnocie chrześcijan. Spór nie dotyczył samego rdzenia wiary. Poszło o formę oddawania czci Bogu.   

W Kościele rzymskim wyodrębniły się dwie ścierające się ze sobą grupy. Jednych Paweł nazywa "słabymi", a drugich "mocnymi". "Słabi", nawróceni na chrześcijaństwo prawdopodobnie z judaizmu lub innej religii, obstawali przy wegetarianizmie i nie pili wina. "Mocni", kierując się wolnością podarowaną im przez Chrystusa, jedli wszystko i nie stronili od trunku. Na dodatek, "słabi" obchodzili ważne dla nich święta, podczas gdy "mocni" uznawali je za stratę czasu. No i posypały się gromy. "Słabi" zaczęli zarzucać "mocnym" moralny liberalizm; zgorszyli się, że ich bracia w wierze pozwalają sobie na takie rozpasanie. W ich mniemaniu, "mocni" stali się powierzchownymi i "nieprawdziwymi" chrześcijanami. Z kolei "mocni", pełni poczucia wyższości, uważali "słabych" za ignorantów, którzy zatrzymali się w rozwoju i zasklepili w swoim ascetycznym rygoryzmie. "Słabi", patrząc z politowaniem na odstępstwo "mocnych" powiadali zapewne, że ci drudzy nie wierzą "prawdziwie", bo "nie robią tak jak my". I na odwrót. "Mocni", pysznie zadzierając nosa, dawali do zrozumienia "słabym", że tamci nie opuścili jeszcze jaskini.

Człowiek jest drogą Kościoła

Reakcja Pawła na bolączki zwaśnionych grup jest stonowana. A z dzisiejszego punktu widzenia, zaskakująca. W imię jedności Kościoła apostoł zajmuje stanowisko pośrednie, unikając polaryzacji i zacietrzewienia. Nie faworyzuje żadnej grupy, ani, co ciekawe, nie narzuca odgórnie jedynego słusznego rozwiązania. Zaleca z wyrozumiałością: "Niech się każdy trzyma swego przekonania" (Rz 14, 5). Można by mu przecież zarzucić relatywizm, rozmywanie doktryny. Skoro i jedno, i drugie jest słuszne, to gdzie leży prawda?

Podstawową regułą jest według apostoła rozeznanie wewnętrzne, a nie zewnętrzne prawo i obyczaje. Co więcej, chociaż sumienie nakazuje poszczególnym wierzącym odmienne rzeczy, apostoł uznaje, że w obu przypadkach płyną one z inspiracji Ducha i mieszczą się w ramach jednej wspólnoty. Myślę, że często niemożność uznania tego faktu, staje się zarzewiem wielu konfliktów pośród wierzących w Polsce. Nie dopuszczamy, że Duch może działać na różne sposoby w tym samym Kościele, chcielibyśmy Go sprowadzić do własnych, wygodnych i pełnych lęku kategorii, by uwolnić się od ciągłego rozeznania i wyboru.

Co więcej, w swoim rozwiązaniu Paweł przedkłada osobę nad ideę, nawet jeśli jest ona ze wszech miar szczytna i pobożna. Apostoł zakłada we wszystkich dobrą wolę i prawość intencji: "Kto jada wszystko - jada dla Pana. Bogu przecież składa dzięki. A kto nie jada wszystkiego - nie jada ze względu na Pana, i on również dzięki składa Bogu" (Rz 14, 6). Nieważne więc, co kto je lub pije, ważne, aby czynił to z myślą o Bogu. Obiektywnie rzecz biorąc, zarówno "słabi" jak i "mocni" czynią dobro, a jednak o tym nie wiedzą, bo nawzajem odsądzają się od czci i wiary. Dotykamy tu pozornej sprzeczności: jedni jedzą mięso, drudzy nie jedzą, ale wszyscy, o dziwo, służą temu samemu Bogu, bo "żyją dla Pana" (Por. Rz 14, 8). Apostoł relatywizuje formę, a uwypukla istotę sprawy. Gdyby tak dzisiaj, ze względu na wrażliwość, wprowadzić przepis, że jedni wierzący poszczą w piątek, a inni nie. Jaka byłaby nasza reakcja?

Ten fundament jedności - życia dla Pana, sprawia, że niektóre przeciwieństwa w obrębie wspólnoty się znoszą.  Czy to nie przeczy ludzkiej logice? Jak przeciwieństwa mogą ze sobą współistnieć? Czy nie należałoby ich jednak zniwelować, wyrównać walcem i nakazać jedną formę, by nie mieszać ludziom w głowach? Nie, bo odgórne wdrożenie takiego rozwiązania pogłębiło rozłam, a ludzi sprowadziło do poziomu robotów.

Św. Paweł chce powiedzieć, że Pan nie odrzuca "słabych", chociaż jeszcze nie osiągnęli pełnej dojrzałości. Są w drodze. Ale nawet wiara raczkująca jest już wiarą, która podoba się Bogu. Kto nie ma względu na proces wzrostu, grzeszy niecierpliwością. A cierpliwość to pierwszorzędna cecha miłości. Dlatego "mocni" nie powinni ostentacyjnie obnosić się ze swoją wolnością i raczej powstrzymać się od jedzenia mięsa w obecności "słabych", by ich nie gorszyć. Innymi słowy, chociaż "mocni" są już na "wyższym" etapie duchowego rozwoju, właśnie z tego powodu powinni okazać gotowość do rezygnacji z tego, co słuszne, ale nie najważniejsze. Granicą wolności "mocnych" jest więc brat i siostra w wierze. "Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść"  (1 Kor 6, 12)- pisze gdzie indziej św. Paweł. Powstrzymanie się od tego, co słuszne, choć nie istotne, jest oznaką pokory. Problem zarówno "słabych" jak i "mocnych" polegał na tym, że zamazały się im pryncypia, wskutek czego na czoło wysunęły się sprawy drugorzędne. Obie strony nie potrafiły pójść na konieczny kompromis.

Najczęściej bowiem o niezdolność do kompromisu w sprawach drugorzędnych kruszy się kopie w ludzkich sporach, także w tych naszych, polskich i kościelnych.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O co się kłócimy?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.