Wojna, pokój i papież z innego świata

Wojna, pokój i papież z innego świata
fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Franciszek spotkał się z Wołodymyrem Zełenskim. A spotkanie to po raz kolejny pokazało, jak odmienna jest nie tylko perspektywa papieża i prezydenta Ukrainy, ale także perspektywa krajów Europy Środkowej i globalnego Południa.

To spotkanie, nie ma co do tego wątpliwości, zostało pozytywnie ograne przez Wołodymyra Zełenskiego i po raz kolejny pokazało, że prowadzona przez Stolicę Apostolską polityka nie przynosi najmniejszych efektów. Prezydent Ukrainy ma już zdjęcie z papieżem, uzyskał jasne dalsze deklaracje wsparcia w działaniach humanitarnych i wreszcie - symbolicznie - odsunął Watykan od Rosji, której będzie teraz - przynajmniej trochę trudniej - przestawiać Watykan jako swojego sojusznika (a tak od wielu miesięcy w wewnętrznej propagandzie robi). Wszystkie zaś sugestie papieskie dotyczące szybkiego pokoju lub działań dotyczących zawieszenia broni zostały przez ukraińskiego przywódcę odrzucone od razu po spotkaniu, gdy oznajmił on, że jedyną sensowną perspektywą nie jest po prostu pokój (czego chciałby papież), ale pokój sprawiedliwy, to znaczy zakładający zwrot całego zagrabionego terytorium, oddanie porwanych dzieci i odszkodowania. Innej drogi do pokoju - na tym etapie - zwyczajnie nie ma.

Co zyskała na tym spotkaniu papieska linia dyplomatyczna? Jeśli przyjąć, że jej realny cel jest taki sam jak ten deklarowany, to niewiele. To spotkanie nie przybliżyło w najmniejszym stopniu zawieszenia broni, ani tym bardziej pokoju, nie przyczyniło się do przybliżenia stanowisk Rosji i Ukrainy, ani nie wskazało jaśniejszego niż dotąd wsparcia Ukrainy, a jeśli coś się realnie zmieniło to, co najwyżej pozycja Watykanu wobec Rosji, która spotkania z "nazistą" (jak jest nazywany prezydent Ukrainy w rosyjskich mediach) nie wybacza. Spotkanie to , z perspektywy Europy Środkowej, nie dało także sygnału jakiejkolwiek zmiany papieskiej postawy, która z perspektywy wielu katolików (i nie tylko) w tym rejonie świata jest niezrozumiała i nieakceptowalna.

Nadziei jednak na to, że zostanie ona zmieniona (a moim zdaniem tak właśnie powinno być) nie ma. Obecna papieska linia geopolityczna wyrasta bowiem z osobistych wizji samego papieża, który uformowany został w innym geopolitycznym układzie i reprezentuje myślenie obce światowi globalnego Zachodu. Ta wizja świata za główne zagrożenie dla pokoju uznaje Stany Zjednoczone i NATO (na co papież wskazywał choćby mówiąc o "szczekającym NATO"), a nie Rosję (która ma stanowić w papieskiej wizji jeden z istotnych elementów - obok Pekinu i Waszyngtonu - świata wielobiegunowego). Z perspektywy globalnego Południa - skąd pochodzi papież - ten konflikt także nie jest niczym szczególnie wyjątkowym, bowiem podobne (uczciwie i obiektywnie trzeba powiedzieć, że nie identyczne) wojny toczą się w innych regionach świata, i także giną w nich ludzie. I wreszcie - także zachowując tę perspektywę - dla krajów afrykańskich czy azjatyckich ta wojna skutkuje głównie większym kryzysem gospodarczym i możliwym głodem, co także skłania do jej szybszego zakończenia. To wszystko skłania papieża - i nie jego jednego - do takiego, a nie innego postrzegania wojny w Ukrainie.

DEON.PL POLECA

O ile nieufność wobec Stanów Zjednoczonych jest - i to trzeba jasno powiedzieć - z politycznej perspektywy zrozumiała, bo tak się składa, że ten kraj wielokrotnie - by wspomnieć tylko wojnę w Iraku - dawał powody, by mu nie ufać, to jednocześnie trudno zrozumieć ogromne nadzieje wiązane przez papieża i watykańską dyplomację z Rosją. Jeśli w centrum analizy politycznej papież często stawia problem kolonializmu i neokolonializmu - to trudno o bardziej kolonialne mocarstwo niż właśnie Rosja. USA owszem prowadzi takie działania, ale miękkimi środkami, Rosja natomiast prowadzi je na twardo, przy pomocy narzędzi militarnych. Oczywiście w tym układzie to państwo Putina jest słabsze, ale to wcale nie sprawia, że mniej groźne. Dlaczego więc w Watykanie tego nie widzą? Odpowiedź kryje się chyba w pewnej cesze rosyjskiej soft power. Ten kraj od lat świetnie prezentuje się z daleka, dla wielu polityków zachodnich był nie tylko źródłem ogromnych zysków, ale także prezentował się jako ojczyzna wielkich, humanistycznych pisarzy (choć ich publicystyka, jak w przypadku Dostojewskiego, bywała imperialna i paskudna), wspaniałej muzyki i głębokiego życia duchowego (choć z bliska prawosławie rosyjskie wygląda zdecydowanie mniej przyjemnie, to taki jest właśnie jego obraz). I na ten wizerunek łapie się watykańska dyplomacja. Nic w tym zresztą nowego, bo tak samo dawała się na niego nabrać za czasów ost-politik kardynała Casarolego.

Innym - i tu trzeba już powiedzieć doktrynalną - kwestią jest podejście do pokoju. Papież Franciszek wyraźnie uznaje (tak odczytuje jego deklaracje), że pokój powinien być osiągnięty za wszelką cenę, także za cenę ustępstw wobec agresora (co oznacza w gruncie rzeczy, że osiąga on cele swojej agresji, a sprawiedliwości nie staje się zadość). Zełenski (ale nie tylko on, bo podobnie myśli spora część klasyków teorii wojny, w tym myślicieli katolickich) uznaje, że celem w sytuacji wojny nie jest po prostu pokój, ale pokój sprawiedliwy. Inne rozwiązania zachęcają agresora do dalszych działań, ale także pokazują innym potencjalnym agresorom, że ich działania są skuteczne. I z tej perspektywy, choć brzmi to ryzykownie, roztropniej i bardziej długofalowo na problem pokoju spogląda prezydent Ukrainy niż papież. I na to niewiele można jednak poradzić, bo Franciszek pozostaje w swoim postrzeganiu pokoju i wojny dzieckiem swoich, pacyfistycznych czasów. A trzeba pamiętać, że w sprawach dyplomacji ani papież, ani Kuria Rzymska nie tylko nie są nieomylne, ale też nie mają religijnego autorytetu. To jest tylko polityka.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Tomasz P. Terlikowski

Koniec starego świata. Początek nowego konserwatyzmu?

Chrześcijańskie wartości, które określały styl życia, właśnie odsuwane są w cień. Europa weszła na drogę realnej wielokulturowości i pewne jest, że agresja Rosji na Ukrainę pokrzyżowała szyki tym, którzy...

Skomentuj artykuł

Wojna, pokój i papież z innego świata
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.