Jaki będzie Kościół po pandemii?
Jeśli rok temu ktoś by mi pokazał zdjęcie faceta w plastikowej przyłbicy i powiedział, że w 2020 to będzie standardowy obrazek na ulicach, to bym pękł ze śmiechu. Tymczasem mijają kolejne tygodnie epidemii, a kawałek plastiku obok bawełnianej maseczki stał się produktem pierwszej potrzeby.
Tymczasowy stan przejściowy, chwilowe zawieszenie sytuacji, niepostrzeżenie stało się codziennością. Zwrot „nowa normalność” jest odmieniany przez wszystkie przypadki. Pandemia dotyka wszystkich, choć nie każdego tak samo. Niektórzy narzekają na zamknięcie w domach, inni nie przejmują się obostrzeniami sanitarnymi. Jedni umierają, drudzy nie wierzą, że jest jakiś wirus. Biura świecą pustkami, bo wiele osób przeszło na pracę zdalną i być może już na niej zostaną. Inni pracę stracili i borykają się z zaspokojeniem podstawowych potrzeb, bo bezrobocie to nie statystyka, ale pustka w garnku i brzuchu. Jedni chwalą izolację za zwiększenie komfortu psychicznego możliwością nadrobienia zaległych lektur. Dla drugich zamknięcie w domu to piekło przemocy i wykorzystywania seksualnego. W sektorze odzieżowym dobry i wygodny dres stał się ważniejszym odzieniem niż niejeden garnitur. Nawet jeśli ktoś nie doświadcza pandemii bezpośrednio, to przecież doznaje jakiejś różnicy – czy to w oddaleniu od bliskich, czy zmianie formy kontaktu z nimi.
Na początku epidemii sam wyobrażałem sobie „ten dzień”, kiedy wreszcie to się skończy. Planowałem, gdzie się wybiorę, z kim spotkam, żeby świętować. Dzisiaj wyraźnie widzę, że ten dzień nie nadejdzie. Nie będzie „dnia kresu pandemii”, tylko przyzwyczajenie do życia w świecie z wirusem, którego na razie nie umiemy pokonać. Żyjemy inaczej, inaczej funkcjonujemy i myślimy. Epidemia nas zmienia – czy tego chcemy, czy nie, niezależnie od zdrowia czy choroby.
Te zmiany dotknęły także nasze życie duchowe. Chociaż w kościołach może być coraz więcej wiernych, to jeszcze nie wszyscy decydują się na powrót do świątyń. Nie dlatego, że pandemia ich rozleniwiła. Niektórzy po prostu się boją, inni ograniczyli wszelkie przemieszczanie, żeby nie narażać siebie na złapanie wirusa. Ale to nie znaczy, że wraz z koronawirusem przyszło załamanie duchowości. Wręcz przeciwnie! Nie pamiętam, kiedy ostatnio obserwowałem tak wiele dyskusji dotyczących Eucharystii i przeistoczenia, roli i miejsca mszy w życiu człowieka. Do głosu dochodziły też elementy myślenia magicznego czy straszenia chorobą będącą rzekomym przejawem Bożego gniewu, a z drugiej strony pomstowania na wierzących, którzy gromadzą się w kościołach. Jedni wyklinali biskupów za zamykanie kościołów, drudzy za obecność jakiejkolwiek liczby wiernych. Fakt pojawienia się takich dyskusji jest zrozumiały, bo w wyjątkowym czasie zaczyna się zadawać pytania, jakich do tej pory może się nie zadawało. Pojawia się potrzeba odpowiedzi na pytania o to, co dalej z naszą wiarą i Kościołem.
Niedawno rozmawiałem ze znajomym księdzem wikarym. W kontekście zbliżającego się okresu komunijnego mówił, że może będzie jakieś dobro z tej epidemii, choćby takie, że ludzie bardziej świadomie podejdą do wiary. Dla katolika w Polsce wiara jest często elementem rodzinnej tradycji i przez to może podchodzić od niej bezwiednie. Widać to choćby w umasowieniu sakramentów, które łączy się niekiedy z ich komercjalizacją, co widać zwłaszcza na przykładzie ślubów czy komunii, do których przykłada się niekiedy mniej wagi niż do wesela albo rodzinnej uroczystości „po kościele”. Obecna sytuacja przesuwa punkt ciężkości bliżej miejsca, w którym powinien się znajdować. Bo przecież wesele czy piękna sukienka komunijna są tylko dodatkiem do tego, co najważniejsze. Tak samo z Eucharystią – myśli się o niej bardziej świadomie wtedy, gdy się za nią tęskni.
Przygotowując ten numer magazynu „Czytaj Dalej”, zadaliśmy sobie pytanie o to, jak zmieniły nas ostatnie tygodnie. Czy już zdążyły wpłynąć na nasze życie wiarą? Co właściwie się stało? A może nie stało się nic. Nie chcieliśmy snuć scenariuszy rodem z science fiction, zastanawiać się nad przyszłością Kościoła, ale raczej podsumować od strony duchowej czas, który minął, i zobaczyć, czy coś dobrego miało w nim miejsce.
Rozpoczynamy od konferencji jezuity Romana Groszewskiego SJ pod tytułem „Życie duchowe w czasie epidemii”. Szokujące doświadczenie epidemii było sytuacją graniczną i pokazało coś, z czego być może nie zdawaliśmy sobie sprawy. Zabrało taką ekspresję wiary, jaka do tej pory stanowiła dla nas normalność. Jak zareagowaliśmy w tej sytuacji i czego mogła nas ona nauczyć na temat rozeznania duchowego? Czy tradycyjna pobożność może przybrać niezdrowe objawy? Kiedy reguły zaburzają relację z Bogiem? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w konferencji o. Romana.
Jak skutecznie działać duszpastersko w czasie epidemii i co dobrego z niej pozostało? Reakcja duszpasterstwa młodzieży KARP z Tyńca od początku zrobiła na nas duże wrażenie. Opowiada o niej w rozmowie z Julią Bondyrą brat Jakub Biel OSB, który mądrze korzystając z dostępnych dla wszystkich środków, pokazał, że Facebook może być fantastycznym kanałem do prowadzenia ewangelizacji.
Przywołujemy też trzy teksty-świadectwa tego czasu autorstwa świeckich. Magda Fijołek dzieli się doświadczeniem tęsknoty towarzyszącej zdalnemu uczestnictwu w modlitwie i oczekiwaniu powrotu do kościoła „pełniej i odważniej niż dotychczas”.
Maja Moller porównuje czas epidemii do niepowtarzalnych rekolekcji, które mogły przemienić naszą codzienność, a przez to Kościół, przywołując Kościół domowy. Robertowi Kruszce ostatnie tygodnie kojarzą się z historią uczniów zmierzających do Emaus. Im także, tak jak nam, towarzyszy niepewność, strach czy smutek, ale właśnie wtedy napotykają na swej drodze Jezusa.
Nad przyszłością Kościoła zastanawiają się także ks. Wojciech Grygiel i Dariusz Piórkowski SJ. Obaj przyznają, że epidemia wybiła nas ze stref komfortu, w których żyjemy, i wywołała konieczność wprowadzenia zmian. Jak nie pogrążyć się w zasadach i przepisach, ale otworzyć na działanie Ducha w Kościele? Przeczytacie tutaj.
Obok tych tekstów przypominamy ogromnie ważny „Papieski plan na zmartwychwstanie po pandemii koronawirusa”, w którym Franciszek dzieli się nadzieją i oczekiwaniem zmian, jakie może wywołać wspólne doświadczenie epidemii. Ten czas mógł nauczyć nas wspólnotowej odpowiedzialności i solidarności, które będą na wagę złota po epidemii w perspektywie nadciągającego kryzysu. Papież apeluje o budowę cywilizacji miłości już teraz, abyśmy mogli przetrwać to, co dopiero nas czeka.
Nam samym towarzyszy niepewność, lecz jeśli do czegoś jesteśmy przekonani, to do nadziei zmartwychwstania, którą obficie daje Jezus Chrystus. Kryzysy są po to, by je przezwyciężać, ale też aby dowiedzieć się czegoś o sobie. Ostatnie tygodnie były tego wyjątkowym świadectwem. Oby ich lekcja została z nami na zawsze.
Skomentuj artykuł