Bliskie doświadczenie śmierci. Ks. Wiktor Szponar o ludziach, którzy "podejrzeli drugą stronę"
"Znam świadectwo syna, który podczas bliskiego doświadczenia śmierci widział, jak modlący się w jego intencji ojciec ściąga ze ściany obraz Jezusa Miłosiernego, kładzie na podłodze i czuwa przy nim. Gdy syn powiedział o tym po odzyskaniu przytomności, zdziwiony ojciec zapytał: «Skąd wiesz? Nie możesz tego wiedzieć!». «Słyszałem cię i widziałem!» - odparł syn, który przecież wtedy znajdował się na sali operacyjnej". Ks. Wiktor Szponar, badacz bliskiego doświadczenia śmierci (NDE - Near Death Experience) i autor książek zawierających świadectwa osób, które je przeżyły, w szczerej rozmowie z Piotrem Kosiarskim opowiada o tym, jak cienka jest granica między rzeczywistością materialną i duchową.
Oto dziesiąty materiał publikowany w ramach mojego autorskiego cyklu poświęconego nadziei. W Roku Jubileuszowym postanowiłem oddać głos "Pielgrzymom nadziei" - ludziom, którzy nie tylko żyją nadzieją, ale również pokazują, skąd ją czerpią i jak pielęgnują.
"Spotkania ze świadkami, którzy mówią mi prosto w oczy, że doświadczyli Boga, tej totalnej, bezwarunkowej miłości, że spotkali się ze swoimi bliskimi zmarłymi, że zdobyli jakąś wiedzę, o której nie mieli prawa wcześniej wiedzieć, dają mi dużą nadzieję na to, że nasze życie nie kończy się na ziemi. Chyba że ci wszyscy ludzie - albo ich bliscy czy lekarze - mnie oszukali, fałszowali dokumentację medyczną i dokumenty prokuratury… I że to wszystko jest jeden wielki szwindel. A przecież już jedna prawdziwa historia wystarczyłaby, żeby potwierdzić istnienie życia po śmierci" - mówi ks. Wiktor Szponar. Przeczytaj całą rozmowę:
Piotr Kosiarski: Dlaczego zainteresował się Ksiądz tematem bliskiego doświadczenia śmierci?
Ks. Wiktor Szponar: Ponieważ chyba każdy z nas zadaje sobie pytanie o to, czy nasze życie ogranicza się tylko do biologii, czy może jest coś więcej. Myślę, że jest to fundamentalne pytanie każdego człowieka - bez względu na jego światopogląd, wyznanie i religię. Tak naprawdę sądzę, że każdy człowiek na świecie zapytał przynajmniej raz: "Czy moje życie kończy się w momencie śmierci?". To pytanie, które łączy wszystkich ludzi na ziemi. Ja również je sobie zadawałem. Odpowiedź oczywiście dawała mi - i wciąż daje - Ewangelia, która mówi o Zmartwychwstaniu Chrystusa. Ale jednocześnie znamy historie ludzi, którzy doświadczyli śmierci klinicznej. Niektórzy z nich mówią, że "podejrzeli drugą stronę", gdy byli reanimowani czy operowani.
Podejrzeli drugą stronę?
- Są oczywiście pewne pojęcia, które funkcjonują w popkulturze, mediach i filmach. Powszechnie znany jest na przykład obraz przedstawiający tunel ze światłem. Ktoś ostatnio mi nawet powiedział, że jeden z tych motywów wykorzystany był w "Doktorze House'ie". Ale są też osoby, które mówią, że w momencie wspomnianej reanimacji czy zatrzymania akcji serca otrzymały wspomnienia dotyczące przechodzenia na drugą stronę. To jest pewien fakt - są ludzie, którzy mówią, że mają takie doświadczenie.
Co mówi na ten temat teologia katolicka?
- Zacząłem szukać odpowiedzi na to pytanie i okazało się, że niewiele. Tak naprawdę nie ma oficjalnych dokumentów Kościoła związanych z tym tematem. Są oczywiście artykuły i książki, ale bardzo nieliczne. Temat jest raczej zdominowany przez środowiska New Age. Oczywiście jest kilka polskich ciekawych publikacji, jest też kilka pozycji przetłumaczonych z języka angielskiego. Ale kilka lat temu próżno było ich szukać - pamiętam, że kiedy zacząłem drążyć temat, nie mogłem znaleźć żadnej polskojęzycznej publikacji.
Faktem jednak jest, że znamy ludzi, którzy mają bliskie doświadczenie śmierci. Pytanie, czy jest ono prawdziwe i czy ich świadectwa zgadzają się z naszą religią. Na te pytania starałem się odpowiedzieć.
Czy bliskie doświadczenie śmierci to dowód na istnienie Boga?
W jednym z wywiadów wspominał Ksiądz o świadectwie osoby, która podczas swojej operacji zobaczyła, co działo się na sali operacyjnej. Nie miała prawa tego zapamiętać. A jednak potrafiła wskazać, z której szuflady pielęgniarka wyciągnęła nowe nożyczki po tym, jak stare spadły na podłogę. A zatem ta osoba znajdowała się poza ciałem. Czy dla Księdza jest to dowód na istnienie duszy i Boga?
- Dla mnie pojęcie dowodu to jest coś bardzo mocnego i oznacza, że coś zostało potwierdzone naukowo. Z tego powodu bardzo wystrzegam się mówienia, że są ludzie, którzy są w stanie udowodnić istnienie Boga. Na to nie ma dowodu, ale są jednak pewne poszlaki. Na pewno nie udowodniłem swoimi badaniami istnienia Boga i życia po śmierci, bo inaczej 8 miliardów ludzi powinno się natychmiast ochrzcić.
Byłoby super.
- Oczywiście, zgadzam się z Panem. Ale mam też cichą nadzieję, że może - dzięki moim książkom - jednej czy drugiej osobie pomogę odnaleźć Boga. Dla mnie to już byłoby wystarczająco satysfakcjonujące. Natomiast czy to jest dowód na istnienie Boga? Jeszcze raz podkreślam, że nie. W nauce dowód oznacza coś, co może być przez kogoś sprawdzone i zweryfikowane. Natomiast gdy spotykam się z kolejnymi osobami, które przeżyły bliskie doświadczenie śmierci, kiedy porównuję ich relacje, zauważam, że chociaż każda z nich jest trochę inna, wszystkie mają wspólne elementy.
Każdy z nas słyszał o tunelu ze światłem i wychodzeniu z ciała.
Tak, jest kilkanaście stałych elementów i cech NDE. Nie jest to jednak dowód, bo dowód musi być weryfikowalny.
A szkoda. Osobiście bym chciał, żeby NDE było dowodem na istnienie Boga.
- Szkoda i nie szkoda. Gdybyśmy udowodnili istnienie Pana Boga, to nie byłoby już wiary, byłaby wiedza. A ta czeka nas dopiero po śmierci. Wtedy nadziei i wiary już nie będzie, zostanie miłość! Dobrze czuć się dobrze na tym etapie życia, na którym się jest.
Natomiast faktem jest to, że mamy pojedynczy element indywidualności, czyli bliskiego doświadczenia śmierci, który da się rzeczywiście zracjonalizować. Światło w tunelu faktycznie funkcjonuje w popkulturze, więc nawet jak jestem ateistą, ale mniej więcej wiem, co chrześcijaństwo mówi o życiu po śmierci - a więc raju, jakkolwiek go rozumiemy - w momencie NDE mogę doświadczyć tego, jak sobie wyobrażałem ten raj. I rzeczywiście, pojedyncze elementy - przynajmniej niektóre z nich - można zracjonalizować. Ale są i takie przykłady - jak wspomniana przez Pana historia z nożyczkami - w przypadku których ciężko to zrobić. No chyba że pacjent umówił się z chirurgiem, ale wydaje mi się, że byłbym naiwny, gdybym wierzył, że kilkaset osób wzajemnie się zmówiło, by coś na tym zyskać. To byłoby naprawdę bardzo grubymi nićmi szyte.
Jest jeszcze jeden wspólny element - poczucie ulgi.
- Oczywiście i to nie są odosobnione przypadki. Pojedynczą sytuację można łatwo wytłumaczyć, bo człowiek, który cierpi, tracąc przytomność, zaczyna odczuwać ulgę. Poczucie szczęścia można wyjaśnić wystrzałem dopaminy czy serotoniny, który jest mechanizmem obronnym mózgu. Trudno jednak wytłumaczyć całościową spójność i powtarzalność tych sytuacji.
Opisywane przeze mnie historie można również wyjaśnić na przykład halucynacjami. Ale jak wytłumaczyć to, że wszyscy mają taką samą "halucynację"?
Na przykład pokój i głębokie poczucie bycia kochanym przez Boga.
- Zgadza się. Obraz kochającego Boga wcale nie jest tak intuicyjny czy instynktowny jak tunel ze światłem. A przecież jest to jeden z elementów NDE, które bardzo często się powtarzają. Osobiście to dla mnie bardzo ważne, że relacje opisywanych przeze mnie pacjentów są zgodne z Ewangelią i nauczaniem Kościoła katolickiego, co dla wielu osób jest sprawą - muszę przyznać - dość trudną i wcale nie oczywistą.
Kto chciałby się chwalić tym, że widział piekło?
A czy są świadectwa ludzi, którzy w momencie NDE doświadczyli czegoś nieprzyjemnego lub przerażającego?
- Tak, zdarzają się świadectwa osób, które miały doświadczenie czyśćca czy piekła. To jest rzadkie, ale występuje. W jednych z anglojęzycznych badań czytałem, że takie doświadczenia dotyczą 5 proc. wszystkich przypadków. Oczywiście tę liczbę trzeba wziąć w duży nawias.
Dlaczego?
- Niektórzy pytają mnie, ile osób idzie do piekła. Nikt tego nie wie. Natomiast choćby chwilowe doświadczenie piekła i czyśćca nie jest niczym przyjemnym i mało kto chciałby się tym dzielić. Jedna z najbardziej znanych książek - "Trafiona przez piorun" Glorii Polo - opisuje doświadczenie czyśćca. Jest to cenne świadectwo, ponieważ jego autorka - lekarka - otrzymała od swojego biskupa pozwolenie na publiczne głoszenie.
Kluczowe w ocenie opisywanych przez Księdza świadectw bliskiego doświadczenia śmierci są ich owoce, a więc często radykalne nawrócenia.
- Rzeczywiście, kluczowym elementem tych historii jest to, co dalej dzieje się z osobami, które doświadczyły NDE. Jeśli przeżyły halucynacje lub były pod wpływem narkotyków, to choćby nie wiem, jak były to mocne przeżycia, raczej nie zaowocowałyby trwałym nawróceniem, stałą zmianą życia… Pod wpływem halucynacji można doświadczyć zmiany na parę dni, ale co, jeśli ktoś naprawdę się nawraca i trwa to już 20 lat? Oczywiście każdą łaskę można odrzucić, ale doświadczenie osób po NDE pokazuje, że bardzo często przeżywają one naprawdę głębokie nawrócenie.
Akurat wczoraj rozmawiałem telefonicznie z Tomaszem Rucińskim, jednym z bohaterów mojej drugiej książki, który w tragicznym wypadku samochodowym stracił syna i brata. Dzięki bliskiemu doświadczeniu śmierci przebaczył on sprawcy wypadku - piratowi drogowemu, który znacznie przekroczył prędkość. Bardzo możliwe, że znalazł on w sobie siłę do przebaczenia właśnie dzięki doświadczeniu Bożej łaski. "Poznacie ich po ich owocach" (Mt 7,20). Muszę przyznać, że te owoce w przypadku osób, które przeżyły bliskie doświadczenie śmierci, są często naprawdę spektakularne.
Opisane przez Księdza historie poruszają również temat siły modlitwy i działania sakramentów, na przykład namaszczenia chorych.
- Bliskie doświadczenie śmierci pokazuje, że sakramenty, podobnie jak modlitwa, rzeczywiście działają bardzo mocno. Z doświadczeń Andrzeja Duffka, bohatera jednej z moich książek, wynika, że namaszczenie chorych - typowy sakrament udzielany osobom cierpiącym i umierającym, polegający m.in. na namaszczeniu dłoni chorego - jest tym, co sprawia, że jego dusza pozostaje w ciele. Andrzej miał doświadczenie, że opuszczał swoje ciało i gdyby nie namaszczenie chorych, umarłby. Tym, co "trzymało" jego duszę przy ciele, były - zaznaczam, że odczuwał to bardzo fizycznie - dłonie, którymi ksiądz w szpitalu namaszczał go podczas udzielania sakramentu. Przypomnę, że jednym ze skutków namaszczenia chorych jest nie tylko uzdrowienie duchowe - a więc odpuszczenie grzechów - ale również fizyczne.
Drugą istotną kwestią jest rzeczywiście siła modlitwy. Znów cytując jednego z bohaterów moich książek, modlitwa jest tym, co "wciąga" duszę z powrotem do ciała. Muszę przyznać, że doświadczenie siły modlitwy w historiach moich rozmówców jest naprawdę niesamowite. Osoby, które doświadczyły NDE, często słyszą modlitwy swoich bliskich, którzy modlą się w ich intencji - na przykład podczas operacji. To są bardzo mocne doświadczenia. Aż ciężko byłoby w to wszystko uwierzyć, gdyby nie rozmowy z tymi ludźmi. Znam na przykład świadectwo syna, który podczas bliskiego doświadczenia śmierci widział, jak modlący się w jego intencji ojciec ściąga ze ściany obraz Jezusa Miłosiernego, kładzie na podłodze i czuwa przy nim. Gdy syn powiedział o tym po odzyskaniu przytomności, zdziwiony ojciec zapytał: "Skąd wiesz? Nie możesz tego wiedzieć!". "Słyszałem cię i widziałem!" - odparł syn, który przecież wtedy znajdował się na sali operacyjnej.
Rzeczywiście to bardzo mocne historie, a przecież - wciąż musimy to przyznać - niczego nie dowodzą. Nie lepiej byłoby jednak mieć pewność, że istnieje życie po śmierci?
- Myślę, że jest w nas naturalna tęsknota za tym, by być czegoś pewnym, nawet w prozaicznych kwestiach - gdy jadę na wakacje i chcę mieć pewność, że będzie ładna pogoda, albo gdy kupuję samochód, chcę mieć pewność, że się szybko nie zepsuje. Chcemy więc być pewni nawet w prostych, codziennych kwestiach, a co dopiero w sprawach fundamentalnych, za którymi idą - a przynajmniej powinny iść - konkretne wybory życiowe.
Pamiętajmy jednak, że my na tej ziemi żyjemy bardzo krótko, załóżmy 80 lat. Przed nami jest cała wieczność. Więc na szczęście my w tej niewiedzy będziemy tylko chwilkę (śmiech). Tak naprawdę przez całe nasze życie będziemy mieć pewność, że Bóg istnieje. Jeśli spojrzymy na nasze życie z tej perspektywy, ta niewiedza i niepełność będą z nami przez bardzo krótki czas.
Natomiast jeśli wyobrażam sobie przyszłość po tej drugiej stronie i mam nadzieję, że ostatecznie trafię do Nieba, to chyba jednak chciałbym mieć doświadczenie - choćby chwilowe - że na ziemi nie byłem wszystkiego pewien.
Jeszcze raz powtórzę: dobrze jest czuć się dobrze na tym etapie życia, na którym się jest. Oczywiście są też ludzie, którzy dostali od Boga łaskę pewnej wiary i mówią, że wiedzą o istnieniu Boga. To naprawdę wielki zaszczyt, ale i zobowiązanie mieć taką łaskę.
Niebezpieczeństwa związane z fascynacją życiem po śmierci
Czy fascynacja życiem po śmierci może być niebezpieczna?
- Często podkreślam, że książki, które napisałem i w ogóle temat NDE, mogą być dobrym początkiem relacji z Bogiem. Natomiast rzeczywiście ktoś może się na tym zatrzymać i to nie jest dobre. To trochę jak z egzorcyzmami, objawieniami albo innymi "cudownościami" w sensie pejoratywnym. Łatwo się na nich zatrzymać, bo są atrakcyjne. Ktoś będzie czytać na ich temat książki, będzie się interesował, ale co dalej? Czy dzięki temu stanie się lepszym człowiekiem, zacznie się modlić, bardziej oddawać Bogu chwałę, chodzić częściej do kościoła? Pamiętajmy, że w Polsce spośród książek religijnych najlepiej sprzedają się te o egzorcyzmach. To nie świadczy o zdrowej duchowości. Oczywiście to nie znaczy, że mamy teraz przestać mówić o zagrożeniach duchowych. Największym zwycięstwem diabła jest to, że ludzie wierzą, że nie istnieje. Natomiast szatan i zagrożenia duchowe nie stanowią istoty Ewangelii. W Dobrej Nowinie nie chodzi o egzorcyzmy. Dlatego mam głęboką nadzieję, że nikt, kto interesuje się bliskim doświadczeniem śmierci, nie zatrzyma się tylko na nim, ale zainspiruje się do pogłębiania swojej wiary i relacji z Bogiem, że coś w tym temacie "zaiskrzy".
Jakiś czas temu moja znajoma powiedziała, że słyszała o człowieku, który rzekomo jest w stanie powiedzieć, czy konkretna dusza jest w niebie czy piekle. Żeby to sprawdzić, potrzebna jest jedynie data śmierci tej osoby. Gdy się o tym dowiedziałem, w mojej głowie nie tylko zapaliła się czerwona lampka, ale zawyła syrena alarmowa. Od razu postanowiłem wyperswadować mojej znajomej zamiar kontaktu z tym człowiekiem.
- Załóżmy, że nie jest to zwykły oszust. Jeśli ktokolwiek mówi, że wie, czy ktoś jest w piekle, w niebie, czy w czyśćcu, to nasuwa się pytanie, skąd ma taką wiedzę. Podobnie na przykład z wróżbami, które sprawdzają się w niewytłumaczalny sposób. Rodzi się pytanie, kto dał mu takie poznanie? Ojciec Kłamstwa, dlatego to jest tak szalenie niebezpieczne! Oczywiście on się będzie podawał za mistyka, ale nie bądźmy naiwni.
Nadzieja na spotkanie z Bogiem w wieczności
Ale bywa, że dusze czyśćcowe się z nami kontaktują.
- Tak, choć bardzo rzadko. Pan Bóg rzeczywiście daje czasem łaskę, by dusza czyśćcowa w jakiś sposób skontaktowała się z człowiekiem. Tradycja chrześcijańska zna takie przypadki. Nigdy jednak nie dzieje się to mocą człowieka. Jeśli więc ktoś twierdzi, że potrafi sprawdzić takie rzeczy, o których Pan wspomniał, mamy do czynienia ze spirytualizmem. Właśnie dlatego dziś jedną z najliczniejszych grup osób trafiających na egzorcyzmy stanowią ci, którzy wcześniej korzystali z usług wróżek lub uczestniczyli w seansach, choć te ostatnie są znacznie mniej popularne.
Czy doświadczenia, które Ksiądz opisuje, mogą dać ludziom nadzieję na spotkanie z Bogiem?
- Jedna z opisywanych przeze mnie historii opowiada o osobie, która w chwili bliskiego doświadczenia śmierci dowiedziała się, kim jest jej biologiczny ojciec. Później, już po zbadaniu tego przypadku, okazało się, że to prawda. Do tego dochodzą już częściowo wspomniane historie o tym, kto modlił się w intencji umierającego lub w jaki sposób przebiegała operacja… Te historie naprawdę utwierdzają moją wiarę i pogłębiają nadzieję, że Bóg jest. Oczywiście - jak już powiedzieliśmy - nie dają mi pewności. Proszę się mną nie gorszyć, ale ja cały czas szukam i pytam. Natomiast spotkania ze świadkami, którzy mówią mi prosto w oczy, że doświadczyli Boga, tej totalnej, bezwarunkowej miłości, że spotkali się ze swoimi bliskimi zmarłymi, że zdobyli jakąś wiedzę, o której nie mieli prawa wcześniej wiedzieć - okazywało się, że istnieje na przykład ukryty testament kogoś, kto wcześniej nie żył - dają mi dużą nadzieję na to, że nasze życie nie kończy się na ziemi. Chyba że ci wszyscy ludzie - albo ich bliscy czy lekarze - mnie oszukali, fałszowali dokumentację medyczną i dokumenty prokuratury… I że to wszystko jest jeden wielki szwindel. A przecież już jedna prawdziwa historia wystarczyłaby, żeby potwierdzić istnienie życia po śmierci.
Znając te wszystkie świadectwa, przeprowadzając tak wiele rozmów, naprawdę musiałbym być skrajnie naiwny, by każdego z moich rozmówców posądzać o jakieś fałszerstwo czy spisek. Oni wszyscy musieliby się umówić między sobą, tym bardziej że często ich doświadczenia są sprzeczne z ich poprzednim światopoglądem i wymuszają drastyczne zmiany w życiu. Naprawdę nie jest wcale łatwo wywrócić swoje życie do góry nogami i nagle zacząć żyć zgodnie z przykazaniami. Skoro są ludzie, którzy podejmują tak radykalne życiowe zmiany, daje mi to mnóstwo nadziei, że ich doświadczenia są prawdziwe.
Która z historii przemówiła do Księdza najbardziej?
- Nie mam jednej ulubionej. Każda z historii jest inna i wyjątkowa. Ale skoro Pan pyta, chyba wrócę do świadectwa Tomasza Rucińskiego, o którym wspomniałem wcześniej. Uderza mnie przebaczenie, które dokonało się w jego życiu po tym, jak jadący 180 kilometrów na godzinę kierowca spowodował wypadek, w którym zginął jego brat i syn.
Jak dalej będzie Ksiądz rozwijał zainteresowanie świadectwami osób, które przeżyły bliskie doświadczenie śmierci?
- Obecnie skupiam się na pisaniu scenariusza do filmu dokumentalnego o NDE - między innymi stąd wczorajsza rozmowa z Tomaszem Rucińskim. Producentem filmu jest Piotr Barełkowski, kilka dni temu podpisaliśmy kontrakt. Jeszcze tej zimy mają się rozpocząć zdjęcia dokumentalne. Ponadto w przyszłym roku chciałbym zacząć zbierać kolejne wywiady do trzeciej części "Życia po śmierci". Równolegle pracuję nad kolejną książką, której tytuł będzie brzmiał: "Skandale w Biblii. Co musisz o nich wiedzieć". Do 15 listopada jestem umówiony z wydawnictwem Fronda na ostatnie poprawki. Tempo jest szalone, a ja normalnie pracuję w szkole i na parafii.
Co by się stało, gdyby jednak Pana Boga nie było?
- Myślę, że nie byłoby nas i tego pytania.
O co zapyta Ksiądz Pana Boga, gdy już spotkacie się w niebie?
- Na początku bardzo mocno przytulę się do Niego. Nie wiem, ile to będzie trwało, bo tam przecież nie ma czasu… Może będę przytulał się do Niego całą wieczność. A potem pewnie zadam Mu pytania, które najbardziej mnie nurtują - te, na które wciąż nie znam odpowiedzi. Być może zapytam Go o cierpienie niewinnych ludzi, bo nikt jeszcze nie znalazł odpowiedzi, która naprawdę by je wyjaśniła. Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Samo cierpienie nie ma sensu - na przykład fakt, że ktoś umiera na raka lub zostaje skrzywdzony. Ale Jezus swojemu cierpieniu nadał sens wtórnie - przez nie zbawił świat. I człowiek, może właśnie dlatego, że jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, ma tę boską zdolność i może wtórnie nadać cierpieniu sens. Nie dlatego, że samo cierpienie go ma, lecz dlatego, że my - jako ludzie - możemy je w ten sposób przemienić. Takie myślenie w pewien sposób mi pomaga, choć czuję, że to nie jest pełna odpowiedź.
Osoby, które mają doświadczenie Near Death Experience, prosimy o kontakt na adres e-mail: kswiktorszponar@gmail.com
Oto dziesiąty materiał publikowany w ramach mojego autorskiego cyklu poświęconego nadziei. W Roku Jubileuszowym postanowiłem oddać głos "Pielgrzymom nadziei" - ludziom, którzy nie tylko żyją nadzieją, ale również pokazują, skąd ją czerpią i jak pielęgnują. Zachęcam do lektury wstępu oraz pozostałych części:
Część 1: "Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych". Kapucyni, mężczyźni z doświadczeniem bezdomności i wspólnota oparta na Ewangelii
Część 2: Duszpasterz skrzywdzonych: Chrystus również doświadczył przemocy seksualnej
Część 3: Himalaista Piotr Krzyżowski: Wierzę w Boga i dużo z Nim rozmawiam. Mamy bardzo swobodny kontakt
Część 4: Bp Artur Ważny: Możemy towarzyszyć ludziom, których życie się komplikuje. Punktem wyjścia nie jest stawianie warunków
Cześć 5: Zgwałcona i odarta z nadziei, chciała skoczyć z mostu. Gdy robiła krok w ciemność, Bóg zesłał ratunek
Część 6: Maja Moller: Chciałabym, żeby świeccy mogli iść do braci biskupów i powiedzieć im, czego świat dzisiaj potrzebuje
Część 7: Agnieszka Huf: Ludzie z depresją siedzą obok nas w kościelnych ławkach albo stoją po drugiej stronie ołtarza
Część 8: Stracił wszystko, przeżył własny pogrzeb, ma 108 blizn po ranach i szwach. Poznaj historię Piotra Pogona, współczesnego Hioba
Część 9: Marek Kamiński: Każdy powinien znaleźć swoją "pustynię". Nie trzeba w tym celu jechać na Antarktydę
Skomentuj artykuł