Duszpasterz skrzywdzonych: Chrystus również doświadczył przemocy seksualnej

Duszpasterz skrzywdzonych: Chrystus również doświadczył przemocy seksualnej

"Kiedy opublikowałem ten wpis, pojawiła się grupa ludzi, stosunkowo niewielka, którzy bardzo negatywnie na niego zareagowali. Myślę, że wynika to z niezrozumienia, czym jest przemoc seksualna. Warto zaznaczyć, że nie sprowadza się ona tylko do pojęcia przemocowego aktu seksualnego. Jest to całe spektrum, wachlarz różnych czynności seksualnych. We wspomnianym wpisie podałem przykład: »Wyobraźmy sobie, że ktoś rozbiera nas do naga i przywiązuje do Kolumny Zygmunta na Placu Zamkowym w Warszawie«" - mówi Mateusz Filipowski OCD, rekolekcjonista, kierownik duchowy i duszpasterz osób wykorzystanych seksualnie.

Wywiad to drugi materiał mojego autorskiego cyklu poświęconego nadziei. W Roku Jubileuszowym postanowiłem oddać głos "Pielgrzymom nadziei" - osobom, które nie tylko żyją nadzieją, ale również pokazują, skąd ją czerpią i jak pielęgnują. Kolejna rozmowa ukaże się we wtorek, 15 lipca. Zachęcam do lektury wstępu i pierwszej części: "Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych". Kapucyni, mężczyźni z doświadczeniem bezdomności i wspólnota oparta na Ewangelii.

DEON.PL POLECA

Piotr Kosiarski: Niedawno dowiedzieliśmy się o tym, że arcybiskup Wojciech Polak nie będzie już odpowiedzialny za stworzenie Komisji niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystania seksualnego osób małoletnich w Kościele. Nową komisję powoła natomiast biskup Sławomir Oder. Jak odbierasz tę decyzję? Jak odbierają ją skrzywdzeni, którym towarzyszysz?

Mateusz Filipowski OCD: Myślę, że wszyscy jesteśmy zaskoczeni tą decyzją - zarówno osoby skrzywdzone jak również środowisko, które im pomaga. To zaskoczenie miesza się z różnymi uczuciami - od gniewu po smutek, jakąś bezradność, poczucie niepewności i troskliwe pytanie: co będzie dalej? Myślę jednak, że w poczuciu tej bezradności emocje jakieś części osób zostały chociażby zagospodarowane i skanalizowane w akcji "Kamienie wołać będą".

To wszystko jest o tyle trudne, że znowu mówimy o skrzywdzonych bez nich i nad ich głowami. Myślę, że tutaj powinna pojawić się jakaś konsultacja i - przede wszystkim - po raz kolejny zawaliła komunikacja. Episkopat Polski jakby nie zdaje sobie sprawy, że na dzień dzisiejszy wielu skrzywdzonych ufa przede wszystkim tylko dwóm biskupom - Arturowi Ważnemu i Wojciechowi Polakowi. Oni bardzo regularnie pojawią się na różnego rodzaju inicjatywach, zabierają głos, czynią gesty, które są spójne z ich życiem oraz dają temu wyraz w konkretnych decyzjach. Wielu skrzywdzonych po prostu im ufa. I tutaj nie chodzi o zmianę na biskupa Sławomira Odera - w jego miejsce można byłoby powołać każdego innego biskupa - ale o to, że Prymas jest dla dużej części skrzywdzonych symbolem i gwarancją wiarygodności. On daje części z nich poczucie bezpieczeństwa i nadzieję, że Komisja niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystania seksualnego osób małoletnich w Kościele rzeczywiście powstanie i że będzie ona niezależna i będzie spełniała wszelkie kryteria sprawiedliwości naprawczej oraz ewangelicznej prawdy i miłości.

Możesz rozwinąć tę myśl?

- Obecnie jakieś części skrzywdzonym towarzyszy lęk, że zostaną powtórnie wykorzystani. Obawiają się, że powstanie komisja, która została obiecana, ale będzie piarową wydmuszką - ostatecznie nie będzie aż tak niezależna jak podczas pierwotnego zamysłu. Oczywiście, to nie musi się wydarzyć. Natomiast trzeba pamiętać, że dla osób jakieś konkretnej grupy skrzywdzonych arcybiskup Wojciech Polak jest ważną i wiarygodną postacią. To są ich lęki, które da się słyszeć w terenie i w które warto się wsłuchać.

Co musiałoby się stać, żeby zmiana, która dokonała się w episkopacie, była lepiej przyjęta przez tę grupę osób skrzywdzonych, których da decyzja dziś boli?

- Może najpierw warto by było zbudować autorytet, zaufanie i wiarygodność kolejnego przewodniczącego tego zespołu, który mógłby wykazać się prawdziwą troską o osoby skrzywdzone. Przygotować skrzywdzonych i opinię publiczną na zmianę przewodniczącego zanim przedstawi się konkretną osobę. Należałoby również popracować nad samą komunikacją. Ta od wielu lat leży w episkopacie. Komunikaty są nieprecyzyjne, dwuznaczne, często sobie przeczą i zaklinają rzeczywistość, epatują kościelną manierą, która odpycha ludzi, brakuje im często zwyczajnej empatii i wiarygodności. Już nie wspominając o wiecznie zablokowanej sekcji komentarzy w mediach społecznościowych. Dzisiejszy człowiek jest w internecie i tam się wypowiada i tam też powinno się go słuchać.

W jednym ze swoich wpisów na Facebooku stwierdziłeś, że "Jezus również został skrzywdzony przemocą seksualną". Jak to rozumiesz?

- Kiedy opublikowałem ten wpis, pojawiła się grupa ludzi, stosunkowo niewielka, którzy bardzo negatywnie na niego zareagowali. Myślę, że wynika to z niezrozumienia, czym jest przemoc seksualna. Warto zaznaczyć, że nie sprowadza się ona tylko do pojęcia przemocowego aktu seksualnego. Jest to całe spektrum, wachlarz różnych czynności seksualnych. We wspomnianym wpisie podałem przykład: "Wyobraźmy sobie, że ktoś rozbiera nas do naga i przywiązuje do Kolumny Zygmunta na Placu Zamkowym w Warszawie".

Doświadczylibyśmy wtedy potwornego upokorzenia.

- To też jest przemoc seksualna. Biorąc pod uwagę cały kontekst historyczny tamtych czasów, różne opisy i źródła, które pokazują jak Rzymianie krzyżowali ludzi, możemy również mówić o tym, że Chrystus doświadczył właśnie takiej przemocy seksualnej. Zresztą mamy też tradycję - dziesiątą stację drogi krzyżowej, kiedy Jezus zostaje z szat obnażony. Zaczęliśmy zasłaniać Chrystusa przepaską ze zwykłej przyzwoitości, żeby ochronić Jego godność. Ale pierwsze wizerunki były całkowicie inne - przedstawiały Jezusa nagiego. W pierwotnym Kościele była świadomość upokorzenia Chrystusa. Doświadczenie to jest więc zawarte w historii Kościoła i dziś je odkopujemy.

Co z tego faktu - w kontekście chrześcijańskiej nadziei - mogą wziąć dla siebie ludzie skrzywdzeni seksualnie?

- Zdecydowałem się na ten wpis, żeby osoby skrzywdzone seksualnie mogły rozpoznać i doświadczyć solidarności Brata-Chrystusa. Po jego opublikowaniu - przyznam, że nigdy do tej pory o tym nie mówiłem - do czwartej, piątej rano odpisywałem na wiadomości od skrzywdzonych, dla których po raz pierwszy w życiu Jezus stał się bliski. Do tej pory był Chrystusem, Bogiem, który miał odpowiedzieć na ich cierpienie, uzdrawiać, ale jednocześnie był kimś, kto totalnie ich nie rozumiał, kimś z kim się zmagali, że nie ochronił ich przed krzywdą. We wszystkim innym tak, ale nie w tym. Nagle jakby spadły im z oczu łuski i zobaczyli, że Jezus też doświadczał przemocy seksualnej: "On naprawdę wie, co przeżywam, bo również został upokorzony, czuje ten sam wstyd i ciężar, który ja noszę". Niektóre osoby pisały, że po przeczytaniu tego tekstu doświadczały wręcz katharsis, potrafiły się rozpłakać nad klawiaturą, bo ktoś im "przywrócił Chrystusa". Nagle okazało się, że jest ich solidarnym bratem, który ich rozumie. Życie po doznanej krzywdzie przecież nie będzie już  takie samo, nikt go również nie przemieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nie cofnie czasu. Natomiast świadomość tego, że Chrystus doświadczył tego samego, ma moc i potencjał, aby napełnić nadzieją i poczuciem, że razem z Chrystusem można dźwignąć doświadczenie krzywdy. W wielu osobach skrzywdzonych ta solidarność brata Chrystusa bardzo mocno zarezonowała.

Polski Kościół jest gotowy przyjąć to, że "Chrystus również doświadczył przemocy seksualnej"?

- Póki co chyba jako jedyny w Polsce opublikowałem taki wpis. Nie słyszałem wcześniej, żeby ktoś o tym mówił publicznie i tak wyraźnie, później również. Myślę, że przez mój tekst ten fakt dotarł do świadomości pewnej grupy ludzi, natomiast powszechnie to wypieramy. Sądzę, że poziom tego wyparcia jest proporcjonalny do naszego poziomu zaangażowania w pomoc skrzywdzonym. Jeżeli przyjmiemy w pełni, że Chrystus również został skrzywdzony, doświadczył przemocy seksualnej, to nie mamy innej drogi, jak radykalnie i ewangelicznie zatroszczyć się o skrzywdzonych - tak jak robimy to wobec ubogich, na których Chrystus wskazał w Ewangelii. Dzięki temu wskazaniu mamy podłoże, ewangeliczny fundament, dzięki któremu nie da się podważyć tego, że ubodzy są w centrum Ewangelii. Przyjęcie faktu, że Chrystus doświadczył przemocy seksualnej, również domaga się radykalnego stanięcia po stronie skrzywdzonych, łącznie ze wszystkimi tego konsekwencjami - uznaniem pełnej przejrzystości, transparentności, sprawiedliwości i zadośćuczynieniu. Innymi słowy, gdybyśmy przyjęli ten fakt w pełni, Komisja niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystania seksualnego osób małoletnich w Kościele powinna powstać w ciągu "miesiąca".

A czy inne środowiska - na przykład artyści, nauczyciele - nie powinny powołać podobnych komisji?

- Po pierwsze, nie jestem w tych środowiskach, więc trudno mi się za nie wypowiadać. Być może gdybym do nich należał, byłoby inaczej. Tymczasem sytuacje wykorzystania wydarzyły się w Kościele - w moim domu, w mojej rodzinie - i dlatego się tym zajmuję. Po drugie, Kościół katolicki jest chyba jedynym podmiotem we wszechświecie, który rości sobie słuszne prawo do nadawania moralnych kierunków całej ludzkości. Dlatego ten, który ma być przewodnikiem po moralności, musi też świecić przykładem w jej zachowywaniu. Tymczasem działanie polegające na zamiataniu pod dywan sytuacji wykorzystywania seksualnego nie ma nic wspólnego z moralnością. To antyświadectwo Kościoła, przez które traci on wiarygodność. Z jednej strony coś mówi, a jednocześnie temu przeczy w swoich postawach i działaniach.

W jaki sposób chrześcijańska nadzieja może realizować się w życiu osób wykorzystanych seksualnie?

- Nadzieja na pewno nie jest tanim pocieszeniem. Nie można powiedzieć: "Wszystko będzie dobrze", bo być może nigdy nie będzie. Osoby, które doświadczyły przemocy, krzywdy seksualnej, są naznaczone do końca życia, coś zostało w nich radykalnie zniszczone. Towarzysząc skrzywdzonym, dostrzegam, jak nadal dźwigają swoją traumę, mają pootwierane rany, są w nich przestrzenie bardzo wrażliwe. W tym wszystkim jest jednak wielki geniusz chrześcijaństwa.

Na czym on polega?

- Człowiek został stworzony na obraz Trójcy Świętej, a więc do komunii relacji i życia we wspólnocie. Kiedy skrzywdzeni spotykają towarzyszących im ludzi, otrzymują realną nadzieję, że nie są sami. Jasne, dźwigają ciężar, jest im ciężko, ale nagle się okazuje, że mają wspólnotę, która się nimi interesuje i troszczy się o nich. W tym kontekście obecne działania episkopatu, księży, Kościoła nie pomagają zranionym, a nawet ich "dokrzywdzają". Zranieni dokonują często heroicznego wysiłku, żeby zostać w Kościele, zaufać mu, ponieważ rozpoznały w nim wspólnotę, gdzie jest ich Chrystus oraz pewni ludzie, którzy będą im towarzyszyć w życiu. Tymczasem nagle okazuje się, że od tej samej wspólnoty otrzymują kolejne zawody i kolejne kopniaki. Właśnie dlatego we wspólnocie ludzi towarzyszących zranionym upatruję szansę. I myślę, że jest to doświadczenie każdego z nas - kiedy zostajemy z naszymi problemami sami, jest trudniej. Kiedy natomiast pojawia się ktoś, kto jest z nami w bliskości, jesteśmy w stanie bardziej udźwignąć przeciwności. To doświadczenie, o którym mówił również ksiądz Jan Kaczkowski. Wspominał on, że w obliczu cierpienia drugiej osoby jedyne co można zrobić, to chwycić za rękę i ćwiczyć mięsień bliskości. Oczywiście w przypadku osób, które doznały krzywdy seksualnej, dotyk może być trudny; trzeba więc zachować zdrowe, bezpieczne granice oraz ludzką uważność na potrzeby drugiej strony. Natomiast "bycie przy" osobie skrzywdzonej jest realnym ćwiczeniem owego "mięśnia bliskości", które realnie daje nadzieję. Pomimo tego, co dźwigam, nie jestem sam, mam się o kogo oprzeć.

Benedykt XVI w "Spe salvi" napisał, że jedną z przestrzeni, w której odbudowuje się nadzieja jest cierpienie. Jak to rozumieć?

- Ksiądz Józef Tischner cierpiał na bolesnego raka krtani. Gdy przyszedł do niego Jarosław Gowin, duchowny dał mu karteczkę, na której wcześniej napisał: "Cierpienie nie uszlachetnia. Uszlachetnia Chrystus cierpiący". Jeżeli myślę o cierpieniu, w którym można odkryć nadzieję, to przychodzi mi do głowy współcierpienie z moim bratem-Chrystusem. Tylko On jest w stanie tę nadzieję dać. Cierpienie samo w sobie jest złe, głupie i bezsensowne. Jedyna nadzieja jest w Chrystusie, który również w to cierpienie wchodzi. Dzięki temu ostatecznie nie jest ono szeolem, piekłem i pustką. Znów powrócę do tego, że Chrystus doświadczył przemocy seksualnej. Mój wpis dlatego tak rezonował w osobach skrzywdzonych, z którymi rozmawiałem, ponieważ oni w swoim cierpieniu, które było dla nich szeolem, piekłem i pustką, spotkali samego Chrystusa. To oczywiście nie sprawia, że cierpienie znika. Ono nadal jest złe, głupie i bezsensowne, ale można w nim spotkać Chrystusa współcierpiącego - solidarnego brata, który nie opuszcza.

Napisałeś kiedyś, że "chrześcijanin, który nie przeżywa nocy ciemnej, ślizga się po powierzchni swojej wiary". Co masz na myśli?

- Kiedy wchodzimy z kimś w relację - małżeńską, rodzicielską, przyjacielską - prędzej czy później przychodzi moment, w którym ściągamy maski. Poznajemy w pełni drugą osobę i siebie. To nigdy nie jest przyjemne. Co więcej, stawanie w prawdzie o nas  i o tej relacji jest wręcz bardzo bolesne. Wychodzi bowiem wtedy, że na przykład współmałżonek nie jest taki, jak mi się wydawało. W relacji z Bogiem jest podobnie - kiedy wchodzimy z Nim w przymierze i zaczynamy budować więź, przychodzi moment, w którym spadają z oczu różowe okulary wiary. Mija początkowa fascynacja, a my odkrywamy, że Bóg jest inny, niż się wydawało. Równocześnie ja sam okazuję się być kimś innym, niż myślałem. To jest właśnie moment stawania w prawdzie. To moment "nadmiaru światła".

Co masz na myśli?

- Święty Jan od Krzyża powiedział, że noc ciemna jest tak naprawdę "nadmiarem światła". To moment, w którym patrzymy na oślepiające słońce. Ale jest również inne porównanie - ciemny pokój. Jeżeli się w nim o coś nie potkniemy, uznamy, że jest on w miarę ogarnięty. Ale im więcej światła zaczyna do niego wpadać, tym wyraźniej widzimy, że potrzebuje on uporządkowania. W końcu przychodzi chwila, że do środka wpada przez okno mocne, południowe słońce i widzimy wszystkie drobinki kurzu. To moment, w którym Bóg zaczyna nas oświetlać na naszej drodze życia i początek dochodzenia do prawdy o nas samych. Nagle widzimy, ile jest w nas nieuporządkowania. I to jest bardzo bolesne. To zwyczajnie boli, bo musimy stanąć w prawdzie, zedrzeć wszystkie maski…

Jeśli ktoś tego nie doświadcza z wielkim prawdopodobieńswem, ślizga się po powierzchni życia duchowego. Być może dzieje się tak dlatego, że nadal żyje kłamstwami na temat Boga, siebie, rzeczywistości, która go otacza i swojej egzystencji. Bardzo lubię cytat Thomasa Mertona, który - zapytany o to, czym jest świętość - odpowiedział: "Nie wiem, czym jest świętość, poza tym, że byciem sobą". W innym miejscu dodał, że "to cholernie boli". Noc duchowa ostatecznie stawia nas w prawdzie o tym, kim jesteśmy i w jakiej jesteśmy relacji.

Jak w czasie wspomnianej ciemności nie stracić nadziei?

- Z podpowiedzią przechodzi święty Jan od Krzyża. W sposób genialny opisał on trzy cnoty teologalne, przez które Pan Bóg komunikuje się z nami i które odpowiadają trzem, wewnętrznym władzom - to wiara, nadzieja i miłość. Na rekolekcjach zawsze podkreślam, że są to fale, które Pan Bóg do nas nadaje.

Co dzieje się z tymi falami?

- Odbierają je nasze wewnętrzne odbiorniki: intelekt, pamięć i wola. Intelekt wyłapuje teologalną cnotę wiary, pamięć - nadzieję, wola - miłość.

W jaki sposób pamięć wpływa na nadzieję?

- Pamięć jest tą genialną wewnętrzną władzą, która odpowiada za pamiętanie wszystkiego, co było w naszej przeszłości, ale również za wyznaczanie celów w przyszłości. Kiedy patrzę na swoją historię życia, widzę, ile już przeszedłem. I właśnie z tej perspektywy jestem w stanie dostrzec, że był ze mną Pan Bóg i że mnie nie opuścił.

Zauważmy, że Stary Testament jest zapisem zbiorowej pamięci Izraela. Kiedy każdy wyznawca judaizmu otwiera Torę, mówi: "Bóg był obecny w historii mojego ludu, poszczególnych proroków, nauczycieli, przewodników… A więc jest obecny również w moim życiu". Ja też patrzę na swoją osobistą historię życia jak na Stary Testament, w którym Bóg był i jest obecny. Daje mi to również perspektywę, cele, do których dążę. To bardzo istotne, ponieważ pozwala budować pragnienie podążania za nadzieją. Człowiek bez celu, sensu, traci chęć życia.

Czy nie na tym właśnie opiera się logoterapia?

- Logoterapia to genialne odkrycie Victora Frankla. "Logos" nie tylko oznacza "słowo" ale również "sens". "En arche en ho logos", możemy to również przetłumaczyć jako: "Na początku był sens". My także musimy wyznaczać sobie mniejsze i większe sensy życia, do których będziemy dążyć i które będzie pogłębiać i pielęgnować, nawet jeśli teraz wszystko wydaje się bezsensowne. Poza sensem nie ma życia. W tym kontekście moje doświadczenie utwierdza mnie w przekonaniu, przypomina mi, że Bóg był obecny w mojej historii i mnie nie zostawił. A jeśli tak, to wierzę, że jest obecny również w mojej ciemności. W ten sposób mogę wyznaczyć sobie cel, do którego będę dążyć, nadzieja będzie więc realizowana. Dla chrześcijan ostatecznym celem jest sens eschatologiczny - nadzieja na wieczne życie z Bogiem, gdzie - jak mówi Apokalipsa - nie będzie już łez, cierpienia i bólu.

Kim jest dla Ciebie święta Matka Teresa z Kalkuty?

- To siostra od ciemności, która przez kilkadziesiąt lat przechadzała się w niej.

Podkreślasz, że istnieje wyraźna granica między nocą ciemną, a depresją. Jak dostrzec tę różnicę w kontekście życia świętej matki Teresy z Kalkuty?

- Noc ciemna jest rzeczywistością duchową i możemy o niej mówić w kontekście dwóch wyznaczników. Z jednej strony jest ona konsekwencją długoletniego, wiernego życia z Bogiem. Innymi słowy, człowiek, który nie ma relacji z Bogiem, nie doświadczy ciemności mistycznej. Z drugiej strony noc ciemna niczego nie zmienia w naszym codziennym funkcjonowaniu. Trzeba sobie więc jasno powiedzieć - człowiek, który jest zanurzony w nocy ciemnej, nie doświadcza Pana Boga, a jednocześnie nie przeszkadza mu to wypełniać jego wszystkich obowiązków. Właśnie tego przykładem jest święta Matka Teresa z Kalkuty - żyła w ciemności, pozostając mocno stąpającą po ziemi i zakorzenioną w życiu realistką. I taka szła do ludzi biednych, którym posługiwała.

Oczywiście może być też tak, że Pan Bóg wykorzystuje depresję, chorobę do tego, by w człowieku coś przemieniać. Natomiast trzeba tu być bardzo ostrożnym, by nie pomylić depresji z nocą duchową i nie próbować jej na przykład zamodlić. To skończyłoby się śmiercią. Z depresją, która nie pozwala funkcjonować w codziennym życiu, trzeba iść do lekarza. Natomiast jeśli doświadczam głębokiej dezintegracji, ciemności, zagubienia na poziomie życia duchowego, ale nadal żyję normalnie, w pełni funkcjonuję w swojej roli jako matka, ojciec, mąż, żona czy zakonnik, widzę i doświadczam sensu własnego życia, wtedy warto udać się do towarzysza duchowego, który będzie pomagał rozeznawać drogę, na której się znalazłem i jak w tym nie stracić nadziei.

Święta Matka Teresa z Kalkuty pokazuje również, że warto być wiernym.

- To szczególnie ważne dziś, gdy tak łatwo się zniechęcamy. Oczekujemy natychmiastowych rezultatów i gratyfikacji, często przy minimalnym wysiłku. Tymczasem wytrwałość w nocy ciemnej i życie oparte na wierze oraz miłości - wyrażające się w konkretnych uczynkach wiary, nadziei i miłości - stają się drogowskazem. Pokazują, że można żyć. Są znakiem wierności i drogą, która przeprowadza przez ciemność.

***

Wywiad to drugi materiał mojego autorskiego cyklu poświęconego nadziei. W Roku Jubileuszowym postanowiłem oddać głos "Pielgrzymom nadziei" - osobom, które nie tylko żyją nadzieją, ale również pokazują, skąd ją czerpią i jak pielęgnują. Kolejna rozmowa ukaże się we wtorek, 15 lipca. Zachęcam do lektury wstępu i pierwszej części: "Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych". Kapucyni, mężczyźni z doświadczeniem bezdomności i wspólnota oparta na Ewangelii.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
bp Artur Ważny, Piotr Kosiarski

Poniżej możesz zobaczyć drugą część naszej wielkopostnej serii video Ćwiczenia Wielkopostne z rozważaniem biskupa Artura Ważnego

Czy w Kościele jest miejsce dla każdego?

Dziś coraz częściej słyszy się o osobach, które czują się wykluczone z...

Skomentuj artykuł

Duszpasterz skrzywdzonych: Chrystus również doświadczył przemocy seksualnej
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.