Problemem jestem j a . Zachowanie, którego żałuję, jest wyrazem prawdziwego problemu, symptomem choroby. Najlepszą metaforą grzechu jest porażka. Nie potrafimy sprostać naszym własnym ideałom. Psujemy szyki nie tyle Bogu, co przede wszystkim samym sobie.
Wiele lat temu pracowałem jako dziennikarz. Moja gazeta badała sprawę agencji w pewnym hrabstwie, która traktowała ludzi w sposób arogancki i prawdopodobnie nieetyczny. Kilku dziennikarzy pracowało nad tą historią od wielu miesięcy. Artykuły przez nich opublikowane wywołały oburzenie i przyniosły pewne dobre skutki.
Agencja zmieniła swoje procedury, niektórzy pracownicy administracji hrabstwa zostali zdegradowani i przeniesieni na inne stanowiska. Ale problemy dotyczyły też dziennikarskiego śledztwa. Niektóre istotne dla sprawy informacje podane przez dziennikarzy okazały się nieprawdziwe.
Nie dali urzędnikom możliwości przedstawienia własnej wersji wydarzeń. Co najgorsze (przynamniej dla wielu osób), aby uzyskać materiały, dziennikarze kłamali na temat tego, kim są i czego chcą.
Pamiętam rozmowę z jednym z redaktorów po tej wpadce. Wierzył on głęboko w ideały dziennikarstwa i bardzo ubolewał nad tym, co zrobili jego koledzy. Powiedział: "Jeśli publicznie głosisz wielkie ideały, a potem wychodzi na jaw, że sam do nich nie dorastasz, to jest to bardzo bolesne".
Ten przykład pokazuje poczucie porażki, które kojarzę z grzechem. Wszyscy dobrze znamy smak porażki, który jest bardzo konkretny. Upada projekt, w który włożyliśmy mnóstwo serca, nie dostajemy pracy, małe dzieci są niegrzeczne, a dorosłe popełniają życiowe błędy, przyjaciel zrywa kontakt, rozpada się nasze małżeństwo.
Ktoś powiedział, że gra w baseball jest świetnym przygotowaniem do życia, bo w baseballu wszystko kręci się wokół porażki. Gracze muszą zdobyć po trzy auty w każdej rundzie - minimum 51 autów w czasie gry. Nawet najlepsi pałkarze mają dwie trzecie nieudanych zagrań.
W życiu najczęściej jest podobnie. Większość spraw nie idzie tak, jak bym chciał. Przez większość czasu nie po stępuję tak, jak bym chciał pomimo moich wielkich nadziei, usilnych starań i gorących modlitw.
Jak pomaga rachunek sumienia
Rachunek sumienia pomaga nam naprawić to, co złe, ponieważ wyjaśnia pewne sprawy. Porażka jest wszechobecnym, wszechograniającym stanem życiowym. Po części ponosimy za nią odpowiedzialność, a po części nie. Czasami bierzemy odpowiedzialność na siebie wtedy, kiedy nie powinniśmy, a czasem uchylamy się od odpowiedzialności, kiedy należałoby wziąć ją na siebie. Joseph Tetlow SJ wyraził to tak: "Rachunek sumienia często pomaga nam dostrzec grzech u źródła porażki, za którą pozornie nie ponosimy winy".
Są to sytuacje, w których łatwo się usprawiedliwiamy: odpłacenie pięknym za nadobne komuś, kto nas skrzywdził, próżna gadanina, w której obmawiamy kogoś za plecami, gniewne tyrady tłumaczone tym, że musimy "wyrzucić to z siebie". Uważna refleksja może nam nawet pozwolić dostrzec występek w przebraniu cnoty. Kiedyś stałem w milczeniu i przysłuchiwałem się, jak jeden ze znajomych w złości obrażał moich przyjaciół. Wydawało mi się, że zachowuję się roztropnie i powściągliwie, ale później stwierdziłem, że było to tchórzostwo.
Nie chciałem narażać się na nieprzyjemny zgrzyt (albo coś gorszego), który mógłby nastąpić, gdybym postąpił właściwie i stanął w ich obronie.
Zdarzają się również sytuacje odwrotne. Skoro możemy się niesłusznie usprawiedliwiać, możemy się też bezpodstawnie obwiniać. Nie jesteśmy odpowiedzialni za opinie i postępowanie innych.
Możemy błędnie od czytać nasze własne motywy i osądzać się zbyt surowo. Czasem trzymanie języka za zębami jest wyrazem roztropności, a nie tchórzostwa. Czasami porzucenie projektu, który pochłania mnóstwo energii, a nie prowadzi do niczego, wynika mądrości, a nie z lenistwa.
Ojciec Tetlow mówi, że rachunek sumienia pomaga odpowiedzieć na pytanie: "Czy to doświadczenie jest moim grzechem, grzechem w ogóle, czy grzechem we mnie?". Gdy coś poszło nie tak, pytanie to pomaga w dokładniejszym określeniu problemu.
Na przykład w trakcie zebrania szef pyta, dlaczego termin wykonania pracy nie został dotrzymany. Wdajesz się w sprzeczkę z koleżanką na ten temat. Dyskusja staje się gorąca. Szef interweniuje i sprowadza z powrotem rozmowę na właściwe tory. Pod koniec spotkania przepraszasz za swój udział w kłótni.
Później w trakcie rachunku sumienia zastanawiasz się nad tą słowną przepychanką. Czy był to w ogóle grzech - przekroczenie prawa moralnego, coś, co jest zawsze złe? Prawdopodobnie nie.
Podniesione głosy i gorące dyskusje nie są same w sobie grzeszne. Czy był to mój grzech - to znaczy, czy z mojej winy stało się coś złego? Być może. Możliwe, że odpowiadasz za nie dotrzymanie terminu (ze szkodą dla firmy) i niesłuszne oskarżanie koleżanki (krzywdząc ją przez to). Prawdopodobnie postąpiłeś źle, tracąc kontrolę nad sobą na zebraniu.
Czy był to grzech w e mnie - złe postawy, wady charakteru? To bardzo ciekawe pytanie. Po refleksji uda je ci się rozpoznać pewne niemiłe cechy: zazdrość w stosunku do koleżanki, lenistwo skutkujące opóźnieniem prac i obawę przed publicznym zawstydzeniem.
Dzięki tego rodzaju refleksji możemy zrobić rzeczywiste postępy w stawaniu się tym, kim chcemy być.
* * *
Tekst pochodzi z książki Jima Manneya "Prosta modlitwa, która zmienia życie".
Skomentuj artykuł