Ks. Jan Kaczkowski: Spotkałem trzech wspaniałych kapłanów. Kto wie, może dzięki temu zostałem księdzem
Zobacz mało znane nagranie z ks. Janem Kaczkowskim, na którym opowiada o doświadczeniu spotkania z trzema niezwykłymi duchownymi. "Nie wiem, czy z tych poszczególnych momentów nie złożyło się to, że w końcu sam zostałem księdzem".
Ks. Jan Kaczkowski zaczyna od tego, że spotkał w życiu przynajmniej trzech "wspaniałych" kapłanów. Pierwszym z nich był jego katecheta, który przygotowywał go do przyjęcia pierwszej Komunii Świętej.
Ks. Jan Kaczkowski: skłamałem na swojej pierwszej spowiedzi
- Pamiętam jak dziś moją pierwszą spowiedź i mojego katechetę księdza Pawła, który (…) po prostu mnie przekonał, że w hostii obecny jest Chrystus. Pamiętam niemal każdą jego lekcję, że mówił o łasce uświęcającej, o komunii świętokradzkiej, o tym, że jak ksiądz idzie z Najświętszym Sakramentem po ulicy, to trzeba uklęknąć - mówi ks. Jan Kaczkowski i wyznaje, że zdarzyło mu się skłamać na pierwszej spowiedzi:
- Ksiądz mnie zapytał, czy mam książeczkę do nabożeństwa. A skąd ja z takiego laickiego domu miałbym mieć? I powiedziałem mu, że mam. Odszedłem i bliski płaczu uklęknąłem przy bocznym ołtarzu, próbowałem modlić się po swojemu. I szedł taki stary prałat, Franciszek Grucza, Kaszub, dość antypatyczny w obejściu. On widział, że mam minę nieswoją. Uklęknął przy mnie. Tym razem nie strzelił mnie w łeb biretem, jak to miał w zwyczaju. Zapytał: "Chłopczyku, co się stało". Odpowiedziałem z zaufaniem: "Proszę księdza dostałem pokutę. I skłamałem, że nie mam książeczki. I nie wiem jak odmówić". Pamiętam jak dziś, że była to Litania to Serca Pana Jezusa. I ten starszy, taki ciepły kapłan wziął swój podniszczony brewiarz (…), znalazł tę litanię i powiedział: "Chodź, to ja z Tobą odmówię". I to było takie słodkie, czułe, że on małego, bezbronnego dziecka nie zlekceważył. A przecież mógł. I nie wiem, czy z tych poszczególnych momentów nie złożyło się to, że w końcu sam zostałem księdzem - wyznaje ks. Jan Kaczkowski.
Chłopiec, który puścił "całusa" do tabernakulum
Duchowny mówi również o trzecim księdzu, który wpłynął na jego życie.
- Kiedy już byłem księdzem, siedzieliśmy tak w kościele, w konfesjonałach - on w jednym, ja w drugim. I taki może trzylatek wychodząc z kościoła ukląkł na dwa kolana na dywanie i puścił takiego całusa do tabernakulum. Ja wychodzę, a ksiądz Zbigniew - wielki, postawny mężczyzna, ponad dwa metry, był na misjach w Afganistanie, w Libanie - patrzę, a jemu ciekną łzy (…). Taka dziecinna ufność wobec obecności Chrystusa w Eucharystii. To jest coś, co mnie niezwykle zawsze porusza - kończy swoją opowieść ks. Jan Kaczkowski.
Skomentuj artykuł