Ksiądz wprost o celibacie. "Oto mój nieświęty, za to szczery dekalog"
Chcę opowiedzieć, jak to wygląda od środka: w plebanii, w pustym pokoju po kolędzie, kiedy wracam wieczorem i nie mam komu powiedzieć „jak Ci minął dzień?”. Chcę napisać o napięciu i wstydzie, które zbyt często przykrywamy teologicznym celofanem. Bo celibat nie kasuje libido - pisze na swoim facebookowym profilu ks. Mateusz Zawadzki. Za zgodą autora publikujemy cały tekst.
Celibat nie kasuje libido
Nie będę dziś udawał anioła. Ksiądz ma ciało, ma wyobraźnię, ma libido. Ma też mikrofon i sutannę, co sprawia, że wszelkie potknięcia lecą na pasku telewizji informacyjnych . W ostatnich dniach znów mieliśmy medialną burzę wokół znanego duchownego. Jedni krzyczą „święty!”, drudzy - „hipokryta!”. Zgromadzenie wydało oświadczenia, media swoje teksty, prokuratura dostała zawiadomienie, a internet robił to, co umie najlepiej: sąd kapturowy na lajwach i w komentarzach.
Nie będę tu rozstrzygał konkretnych spraw - od tego są procedury. Ale chcę opowiedzieć, jak to wygląda od środka: w plebanii, w pustym pokoju po kolędzie, kiedy wracam wieczorem i nie mam komu powiedzieć „jak Ci minął dzień?”. Chcę napisać o napięciu i wstydzie, które zbyt często przykrywamy teologicznym celofanem.
Celibat nie kasuje libido (Szok? Dla nikogo.) Gdy miałem 24 lata, mówiłem Panu Bogu: „Jestem Twój”. Brzmiało pięknie. Tyle że 24-latek gówno wie o własnym ciele i o tym, co je czeka w kulturze, w której billboardy krzyczą: „pożądaj!”. Nie, celibat nie przełącza popędu na przycisk „OFF”. To nie jest tryb samolotowy. To jest bardziej jak jazda z napędem na cztery koła po śliskiej drodze: da się, ale trzeba umieć prowadzić.
Kościół w Polsce - mówię to z bólem - często uczy nas jeździć „na ręcznym”. Zaciągnij, zaciskaj zęby, nie patrz, nie myśl, nie czuj. Módl się więcej. A potem wszyscy są zdziwieni, że auto staje w poprzek. I wtedy zaczyna się taniec: oświadczenia, komunikaty, komentarze, „a nie mówiłem”, „a mówiłem”.
Co mnie naprawdę niszczy? Nie seks. Samotność z dodatkiem wstydu
Prawda jest mniej sensacyjna niż nagłówki: najbardziej rozsadza nie sam popęd, tylko mieszanka samotności, zmęczenia i wstydu. Po trzech pogrzebach, spotkaniach indywidualnych w stowarzyszeniu duchowym , spowiedziach i zebraniach wracasz na plebanię, gdzie telewizor jest jedyny, który Cię słucha. Włączasz coś, by zagłuszyć ciszę. A cisza i tak siada na klatce piersiowej.
Wtedy mózg - sprytny chemik - podsuwa szybką ulgę. Dla jednego to będzie Netflix do trzeciej w nocy, dla drugiego - lodówka, dla trzeciego - kliknięcia, których potem się wstydzi, bo wejdzie na strony, o których raczej nie wspomną na ambonie. Tłumienie myśli „nie myśl o seksie” działa jak znany eksperyment z białym niedźwiedziem: myślisz o nim jeszcze częściej. Serio. Psychologia to dawno opisała. I nie, to nie jest rozgrzeszenie. To jest diagnoza. „Ksiądz też człowiek” - brzmi jak mem, ale to protokół z życia.
Idealny na ambonie, pęknięty po zgaszeniu świateł?
Żyjemy dziś w świecie, gdzie wszystkie autorytety są na cenzurowanym. I dobrze – przejrzystość jest lepsza niż układy. Ale jeśli jednocześnie będziemy oczekiwać od księdza bycia istotą bezcielesną, to hodujemy podwójne życie. Najgorszą wersję: idealny na ambonie, pęknięty po zgaszeniu świateł.
Kiedy w mediach pojawia się historia księdza i kobiety - a ostatnio było o tym głośno - publiczność natychmiast rozstawia ławy sądowe. Ja w takich momentach myślę o dwojgu ludzi, którzy wplątali się w emocje, role, zależności. I o instytucjach, które muszą zareagować mądrze: nazwać naruszenie bez zamiatania, ale też bez linczu. Bo lincz buduje klikalność, nie świętość.
„A może po prostu zrezygnuj?” - pytają niektórzy. Jasne, bywa i tak. Ktoś podejmuje dojrzałą decyzję: „to nie moja droga”. Szacunek. Ale są też tacy, którzy chcą zostać - kochają liturgię, ludzi, słowo, ciszę kościoła o świcie. I pytają: jak żyć w celibacie, nie oszukując ani siebie, ani Boga, ani Was?
Oto mój nieświęty, za to szczery dekalog z ostatnich lat
1. Ciało trzeba szanować. Ono jest do kochania, do dotykania, do wyrażania.
2. Dotyk istnieje także poza seksem. Masaż? Sauna? Dbanie o sen? Ktoś się oburzy: hedonizm! A ja odpowiem: profilaktyka. Człowiek „nakarmiony” bodźcami bezpiecznymi rzadziej rzuca się na zakazane.
3. Przyjaźń albo śmierć (wewnętrzna). Najlepsze, co mi się przytrafiło w kapłaństwie, to kilku ludzi, przy których mogę powiedzieć: „Wiesz co, dziś mnie buja”. I nie słyszę: „Skandal!”, tylko: „No to chodź na spacer”. To jest Kościół, o który proszę. Oczywiście nie chodzi mi tu jedynie o przyjaźnie z innymi kapłanami , ale również z kobietami.
4. Módl się pragnieniem, nie tylko za pragnienie. Na adoracji mówię Bogu wprost: „Mam dziś w sercu ogień. Naucz mnie kochać nim mądrze”. To nie jest pornografia duchowa. To uczciwość. Dobrze mówić Bogu, że pragnę. Pragnę bliskości intymności i to nie z Nim (nie na tej płaszczyźnie). Skoro dał mi pragnienia przy stworzeniu, to niech teraz o nich słucha.
5.Twórz. Piszę, gotuję, urządzam. Kiedyś myślałem, że to „dodatki”. Dziś wiem, że to kanały, którymi płynie energia, zamiast walić w ścianę.
6.Terapia to nie wstyd. Po kilku sezonach kaznodziejstwa człowiek zaczyna wierzyć we własny PR. Dobrze, że ktoś z zewnątrz potrafi nazwać moje ucieczki i moje „święte wymówki”.Chodzę na terapię od 4 lat. To czasem jedyna przestrzeń, w której nie muszę kogokolwiek udawać czy słuchać.
7. Dzień wolny to przykazanie, nie fanaberia. Najszybsza droga do głupich decyzji? Permanentne „bycie do dyspozycji”. Jezus też chodził spać. Nie jestem dostępny zawsze i wszędzie, choć w wielu naukach pobożniejszych ode mnie słyszałem o tej konieczności dostępu do mnie. Dyspozycyjność nie może być zgodą na przekroczenia. Czasem, a nawet częściej warto być dyspozycyjnym dla siebie i swojego relaksu. Przykro mi... Nie raz nie dobieram telefonów, nie odpisuje na smsy. Jestem wtedy dla siebie.
8. Zero gry w „kryształowego”. Kiedy Kościół promuje wizerunek księdza bez skazy i potu - to zwykle jest czyjś Photoshop. A im bardziej wygładzony, tym większe ryzyko pęknięcia. Już się nauczyłem ściągać gorset, który nazywa się "Ks. Mateusz Zawadzki", ładny on jest, ale mocno krępuje tego prawdziwego Mateusza. Mateusza z wadami, humorami, muchami w nosie.
9. Mądre granice w relacjach. Są relacje w których ważne są granice, szczególnie gdy to jest związane z towarzyszeniem duchowym. Zdrowe granice to oddzielnie się od drogiej osoby, ale danie sobie wolności w relacji. Nie wszystko muszę, nic nie powinienem. Jeśli druga osoba to zaakceptuje, to dobrze, jeśli nie... No cóż. Można tłumaczyć, ale co to da?
10. Przejrzystość instytucji. Potrzebujemy jasnych procedur i odważnych oświadczeń, które nie zamiatają, ale też nie grillują człowieka w ogniu klikalności. W ostatnich tygodniach widzieliśmy i jedne, i drugie - i wiem, że można to robić lepiej.
Ksiądz też ma fantazje. O innym życiu, rodzinie, miłości bez granic
Tak, ksiądz ma fantazje. Ja je mam, a jakże. I nie, nie będę ich tu teatralnie demonizował. Mam fantazje o innym życiu , o rodzinie, o miłości bez granic i te seksualne też. Kluczowe pytanie brzmi: co ja z nimi robię? Mogę udawać, że nie istnieją (wrócimy do białego niedźwiedzia), mogę nakręcać (głupota), albo mogę przetwarzać: opisać w dzienniku, zanieść do rozmowy z kierownikiem duchowym czy terapeutą, przełożyć na twórczość, na ruch, na modlitwę pragnienia. Fantazja to informacja: „czego mi brakuje?”. Czułości? Uznania? Ekscytacji? To da się zaspokoić inaczej, zanim włączy się tryb „zrób coś, byle szybko”.
Dwie rzeczy, które warto sobie powiedzieć, będąc księdzem
Po pierwsze: nie jestem powołany do heroizmu samotnie. Heroizm bez wspólnoty przeradza się w pozę. Po drugie: nie mówię o czystości, jeśli nie umiem opowiadać o miłości. Bo wtedy brzmię jak człowiek, który opisał dietę, ale nigdy nie jadł nic dobrego.
„Ale księże, a gorszenie wiernych?” Gorszy nie upadek (ten można nazwać i przepracować), tylko fasada. Gdy fronton jest z marmuru, a od zaplecza cuchnie, wierni czują się zdradzeni - i mają rację. Dlatego wolę tekst, który teraz czytasz, z całym ryzykiem, niż kolejny sezon serialu „Świętość na Instagramie”. O co proszę Was, którzy to czytacie? O dwie rzeczy. Empatię i wymagania. Empatię - bo ksiądz nie jest z tytanu. Wymagania - bo zaufanie to waluta, której nie wolno marnować. Gdy słyszycie medialny raban, czytajcie różne źródła i pamiętajcie, że za komunikatami stoją ludzie, którzy też się uczą reagować mądrzej. A gdy zobaczycie księdza biegającego po parku, nie komentujcie, że „gwiazda fit”. Może właśnie ratuje swoje kapłaństwo na najprostszym możliwym interwale. I jeszcze jedno: jeśli ktoś z nas - duchownych - skrzywdził Cię emocjonalnie w tej sferze, nie zamiataj. Zgłoś, powiedz, domagaj się reakcji. Ja też tego chcę. Bo Kościół dojrzewa nie dzięki PR-owi, ale dzięki prawdzie i miłosierdziu w parze.
---
Tekst został pierwotnie opublikowany na Facebooku. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. Autor tekstu, ks. Mateusz Zawadzki, wyświęcony w 2013 roku, jest księdzem archidiecezji gdańskiej związanym z Ruchem Światło-Życie.


Skomentuj artykuł