Mój brat wybrał imię Józef na bierzmowanie. Od tej pory święty Józef kilka razy ocalił jego życie [ŚWIADECTWO]
Ta niezwykła historia jest dowodem na to, że wybór patrona na bierzmowanie to bardzo ważna sprawa. Przeczytaj świadectwo, które daje do myślenia.
Szczęść Boże. To nie będzie moje osobiste świadectwo. To świadectwo mojej rodziny, ale dotknęło w jakiś sposób każdego z nas.
Mam dwie siostry i brata Tomasza, młodszego o 8 lat. Tomek jako nastolatek rozrabiał. Wraz z rodzicami martwiliśmy się o niego. Lekkie opamiętanie przyszło, kiedy musiał wybrać imię do sakramentu bierzmowania. Jego koledzy wybierali udziwnione imiona, a Tomek poprosił mamę, żeby pomogła mu w wyborze. Mama nie zastanawiała się, od razu powiedziała "Józef". I tak się stało.
Św. Józef ochronił życie Tomka kilka razy. Pierwszy raz kiedy był jeszcze młodym chłopakiem, odebrał prawo jazdy i pojechał z kolegą na przejażdżkę. Rozpędzony, nie zapanował nad samochodem i uderzył w ogrodzenie, a następnie owinął samochód wokół drzewa. Jego kolega wypadł przez przednią szybę i nic mu się nie stało. Obydwaj dotarli do domu. Tomek wytrząsnął zza koszuli mnóstwo szkła i wtedy dowiedzieliśmy się, co się w ogóle stało. Oczywiście trzeba było ściągnąć samochód na działkę. Wszyscy widzieliśmy, jak wygląda. Absolutny złom. Tak zniszczony, że tylko do kasacji. I wtedy już wiedzieliśmy, że oni nie mieli prawa przeżyć. Gdyby nie ochrona św. Józefa, tak by było.
Nie piszę tutaj o różnych drobnych sytuacjach, ponieważ zbyt długo by to trwało, ale o jeszcze jednej, równie ważnej i świadczącej o tym, że św. Józef pomaga w trudnych sytuacjach, wydawałoby się beznadziejnych i niemożliwych, muszę napisać.
Drugi raz św. Józef uratował mojemu bratu życie, gdy trafił do wojska. Do przysięgi wszystko było dobrze. Wiadomo, że na przysiędze żołnierze chcą ugościć przełożonego (a Tomek był kapralem). Kilka dni później rodzice dostali wiadomość z jednostki, że Tomek jest w szpitalu. Stan bardzo poważny. Spadł ze schodów uderzył głową o grzejnik. Nikt nie zauważył, że czaszka jest pęknięta. Zaszyli skórę i wdało się zakażenie. Zrobił się ropień. Rodzice jechali do szpitala właściwie przygotowani na pożegnanie. Tomasz cały czas był nieprzytomny. Lekarze powiedzieli, że czekają już tylko na cud, bo medycyna jest bezradna. Mama cały czas modliła się do św. Józefa o pomoc. I ona nadeszła. Tomasz odzyskał przytomność i już nie wrócił do wojska. Po tym wydarzeniu pozostała pamięć i szrama na głowie.
Tomasz wybrał św. Józefa na patrona swojego dorosłego życia i dzięki temu żyje. Założył rodzinę, ma syna. Jest zawodowym kierowcą. Jeździ tirami za granicę, a przy nim zawsze jest św. Józef.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę błogosławieństwa Bożego ale także mądrego i właściwego wyboru swojego patrona.
Skomentuj artykuł