Nie odkładaj nawrócenia na później
Wydaje się nam nieraz, że jeśli chodzi o kwestie związane z wiarą, to na wszystko mamy jeszcze czas - sporo czasu… I jeszcze zdążymy się nawrócić... Jeszcze kiedyś będziemy częściej sięgali po Pismo Święte czy bardziej regularnie się modlili… Jeszcze przyjdzie czas, że będziemy przykładali się bardziej do pracy nad sobą… Tymczasem adwent zaczyna się "z grubej rury": "Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. (…). (…) bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie" (Mt 24,42.44). Możemy ten czas potraktować po macoszemu, jako miłą odmianę od codzienności zwiastującą zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Czuć już zapach świąt? Mnie się wydaje, że coś tu jednak brzydko pachnie. To nasza niechęć do nawrócenia.
Odkładanie niektórych zadań i obowiązków na bliżej nieokreśloną przyszłość to cecha zła nie tylko w "świeckim" życiu, ale tak samo niepożądana w życiu duchowym. Należy o jedno dbać, a drugiego nie zaniechać, do czego zachęca nas św. Paweł: "Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu" (Rz 13,11). Adwent ma być dla nas czasem przebudzenia, bo zdarza się, że jesteśmy trochę "zastali" w wierze i nie widzimy Boga, który jest coraz bliżej i w relacji z nami nie został w miejscu: "Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień" (Rz 13,11). Odpowiedzią na Boży ruch w naszą stronę jest nasze zwrócenie się do Niego: "Chodźcie, wstąpmy na górę Pana, do świątyni Boga Jakuba! (…) Chodźcie, domu Jakuba, postępujmy w światłości Pana!" (Iz 2,3.5).
Jednak nie chodzi tylko o religijne przebudzenie - w adwencie możemy na nowo spojrzeć na całe nasze życie z perspektywy wiary. Jest to okazja do tego, żeby odnowić i umocnić naszą relację z Panem, który jest Bogiem przychodzącym już tu i teraz. Chrześcijaństwo nie jest religią opartą na opowieści z przeszłości, ale jest zbawczym wydarzeniem, które wciąż się dzieje w sakramentach świętych i w sercu każdego wierzącego spotykającego się na modlitwie ze swoim Panem.
Dzisiejsza Ewangelia nie ma przerazić nas końcem świata, lecz ma wzbudzać w nas czujność, byśmy nie przegapili łaski, przez którą Pan chce zmienić nasze serce. Tylko świadomość tego, że Jezus jest blisko może nam pomóc zrozumieć, że nawoływanie św. Pawła nie wynika z opresyjności religijnego systemu, ale z troski o nasze zbawienie: "Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom" (Rz 13,12-14). Życie nabiera sensu wtedy, gdy odkryjemy w nim Obecność i Działanie. To imiona Boga, które mamy w adwencie jeszcze lepiej poznać.
Tymczasem my częściej nazywamy Boga innymi imionami. Jednym z nich jest Złodziej. Ewangelista Mateusz wyjaśnia nam, skąd to się bierze: "Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu" (Mt 24,42-43). W tym fragmencie Jezus nie sugeruje, że Bóg jest złodziejem, nie uważa Syna Człowieczego za rabusia, ale zaznacza, że z punktu widzenia człowieka tak to może wyglądać, że tak człowiek może Boga i Jego działanie odbierać, że tak właśnie czasem może na Niego patrzeć. Bóg przychodzi coś nam ukraść, czyli zabrać nam wygodę i bezpieczeństwo, pozbawić nas "świętego" spokoju, odebrać nam ukochaną osobę, powołując ją do siebie… Może nam się niekiedy wydawać, że po prostu robi wszystko, żeby uprzykrzyć nam życie. Więc rzeczywiście jest złodziejem.
A przed przyjściem złodzieja człowiek chce się uchronić: "Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu" (Mt 24,43). Z jednej strony robimy wszystko, żeby złodziej nie był w stanie nas obrabować, z drugiej - jeśli założymy, że jednak może mu się udać włamać do naszej własności, to chcemy, żeby przynajmniej nie ukradł nam tego, co ze wszystkich rzeczy, które posiadamy, jest dla nas najcenniejsze. Dlatego też zatrudniamy ochroniarzy, zakładamy alarmy, kupujemy sejfy czy też montujemy monitoring. Nikogo to nie dziwi. Uważamy to za przydatne, bo cenimy sobie swoją własność.
Niestety, czasami podobnie zabezpieczamy się i chronimy przed Bogiem. Widzimy w Nim bowiem jakieś zagrożenie. Pewnie przede wszystkim chcemy uchronić przed Nim naszą wolność. Z nią związane jest natomiast poczucie bezpieczeństwa, a co się z tym wiąże - także poczucie pewnej stabilności w życiu. Chcemy mieć (i czuć, że tak jest) życie we własnych rękach. I czasami jest to bardzo złudne. Zaczynamy jednak zdawać sobie z tego sprawę zazwyczaj dopiero wtedy, gdy jest już za późno, gdy do naszego życia wlewają się niszczące wody potopu: "Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, że przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego" (Mt 24,37-39).
Tu z pomocą śpieszy nam wiara, która podpowiada, że potop to nie tylko niszczycielska siła, ale także nowe życie na odnowionej ziemi. Adwent ma nas nauczyć czujności, która sprawi, że nie przegapimy przyjścia Złodzieja i Potopu. Wiem, dziwnie nazywać Boga tymi imionami - Złodziej, Potop - bo czujemy, że one do Niego nie pasują. Nie są to imiona, które nosi Bóg, którymi sam siebie nazywa. One w żadnym wypadku nie opisują Jego natury. To są imiona, którymi my Go nazywamy, które nadaliśmy Mu, gdy nasze życie spotkała radykalna zmiana wiążąca się z cierpieniem, bólem, stratą czy śmiercią.
Pan Bóg nie przychodzi jednak nigdy jako "niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów dzieci", ale zawsze jako dający nowy początek. Adwent (mam na myśli ten prawdziwy, nie ten cukierkowy, w łatwo strawnej medialnej wersji) nie jest po to, żebyśmy poczuli się gorzej, ale żebyśmy poczuli Boga, który przychodzi do nas w każdej chwili życia. Świadomość Jego nieustannego przychodzenia nie ma nas jednak przerażać i przyprawiać o dreszcze, lecz na wskroś ucieszyć.
Skomentuj artykuł