Nie tylko wyszłam tam z depresji, ale i poznałam miłość swojego życia [ŚWIADECTWO]
![Nie tylko wyszłam tam z depresji, ale i poznałam miłość swojego życia [ŚWIADECTWO] Nie tylko wyszłam tam z depresji, ale i poznałam miłość swojego życia [ŚWIADECTWO]](https://static.deon.pl/storage/image/core_files/2025/6/2/196de93ada09ff75a290c0ead9eb17de/jpg/deon/articles-thumb-xlarge-breakpoint-default/nie-tylko-wyszlam-tam-z-depresji-ale-i-poznalam-milosc-swojego-zycia-swiadectwo.jpg)
Były takie dni, kiedy nie chciałam już żyć. Leżałam w łóżku i czułam, że zapadam się w bezkresną czarną otchłań. Świat był szary, a ja samotna, smutna, bezsilna. Nie miałam siły walczyć, już dawno oddaliłam się od Boga, życie przygniatało mnie swoim ciężarem. Padła diagnoza: depresja.
I wtedy, nie wiem jak i dlaczego, ale moje nogi zaprowadziły mnie do kościoła. Na zwyczajną wieczorną Mszę Świętą. Bez tłumów, bez specjalnej oprawy, bez wzniosłych pieśni. I tam, w ławce, rozpłakałam się jak dziecko. Czułam ból, ale też ulgę. I to był przełom. Tam, gdzie była rozpacz, powoli zaczęła pojawiać się nadzieja.
Pochodzę z wierzącej rodziny. Od dziecka chodziłam do kościoła, modliłam się, ale z czasem zaczęłam się gubić. Złe decyzje, błędne relacje i przeogromna pustka. Bóg dawno już został zapomniany, odeszłam od swoich zasad i priorytetów. I zaprowadziło mnie to do strasznej choroby, jaką jest depresja. Przyszła powoli, skradała się zdradziecko, aż zawładnęła moim ciałem i duchem. Z dnia na dzień odbierała mi chęć do pracy, sens życia, pozbawiała kolorów egzystencji. Wszystko mnie bolało. Byłam nad przepaścią. Wystarczył wówczas jeden krok …
I na szczęście go zrobiłam, ale w kierunku Festiwalu dla Życia. Jeden z moich znajomych, nie wiem czy do końca zdawał sobie sprawę z mojej sytuacji, ale wyciągnął do mnie rękę. Zaangażował do pomocy przy festiwalu.
Zgodziłam się na pracę przy organizacji tego wydarzenia bardziej z desperacji niż z entuzjazmu. Bałam się, że nie podołam. Bałam się, że zawiodę. Bałam się, że znów się rozpadnę. Każde zadanie wydawało mi się przytłaczające, a ja słaba i niepewna.
Ale przyjęli mnie. Bez wielkich słów, zapewnień, bez ocen. Dali mi siłę i oparcie. Przestałam udawać. Z każdym kolejnym spotkaniem coś się we mnie odbudowywało - wartości, o których zapomniałam, wiara, którą porzuciłam, i godność, którą gdzieś po drodze straciłam. Dziś patrzę na to w kategorii cudu.
Nie bój się
Tegoroczne hasło festiwalu - Nie bój się - jest jak echo tamtych dni. Bo ja się bałam. Że nie podołam. Że nie wyjdę nigdy z depresji. Że Bóg mnie nie wysłucha. A On był. Cały czas był. W tych ludziach, w każdym uśmiechu, zwyczajnych gestach. I w tej jednej Mszy Świętej, od której wszystko się zaczęło.
Dziś wiem, że te trudne doświadczenia były mi potrzebne. Zrozumiałam rzecz fundamentalną: nigdy nie jesteśmy sami. Nawet jeśli nasza ciemność wydaje się nie mieć końca, Bóg działa. Czasem przez ludzi, czasem przez wydarzenia, a czasem tak po prostu. Pokonałam długą drogę, ale teraz wiem, co dla mnie jest ważne i co tak naprawdę liczy się w życiu.
Miłość na festiwalu
Na festiwalu poznałam ludzi, którzy stali się moją drugą rodziną. I stało się coś, o czym marzyłam przez lata. Poznałam miłość swojego życia. Mężczyznę, który pokochał mnie taką jaka jestem. Z moimi trudnościami i całą moją historią. Dzieli ze mną wiarę i marzenia o rodzinie mocnej Bogiem. Patrzę w przyszłość z nadzieją, bez lęku, i z ogromną wdzięcznością.
Jeśli się boisz
Czuję się zobowiązana, aby przekazywać dalej dobrą nowinę. Jeśli zatem to czytasz i czujesz, że to o Tobie, jesteś samotny, przytłoczony i zrozpaczony, to mówię z własnego doświadczenia: Nie bój się, Bóg jest z Tobą.
Być może pewnych rzeczy jeszcze nie rozumiesz. Ale On działa. I prędzej czy później w Twoim życiu przyjdzie taka Msza Święta. Tacy ludzie. Taki festiwal. Otwórz serce i zaufaj. I wytrzymaj. Nie rób głupot.
Skomentuj artykuł