„Niebiosa, rosę spuśćcie nam z góry”, czyli adwentowa tęsknota za życiem prawdziwym
Kiedy pisząc przed tygodniem pierwszy tekst o adwentowych pieśniach pozwoliłem sobie na uwagę, że tekstów tych jest niezwykle mało, co skutkuje tym, że w kółko śpiewamy te samy pieśni, niektórzy (jezuici) obruszyli się na takie stwierdzenie. „Przecież tekstów adwentowych jest wiele! Problem w tym, że są… nieznane”. No cóż, jakikolwiek nie byłby powód, ostatecznie i tak efekt będzie ten sam: pozostajemy w kręgu tych samych pieśni, ale – na pocieszenie – są to teksty naprawdę bogate, i to zarówno jak chodzi o treść, jak i poetykę.
Zatem drugim z czcigodnych, starych adwentowych tekstów, na który warto zwrócić uwagę, jest tęskne wołanie o wypełnienie Bożych obietnic i zesłanie Mesjasza-Zbawiciela. Nie jesteśmy w stanie wskazać jej autora, różne są też koncepcje na temat jej pochodzenia. Zostawmy więc te sprawy, a skupmy się na samym tekście.
Pieśń wykorzystuje poetycki obraz pustyni, a właściwie jej synonimu, czyli spalonej słońcem ziemi, która woła o odrobinę wilgoci. Bez niej świat nie odzyska kolorów i będzie skazany na wegetację, a ostatecznie nawet na śmierć. Już na samym początku trzeba zaznaczyć, że cały tekst stanowi jedną wielką metaforę i w takim kluczu należy ją odczytywać.
Podobnie jak w przypadku wielu innych pieśni, inspiracji tego tekstu należy szukać już w Starym Testamencie, w doświadczenia Narodu Wybranego, którego podczas błądzenia na pustyni (po wyjściu z Egiptu), Bóg karmił manną z nieba. Wprawdzie dosłownie to nie z rosy pochodzi ten pokarm (bo mannę Izraelici ujrzeli wtedy, gdy „rosa opadła”; por. Wj 16), ale generalnie chodzi o to, że był to pokarm dany z nieba. Inaczej mówiąc, niebo ocaliło życie na ziemi.
Zbawiciel – dar Nieba dla Ziemi
Bardzo ciekawa jest konstrukcja tej pieśni: jej poszczególne zwrotki rozpoczynają się od tych samych słów, czyli swoistego refrenu, który jednak w zwrotki te jest wpisany, tworząc z nimi nieodłączną całość; refren ten jednocześnie jest wprowadzeniem do kolejnych dwóch strof, które dopiero razem z nim tworzą integralną zwrotkę. Dzięki temu pieśń zyskuje formę łudząco podobną do „modlitwy wiernych”, jaką na każdej mszy wspólnie odmawiamy, polecając Bogu najważniejsze intencje świata, Kościoła, parafii i własne.
Konstrukcja poetycka tych refrenów-wprowadzeń, choć usiłuje odwzorowywać klimat sprzed Narodzenia Chrystusa, w rzeczywistości ukazuje kondycję człowieka nowych czasów. To, co było typowe dla Starego Testamentu, to oczekiwanie na Mesjasza, ale jego postać oraz misja pozostawały tajemnicą. Stąd nawet gdy Jezus chodził już po świecie i nauczał, ludzie wciąż błądzili w kwestii związanych z nim oczekiwań, stąd tak wielu było rozczarowanych, że nie zaangażował się przeciwko Rzymianom, politycznym wrogom Izraela. W pieśni śpiewamy natomiast:
Niebiosa, rosę spuśćcie nam z góry,
Sprawiedliwego wylejcie chmury!
Widzimy więc, że autor wie już, jaki będzie mesjasz, wie też, na czym będzie polegała jego misja. W tym kontekście pieśń ta wcale nie przenosi nas w kontekst czasów przed narodzeniem Jezusa, ale pozostaje aktualna na nasze czasy. Gdzieś między wierszami pobrzmiewa echo refleksji nad światem, w którym żyje autor, która to refleksja napełnia go smutkiem (stąd obraz pustyni). Wie on jednak, że ratunku należy szukać w Bogu, dlatego prosi o zmiłowanie.
Miłosierdzie Boga objawia się w narodzeniu Jezusa
Dominującym tematem pieśni jest grzech, gniew Boży, nieszczęście człowieka. Każda kolejna zwrotka dokłada coś do tego tematu, tworząc niezwykle smutną atmosferę. Jednocześnie tęskne wołanie o miłosierdzie wprowadza element optymistyczny – autor wie, gdzie w całej tej sytuacji szukać ratunku. Co więcej, ratunek ten zapowiada:
Pociesz się, ludu, pociesz w twej niedoli,
Już się przybliża kres twojej niewoli.
Mowa więc nie tylko o obietnicy, ale o obietnicy, która już zaczęła się spełniać. Jest to zatem pieśń przepełniona wiarą w Boga, który nawet gdy się „gniewa”, nie zapomina o człowieku.
Jak każdy Adwent, tak i tegoroczny czas oczekiwania szybko nam minie i ani się obejrzymy, już aniołowie zaproszą nas do pielgrzymowania do Betlejem. Pewnie trochę będziemy wtedy narzekać, bo okaże się, że nasze pobożne życzenia i plany na ten czas w znacznej mierze pozostały… pobożnymi życzeniami. Nie złośćmy się jednak na siebie – przecież w pieśniach adwentowych prosimy o to, żeby Bóg już dłużej nie zwlekał. A jeśli w czasie Adwentu uda nam się przynajmniej odnowić naszą tęsknotę za Jezusem, to już osiągniemy to, co jest najważniejsze. Całą resztę zostawmy samemu Bogu.


Skomentuj artykuł