3 świadectwa o św. Ricie, które umocnią twoją wiarę
Obchodzimy dziś wspomnienie świętej Rity - patronki od spraw trudnych i beznadziejnych. O tym, że święta Rita wyjątkowo wstawia się za potrzebującymi, świadczą ich świadectwa. Oto niektóre z nich.
Uzdrowienie chorego dziecka
22 grudnia 2015 roku zaniosłam błaganie do Ciebie, św. Rito, o zdrowie dla czteroletniego Wiktorka. Dziecko prawie całe swoje życie cierpiało najprawdopodobniej na schorzenie wynikające z autoagresji. Mimo ciągłego brania leków i diety skóra Wiktorka pokryta była krwawiącymi, bolesnymi i swędzącymi zmianami. Dziecko nie mogło spać, przestało rosnąć. Zaburzenia trawienia i łaknienia były tak duże, że praktycznie całe spożyte jedzenie było wydalane. 24 grudnia 2015 roku nastąpiła radykalna poprawa. Mimo świątecznej przerwy w stosowaniu diety skóra w 90 procent była wyleczona. Dziecko mogło pójść na basen! W styczniu 2016 roku badania krwi były dobre, nie stwierdzono obecności przeciwciał, które powodowały dolegliwości i wstrzymywały rozwój dziecka. W lutym uznano Wiktorka za wyleczonego. W ciągu miesiąca chłopiec urósł centymetr (a w ciągu ostatnich dwóch lat dziecko w ogóle nie rosło).
Święta Rito, dziękuję Ci za uproszenie uzdrowienia u naszego dobrego i miłosiernego Boga.
Wierna czcicielka
Życie naznaczone cierpieniem
Święta Rito, Patronko od spraw beznadziejnych i trudnych, z całego serca dziękuję Ci za to, że zostałam uzdrowiona za Twoim pośrednictwem.
Od urodzenia cierpię na mózgowe porażenie dziecięce. Przeszłam wiele operacji, niestety ostatnia nie przyniosła pożądanego efektu, co sprawiło, że mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Trudniej mi się chodziło niż przed zabiegiem, a dodatkowo odczuwałam nieznośny ból w lewej stopie. Zaczęłam się załamywać, gdyż każda wizyta u lekarza kończyła się słowami: "Niestety ze stopą jest coraz gorzej - kość zmienia swoje położenie. Jeśli się pani nie zdecyduje na kolejną operację, będzie kiepsko". Nie wiedziałam, do kogo mam się zwrócić o pomoc. Nagle przypomniał mi się ks. Przemek i karteczka z modlitwą do św. Rity, którą kiedyś mi dał. Zaczęłam odmawiać tę modlitwę razem z nowenną do tej Patronki. Poprosiłam również pewną dziewczynę mieszkającą w Głębinowie o powierzenie mojej intencji św. Ricie podczas nabożeństwa, gdyż od Głębinowa dzieli mnie dosyć spora odległość.
I stał się cud: zarówno ja, jak i moi lekarze są w szoku - kość w mojej nodze sama ułożyła się w odpowiednim miejscu, noga już prawie w ogóle mnie nie boli. Uniknęłam kolejnego cięcia, a przede wszystkim uwierzyłam w moc modlitwy. Mam nadzieję, że niebawem osobiście podziękuję św. Ricie za wstawiennictwo, a ks. Przemkowi za to, że "zaprowadził" mnie do tej Świętej.
Wierna czcicielka
I stał się cud: zarówno ja, jak i moi lekarze są w szoku.
Zagrożona ciąża
Święta Rita - wielka i potężna, a zarazem łagodna, pokorna i bliska każdemu z nas. Jak wiele Jej zawdzięczamy… Życia nam nie starczy, by wyrazić wdzięczność zarówno Świętej, jak i wszystkim, którzy trwają i trwali na modlitwie w naszej intencji. Nasza przyjaźń ze św. Ritą rozpoczęła się w 2003 roku. Modlitwę za Jej wstawiennictwem otrzymałam, będąc jeszcze na studiach, i od pierwszego momentu po jej odczytaniu wiedziałam, że nie pozostanie mi obojętna. Uderzający był ogrom pokoju w sercu, który zawsze następował po modlitwach do Świętej. Rita stała się towarzyszką mojej codzienności. Na początek znalazła mi męża, trochę nad nim pracowała w międzyczasie, ale efekt jest naprawdę bardzo zadowalający.
Pierwsza ciężka próba dotknęła nas jeszcze przed ślubem - po licznych konsultacjach lekarskich podejrzewano u mnie guza przysadki mózgowej. Kolejne badania wykazały całościowy niedobór praktycznie wszystkich hormonów. Lekarz dopytywał, jak to możliwe, że jeszcze funkcjonuję. Badania powtórzono - wyniki bez zmian. Nie otrzymywałam żadnych leków, ponieważ najpierw trzeba było zdiagnozować przysadkę. Trwał wyścig z czasem. Komplet badań, modlitwy do Rity - dniem i nocą, nieustannie, zapewnienia od przyjaciół o trwaniu na modlitwie… Minęły trzy długie miesiące. Guza wykluczono, ponowiono badania i ku zdziwieniu lekarzy okazało się, że absolutnie wszystkie hormony mieszczą się w normie! Z medycznego punktu widzenia lekarz nie potrafił tego wyjaśnić. Ale nam nie potrzeba było wyjaśnień. Kolejna próba nadeszła chwilę później - mój przyszły mąż zapadł na kłębuszkowe zapalenie nerek. Stan był ciężki, nerki praktycznie nie podejmowały pracy. Ślub zawisł na włosku. Lekarze nie byli w stanie określić, czy Rafał będzie mógł opuścić szpital, by móc ślubować mi miłość. Prosiliśmy o wsparcie modlitewne, sami trwaliśmy na nieustannych modlitwach do Rity. Wyniki zaczęły się polepszać. Był cudowny ślub i wspaniałe wesele, które całe przetańczyliśmy. Wkrótce po ślubie okazało się, że będziemy rodzicami! Cud! Jakaż to była radość - i zaskoczenie, bo w czasie terapii ratującej nerki mąż otrzymał silne leki powodujące niepłodność. Niestety, na początku czwartego miesiąca ciąży serduszko naszego Maleństwa przestało bić. Czas stanął. Nasze serca też przestały tętnić życiem. Nie byłam w stanie podjąć żadnej rozmowy i z ludźmi, i z Bogiem. Prosiłam tylko cicho Ritę, by nas przez to przeprowadziła.
W kolejnych dniach zaczęłam odmawiać nowennę, od rana do nocy, bez ustanku - tylko Rita, Rita, Rita…
Tylko Ona dodawała mi sił, tylko Jej byłam w stanie oddawać łzy i cierpienie. Po trzech tygodniach udaliśmy się do oczyszczającej spowiedzi. Trafiliśmy na wspaniałych spowiedników. I mąż, i ja usłyszeliśmy dokładnie to, czego potrzebowaliśmy. Stanęliśmy na nogi. Zaczęliśmy żyć… Bez Rity nie dalibyśmy rady… Minęły cztery miesiące, kolejna ciąża, kolejny wielki CUD, znów wielka radość, niestety przeplatana strachem. Oddaliśmy wszystko Jezusowi za wstawiennictwem św. Rity. Ciąża trudna, problemowa, ale i cudowna. Z każdej strony płynęły zapewnienia o modlitwach w naszej intencji. Każdego dnia czuliśmy niemal namacalnie to wielkie wsparcie. Po dziewięciu miesiącach urodził się śliczny, ważący cztery kilogramy Michałek. Okaz zdrowia. Z utęsknieniem czekaliśmy na moment wyjścia ze szpitala do domu. Wszyscy wychodzili, przyjeżdżali tatusiowie z kolorowymi balonami… Tylko naszego wypisu nie było. Pojawiła się za to pani pediatra z informacją, że Michałek ma złe wyniki (miał stan zapalny w organizmie) i musi zostać na oddziale noworodkowym. Mnie wypisano. Nie mogliśmy przebywać z dzieckiem całą dobę na oddziale, co powodowało w nas coraz to większą rozpacz. Pozostawienie upragnionego dziecka pod opieką obcych ludzi… I znów Rita przybyła z pomocą. I znów przyjaciele nie zawiedli - trwali na modlitwie bez wytchnienia… Dziecko dostało antybiotyk, nie było wiadomo, jak jego organizm zareaguje. Lek okazał się trafiony. W dziesiątej dobie życia Michasia całą szczęśliwą rodziną opuściliśmy szpital!
Sielanka nie trwała długo. Pół roku później mąż miał wypadek w pracy - zmiażdżono mu prawą rękę, w wyniku czego konieczna okazała się amputacja wskazującego palca. Po trzech dniach chirurg oglądający ranę stwierdził obecność plam wskazujących na początek martwicy, którą trudno powstrzymać i która w efekcie może doprowadzić do amputacji dłoni lub nawet całej ręki. Ciemna noc. Strach, łzy i nagły pokój - Jezusowy, w darze od Rity. Minęły dwa kolejne długie dni. Cud, dla lekarzy niewytłumaczalny - po martwicy ani śladu! Ręka została uratowana! Kolejny cud uratowania dłoni przez Ritę! Pacjent został wypisany do domu. A my do dziś nie przestajemy dziękować Bogu, Ricie i Przyjaciołom - także z kwileckiej wspólnoty - za czuwanie i obecność.
Angelina, Rafał i Michaś
***
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!
Skomentuj artykuł