Na każdym ze spotkań poznaję ludzi z krwi i kości. Mających konkretną twarz i imię. Z bogatą historią, często trudną i złożoną. Takich, którzy chcieliby po prostu z kimś pogadać.
Kościół instytucjonalny choruje, to fakt. Ten wirus ma jedno główne oblicze.
Na początku powiedzmy sobie pewną prawdę: nie ma małżeństw idealnych. Choć są takie, które sprzeczają się raz w roku i takie, które rzucają w siebie talerzami codziennie. Nie istnieją jednak małżeństwa perfekcyjne, tak jak nie ma wśród nas nieomylnych ludzi – wszyscy grzeszymy, błądzimy, za dużo kombinujemy.
Popłynęłam dziś do dnia ślubu. Do dnia tak mocno mnie uszczęśliwiającego. Do Ewangelii. Do Galilei. Dlaczego właśnie dziś i właśnie tam?
Agata Rusek / dobrawnuczka.blog.deon.pl
O najbliższych dniach myślę jako o niezwykłej szansie. Wiem, że będzie inaczej niż zwykle, ale czekam na to z radością.
Agata Rusek / dobrawnuczka.blog.deon.pl
Bywa że pojawia się w nas frustracja, irytacja oraz pokusa wsadzenia dzieci do szafy i zamknięcia jej na magiczny kluczyk, ale ta pokusa to żadna nowość. W „normalnych czasach” też ją odczuwałam.
Dlaczego nie widzisz tych, którzy są tuż obok ciebie? Czy oni tylko bardziej ci przeszkadzają w życiu, jakiego pragniesz?
Gdyby dzisiaj było tak, jak rok temu o tej porze, to czy wzbilibyśmy się na poziom takiej kontemplacji i uważności, jak teraz? Normalnie w większości nie mielibyśmy wystarczającego uporu do szukania.
Z żalu po odwołanym spotkaniu z przyjaciółką większość dnia spędziłam bezsensownie, przeglądając Facebooka i Instagrama, zapychając się słodyczami. Jest we mnie pustka. Mam jednak możliwości, których tak łatwo teraz nie dostrzec.
Covid – 19 wywołał u mnie bardzo wiele emocji. Przeróżne uczucia rodzą się we mnie od kilku dni. Jedne pojawiają się i znikają. Inne rosną w siłę i przygniatają swoim ciężarem.
Takie pytanie sobie zadaję po kolejnej terapii rodzinnej. Oczywiście kiedy już silne emocje opadły. Bo bezpośrednio po nazywałam go w myślach potworem...
Masz 40 dni na nawrócenie. Może ostatnie 40 dni? Potraktuj ten czas jak prezent. Nie wyścig po doskonałość. Nie czas walki, czas wyrzeczeń, ograniczeń i zdobywania duchowych medali.
Gdy patrzę na siebie na przestrzeni ostatnich lat, widzę jak wiele razy się spinałam. Post, jałmużna, nabożeństwa w jak największej ilości i masa lektur duchowych. To wszystko jest samo w sobie dobre, dla mnie jednak było za dużo.
Najbardziej bolesne jest stwierdzenie, że gdyby człowiek NAPRAWDĘ wierzyłby i modlił się wystarczająco żarliwie, to nie miałby depresji. Brakuje mi słów w słowniku wyrażeń niecenzuralnych, które określiłyby mój stosunek emocjonalny do takich stwierdzeń.
Przez kilkanaście lat byłam pod opieką psychiatryczną, korzystałam z farmakoterapii i psychoterapii, te wszystkie elementy miały duże znaczenie dla mojego zdrowia, ale dopiero Jezus uzdrowił mnie wewnętrznie.
Ponieważ ks. Jan Kaczkowski chorował na to samo, co mój mąż, stał mi się w tym ostatnim czasie bliższy ze swoimi słowami. Choć nie żył tak jak my, życiem rodzinnym, zmagał się trochę inaczej niż my z chorobą, to jednak jestem przekonana, że wiedział co to glejak i przez to ma mi dużo do opowiedzenia. Jego treści są często trafione w punkt, w którym właśnie jestem.
Długo miałam wrażenie jakiejś niestosowności takiej sytuacji. Znajomi pytali: Co u ciebie? Co porabiasz w tym roku? Gdzie pracujesz? Jeszcze do niedawna bez namysłu machałam ręką i mówiłam: Aaa, nic nie robię, jestem w domu z dziećmi. I uśmiechałam się jakoś tak przepraszająco.
Bóg nie klepną mnie tym razem po ramieniu mówiąc: wszystko będzie dobrze. Choć tak naprawdę próbuje z tą Dobrą Nowiną do mnie przyjść, ale nie tak, jakbym tego oczekiwała.
Byłam w ciąży z kolejnym dzieckiem, leżałam na podłodze w kuchni, płakałam i w rozpaczy prosiłam Boga o śmierć dla mnie i nienarodzonego dziecka. Nie widziałam żadnej nadziei dla mnie i dla niego. Niedługo potem przeraziłam się, bo przestałam odczuwać ruchy dziecka (...) przepraszałam Boga i błagałam...
Trzymam za rękę Boga Sędziego i wychylam się zza rogu, by zobaczyć Boga, Tatę, który mnie niepojęcie, szaleńczo kocha. Czasem nawet się przytulamy. On zawsze ma wyciągnięte ręce, ale we mnie jeszcze za dużo strachu i nieufnego zamartwiania…
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}