Jan Kobuszewski: Kiedy już wszystko opowiedziałem Panu Bogu...
"Był świadomy, że zbliża się kres jego życia. Cierpliwie wszystko powierzał Bogu i ukochanemu błogosławionemu Księdzu Popiełuszce. Żył godnie i odchodził godnie" - tak ostatnie chwile Jana Kobuszewskiego wspomina jego córka Maryna Kobuszewska‑Bieske w książce Hanny Faryny-Paszkiewicz "Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony lustra". Jan Kobuszewski zmarł 27 września 2019 r.
Kiedy Jan Kobuszewski rozmawiał z Bogiem
Ostatnie lata życia w polskiej rzeczywistości przeżywał bardzo ciężko. Zamartwiał się o przyszłość kraju i pilnie śledził scenę polityczną. Nawet w ciężkich stanach choroby nadal nie było mu wszystko jedno. Radiowe i telewizyjne programy informacyjne przerażały go, śmieszyły, irytowały. Do końca życia miał swoje zdanie, świetną orientację i polityczny instynkt.
Jego osobnym światem była wiara w Boga. Wiara jako wynik złożonego procesu, ciągłego dojrzewania i duchowego zgłębiania siebie. „Nie jestem dewotem, tylko małym, biednym wierzącym, mam świadomość, że ktoś nade mną czuwa. Zawsze wspominam słowa mamy: «Pamiętaj, modlę się o bojaźń boską i przyjaźń ludzką dla ciebie»”.
Nie narzucał swoich przekonań, nie nawracał, ale gdy schodziło na poważne rozmowy, w jego wzroku, w doborze słów była ta pewność, że ma własne przemyślane racje. Zamiast przekonywać, mówił o swoich doświadczeniach, na przykład, że wiara pozwala mu porządkować sprawy. I z wiekiem coraz częściej mówił szczerze o swojej religijności.
Kiedyś Janek mówi do mnie: "A wiesz, wtedy po udanej operacji poszedłem do kościoła się pomodlić i podziękować za życie. Kiedy już wszystko opowiedziałem Panu Bogu, na odchodnym zapytałem: «Panie Boże, czy ja jeszcze czasem będę mógł się napić?»". "«Tak, Jasiu», odpowiedział Bóg". Cały Janek.
Anna Seniuk
Z czasem to wiara była siłą jego życia. Żył w coraz mocniejszym przekonaniu, że rodzaj opieki, jakiej doznaje, nie jest z tego świata. Nie był bigotem, choć sam z uśmiechem tak mawiał o sobie. Nie był też neofitą, który gorliwie nadrabiałby stracone lata niewiary, choć przed poważną operacją po ponad dwóch dekadach przystąpił do spowiedzi. Mówił, że spowiedź, a raczej rozmowa na plebanii, trwała dwie godziny. W dorosłym życiu obie siostry nazywały go Apostołem, ale potrzebę nawracania czy szerzenia wiary rozumiał jako własny, prawie niemy przykład. Miał silne poczucie Boskiej opieki i potrzebę nie tyle nawracania, ile rozmowy z wątpiącymi. Co niedzielę, od godziny 13, celowo przygarbiony i ukryty za filarem prawej nawy kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, rozmawiał z Bogiem. I chodził tam regularnie tak długo, jak pozwalało mu zdrowie.
Znał blisko ks. Jerzego Popiełuszkę. Mówił: „Był normalnym człowiekiem, może troszkę wyciszonym. Uwielbiał młodzież. Lubił pogadać. Dwa razy byłem z nim naprawdę blisko, opowiadał o swojej codzienności i nieustannym towarzystwie ubeków. Powiedział mi: «Oni mnie kiedyś zamordują». «Co ksiądz takie bzdury opowiada» - odpowiedziałem natychmiast. «Zobaczysz, Janku - usłyszałem.- Tak będzie»”. Ostatni raz spotkali się i rozmawiali przy szczególnej okazji. W Muzeum Archidiecezji Warszawskiej urządzono pokaz filmu "Jezus z Nazaretu" Franca Zeffirellego. Film nie miał polskich napisów, Jan Kociniak czytał tłumaczenie dialogów. Tamtego dnia ksiądz Jerzy miał przed sobą dwa tygodnie życia. Trwał w narastającym niepokoju. Może dlatego podczas tej projekcji, gdy cicho rozmawiał z Janem Kobuszewskim, mówił o maltretowaniu w czasie przesłuchań, o strasznych przeżyciach, ale i sytuacjach, kiedy strażnicy przychodzili do niego do spowiedzi. Teraz ksiądz Jerzy na pożegnanie pobłogosławił obu aktorów.
Hanna Faryna-Paszkiewicz "Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny" (Wyd. MANDO)
Hanna Faryna-Paszkiewicz "Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony lustra" Wydawnictwo MANDO, 2021
W poczuciu Jana podróże do Częstochowy i obecność na Jasnej Górze dodawała mu sił i, jak mawiał, „porządkowała myśli”. Kilkakrotnie ojcowie paulini sprawili, że w kaplicy Cudownego Obrazu mógł się modlić w otoczeniu tylko bliskich mu osób z rodziny i przyjaciół z Teatru Kwadrat. Na Jasnej Górze obchodził rocznice: 50-lecia ślubu z Hanną i 50-lecia pracy scenicznej, potem 60-lecia pracy, w 2006 przypadła 20. rocznica pomyślnej operacji, a w maju 2014 roku uczczono 80. urodziny aktora. Potrzebował skupienia i modlitwy przed wizerunkiem Matki Boskiej.
W jasnogórskiej kronice cytowano wypowiedź ojca Kazimierza Manieckiego: „Witam dostojnego pielgrzyma, artystę, mistrza polskiej sceny. Rok temu z panem Janem czciliśmy jubileusz 50-lecia pracy scenicznej, 20-lecie cudownego uzdrowienia z choroby za przyczyną Matki Najświętszej”. I słowa aktora: „To jest najświętsze miejsce w Polsce. Jestem bardzo przywiązany do Jasnej Góry, do Matki Boskiej Częstochowskiej. Byłem wychowywany w rodzinie, która wpoiła we mnie wiarę. Stąd czerpię wszelkie siły na przyszłość. Mam już 73 lata, coraz bliżej Pana Boga. Przeżyłem już 21 lat od operacji. Tutaj czerpię radość życia i moje modlitwy płynące z serca ofiaruję za rodzinę i wszystkich chorych”.
(…) W kwietniu 2019 roku obchodził osiemdziesiąte piąte urodziny. Latem nowotwór przypomniał o sobie. Na krótko, ale dobitnie. Jan Kobuszewski zmarł we własnym domu 27 września 2019 roku. Kiedyś porównał swoje zajęcie do pracy taksówkarza. „Godziny nieograniczone, jeździ się rano, wieczorem, po południu, w zależności od ruchu i wtedy kiedy inni świętują. On, taksówkarz, musi jeździć, ja, aktor, muszę grać. Taka dola, a nasze święto wtedy, kiedy ludzie są zapracowani – w poniedziałki”
Pogrzeb Jana Kobuszewskiego nie przypadkiem więc miał miejsce w poniedziałek, czyli w święto. Tego też dnia wypadała sześćdziesiąta trzecia rocznica ślubu Jana i Hanny. Był 7 października 2019 roku, Stare Powązki.
Obraz końcowy. Mama codziennie siadała przy łóżku ukochanego ciężko chorego Męża. Nie mówili wiele, padały tylko pojedyncze słowa, brali się za ręce i tak trwali w milczeniu. To była najpiękniejsza rozmowa miłości, jakiej byłam świadkiem. (...) Był świadomy, że zbliża się kres jego życia. Cierpliwie wszystko powierzał Bogu i ukochanemu błogosławionemu Księdzu Popiełuszce. Żył godnie i odchodził godnie. Pożegnał się z nami.
Maryna Kobuszewska‑Bieske
Skomentuj artykuł