Marta Żmuda-Trzebiatowska: Najtrudniejszym przeciwnikiem, którego masz do pokonania, jesteś ty sama

Marta Żmuda-Trzebiatowska: Najtrudniejszym przeciwnikiem, którego masz do pokonania, jesteś ty sama
Marta Żmuda-Trzebiatowska. Źródło: Instagram / @mzmudatrzebiatowskaofficial

Spotkałam na  swojej drodze wiele kobiet: pięknych, mądrych, dobrych, takich, które sprawiały, że w ich towarzystwie czułam się wyjątkowa, bo  potrafiły podnieść na  duchu drugą kobietę. Jest na to takie ładne i zarazem zabawne określenie: „dmuchać w jej skrzydła”. Spotkałam też mnóstwo takich, które sączyły jad ze swoich ust, ośmieszały i  poniżały, w których obecności czułam się gorsza, brzydsza i bezwartościowa. Też takie znasz? - pisze Marta Żmuda-Trzebiatowska w swojej książce "Bliżej siebie".  

Dziś wiem, że na dnie serca każdej z nich był jakiś niezaleczony ból, jakaś nieprzepracowana historia. Dziś umiem im wybaczyć, bo kiedy serce jest zatrute, człowiekowi wychodzi piana na usta, jakby duszę toczyła jakaś choroba. Dziś każdą z  nich umiem przytulić i  zajrzeć jej głęboko w  oczy, bo  kiedy spoglądasz na  kogoś tak przenikliwie, możesz dostrzec to, co  go boli, to, co sprawia, że ten człowiek gryzie. Sama do pewnego momentu bałam się kobiet, stroniłam od nich, bo często mnie krzywdziły. A może i ja nie zawsze potrafiłam być wobec nich fair? Ale kiedy stanęłam na  nogi i  uleczyłam własną duszę, kiedy po  przepracowaniu swoich problemów zaczęłam lubić siebie, od  razu poprawiły się moje relacje z nimi.

W dojrzałym życiu idę pod rękę z kobietami

W dojrzałym życiu idę pod rękę z kobietami. Bardzo cenię sobie te damskie przyjaźnie, a gdy widzę jakąś zagubioną siostrę, od razu wciągam ją do naszego babskiego kręgu, w którym znajdzie zrozumienie, wsparcie i siłę. Nie potrafiłabym tego, gdyby nie Ewa, Ania, Zuzanna, Aniela, Aldona, Klara. Kiedy wyruszyłam w drogę do zmiany? Pamiętam to bardzo dobrze – to był taki moment w moim życiu, kiedy poczułam, że już nie mogę ze sobą wytrzymać. Dotarło do mnie, że sama dla siebie jestem ciężarem i największym wrogiem i pora coś z tym w końcu zrobić. „Nasze życie jest takie, jakim uczyniły je nasze myśli”.  Moje wydawało mi się nie do zniesienia.

DEON.PL POLECA

Zbiegło się to wszystko w czasie z marzeniem o rodzinie. Nagle poczułam, że chciałabym ją założyć. Nie wiedziałam, z kim miałabym to zrobić, bo nie było koło mnie akurat żadnego kandydata, ale poczułam, że naprawdę tego pragnę. Długo nie miałam też tak zwanego instynktu macierzyńskiego (raczej nie miałam zwyczaju zaglądać do cudzych wózków czy zachwycać się obcymi dziećmi, więc ta potrzeba trochę mnie zaskoczyła). Szybko zrozumiałam, że jeśli to ma się wydarzyć i chcę spróbować stworzyć szczęśliwy, stabilny związek, to muszę przepracować parę tematów z przeszłości i zastanowić się nad tym, co się roi w mojej głowie.

Z moją samooceną było bardzo kiepsko

Jednym z wielu tematów do przerobienia była samoakceptacja. Wspominałam już, że jako nastolatka bardzo długo nie lubiłam własnego odbicia w lustrze? Trudno ci w to uwierzyć? A jednak z moją samooceną było bardzo kiepsko – zupełnie jak w przypadku Anny, dojrzewanie to był dla mnie trudny czas, który odcisnął bardzo mocne piętno na moim dorosłym życiu. Kompleksów miałam sporo; nie dotyczyły one wyłącznie ciała, ale i pochodzenia. Dziś wiem, że to, skąd pochodzę, jest moją siłą, ale nie zawsze tak było.

Kiedy przyjechałam na studia, czułam się gorsza i mniej obyta od moich rówieśników, mimo że oni nigdy nie dali mi tego odczuć, a ja zakłamywałam rzeczywistość. Prawda jest taka, że to siedziało w mojej głowie. To było moje wyolbrzymione wyobrażenie, że oni tak o mnie myślą. Ile czasu straciłam w życiu na zastanawianie się i skrupulatne analizowanie, co inni o mnie pomyśleli czy powiedzieli, zamiast żyć własnym szczęśliwym życiem. Zbyt dużo. Oczywiście to wszystko nie stało się w jednej chwili, od razu, kiedy sobie uświadomiłam, że pora przestać płakać, że czas wstać z kanapy i coś zrobić ze swoim życiem. Dojrzewanie do zmiany to był długi proces. Właściwie jestem na tej drodze cały czas, ale udało mi się zmienić pewne nawyki i przestawić się na inne myślenie, dlatego teraz tylko czasem zdarza mi się zagubić i dużo łatwiej mi jest odnaleźć właściwy kierunek, gdy zabłądzę.

Niech łzy płyną, bo to one budzą świadomość

W tym wszystkim istotną rolę odgrywają łzy. Niech płyną, bo to one budzą świadomość: W życiu kobiety są chwile, kiedy płacze niepohamowanie i nawet jeśli ma podporę i opiekę w kochających bliskich, to nie przestaje płakać. (…) Kobiety czasem mówią: „Mam dość swojego płaczu, męczy mnie, chciałabym przestać”. Ale łzy płyną z duszy i to one właśnie ją chronią. Trzeba więc płakać tak długo, jak potrzeba. Niektóre kobiety nie mogą się nadziwić, ile wody może z nich wypłynąć, kiedy płaczą. Ale nie będzie to trwało wiecznie, tylko do chwili, aż dusza wyrazi to wszystko, co w niej tkwi - pisze C.P. Estés w „Biegnącej z wilkami”.

Dzielę się dziś tym z tobą, bo chcę ci powiedzieć, że najtrudniejszym przeciwnikiem, którego masz do pokonania, najprawdopodobniej jesteś ty sama. Nie wstydź się swoich łez, niech płyną, a kiedy już spadnie ostatnia, otrzyj je i stań do walki o swoje szczęście. Wszystko można zmienić i przepracować, i można zacząć żyć naprawdę, świadomie, bliżej siebie – ja w to wierzę.

W moim świadomym życiu umiem serdecznie się śmiać

Na moje narodziny do bycia sobą czekałam długo, ale kiedy to się stało, poczułam się wolna, radosna i spokojna, pomimo że wciąż niedoskonała. W tym świadomym życiu umiem serdecznie się śmiać, gdy ktoś sobie ze mnie żartuje w życzliwy sposób, śmiać się ze swoich wpadek, wad i kompleksów, umiem mówić, co myślę, i podążać własną drogą – nawet wówczas, gdy jestem na niej sama. Mam odwagę mówić „nie wiem”, „potrzebuję czasu, by to przemyśleć”, „nie”, „dość”, „stop” i moje ukochane: „zmieniłam zdanie”, „nie miałam racji”, „myliłam się”.

W życiu BLIŻEJ SIEBIE przede wszystkim jestem bliżej innych, bo odkąd nie boję się już przeszłości, a właściwie: odkąd ona już na mnie nie ma wpływu, nie muszę się skupiać na sobie, a mogę na innych. To fantastyczne uczucie móc się dziś dzielić z tobą moim doświadczeniem drogi do życia w przyjaźni z sobą. Kiedy narodziłam się na nowo, zaczęłam spotykać w swoim życiu ludzi, których zawsze szukałam, którzy myślą tak jak ja, wyznają podobne wartości. Tak jakby stare życie blokowało mi do nich dostęp. Skupiona na własnych problemach, nie potrafiłam ich dostrzec lub najzwyczajniej w świecie odpychałam ich od siebie. Niektórych odkryłam na nowo, tak jakbyśmy wcześniej nie potrafili mówić w jednym języku. Zmiana, jaka się we mnie dokonała, pozwoliła także im inaczej na mnie spojrzeć. Znalazłam towarzysza życia, założyłam rodzinę, stworzyliśmy razem nasz mikrokosmos. Przewartościowałam i zmieniłam też moje życie zawodowe; z pewnymi ludźmi po prostu przestało mi być po drodze. Zdrowe granice dla niektórych były zbyt szokujące, by mogli ten nowy porządek zaakceptować. Poszłam swoją drogą.

Tekst jest fragmentem książki "Bliżej siebie" Marty Żmudy-Trzebiatowskiej, wydanej przez Wydawnictwo WAM.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marta Żmuda Trzebiatowska

Droga do siebie nie jest prosta, ale masz w sobie wystarczająco siły, by ją przejść

Kim jest kobieta, którą jesteś? Jaka jest? Czego pragnie? Czy jest szczęśliwa i czuje się spełniona, przyjęta przez świat?...

Skomentuj artykuł

Marta Żmuda-Trzebiatowska: Najtrudniejszym przeciwnikiem, którego masz do pokonania, jesteś ty sama
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.