Modliłam się, żeby robić w życiu coś, co będę lubiła... I ta ufność przyszła
- Życie jest takie kolorowe, ciągle się dzieją jakieś szalone, (...) więc wiara i taniec mają wiele wspólnego, bo można robić dużo różnych rzeczy, wciąż wierząc. Można być wesołą, radosną osobą, z fajną rodziną, z fajnymi pasjami, a wiara w tym w ogóle nie przeszkadza, wręcz pomaga - przekonuje Dominika Butkiewicz, prowadząca instagramowy profil "Taniec i różaniec", w rozmowie z Katarzyną Olubińską w jej nowej książce "Szczęście w wielkim mieście".
Kasia: Skąd ten „Taniec i różaniec”, bo tak nazwałaś swój profil, który założyłaś na Instagramie? Czy także tańczyłaś?
Dominika: - Nie, nie. Ta nazwa sama do mnie przyszła. Zacznijmy może od tego, że pierwszy różaniec zrobiłam, jakby w ogóle o tym nie myśląc, po prostu chciałam mieć ładny różaniec. Tutaj muszę wspomnieć o twojej książce „Bóg w wielkim mieście”, w której zobaczyłam zdjęcie twojego kolorowego różańca, i pomyślałam sobie: „Kurczę, nie ma takich różańców, tak trudno dostać u nas ładny różaniec”.
Ta myśl kiełkowała w mojej głowie naprawdę kilka lat i nawet gdy moi rodzice wyjeżdżali gdzieś za granicę, na przykład do Izraela, prosiłam, żeby mi taki przywieźli. Faktycznie przywieźli, ale nie był taki, jak sobie wymarzyłam. Był kolorowy, ale to wciąż nie było to. A potem pojawiła się myśl, że skoro nie mogę znaleźć odpowiedniego różańca, to sama go sobie zrobię. I zrobiłam. I od razu pomyślałam, że założę konto na Instagramie i po prostu tam go pokażę, a potem zobaczę, co z tego wyjdzie.
Odważnie: dla jednego różańca konto zakładać.
- Wiesz, zrobiłam ten pierwszy i już wiedziałam, że będą kolejne. Kiedy tylko zobaczyłam te wszystkie koraliki w sklepach internetowych, od razu miałam masę pomysłów... Ale początkowo sądziłam, że to będą różańce dla moich bliskich czy dla przyjaciółki. Traktowałam to jako hobby, nie myślałam, że tak się to wszystko potoczy.
A jak się potoczyło?
- Potoczyło się naturalnie, jakby poza mną, podobnie jak z nazwą. Nazwa przyszła do mnie sama i od razu wiedziałam, że zostanie. Myślę, że ona pasuje do mnie, do mojego życia, bo wierzę, i to bardzo, że Pan Bóg jest gdzieś blisko, w codzienności, właśnie w takim tańcu. Życie jest takie kolorowe, ciągle się dzieją jakieś szalone, ciekawe rzeczy: tu dzieci, tu jakiś wyjazd, spotkanie, więc wiara i taniec mają wiele wspólnego, bo można robić dużo różnych rzeczy, wciąż wierząc. Można być wesołą, radosną osobą, z fajną rodziną, z fajnymi pasjami, a wiara w tym w ogóle nie przeszkadza, wręcz pomaga.
Mówisz i piszesz o bezgranicznym zaufaniu. Nigdy nie miałaś momentu zwątpienia?
- Miałam, i to wiele razy. Choć bardzo dużo się modliłam, był taki czas, że martwiłam się o to, co będę robić w przyszłości. I miałam o to do siebie żal, bo przecież sama wybrałam, że będę z dziećmi, i to była moja świadoma decyzja. Ale życie zawodowe i mój rozwój zeszły na dalszy plan i chociaż wiedziałam, że po prostu zostawiam pracę na jakiś czas, to ogarniało mnie czasami zwątpienie, zastanawiałam się, kto mnie po tylu latach zatrudni. Bałam się tego. Tylko że to było wyłącznie w mojej głowie, w końcu miałam doświadczenie zawodowe i czułam, że praca zawsze się znajdzie. A mimo to wątpiłam.
Katarzyna Olubińska "Szczęście w wielkim mieście" Wydawnictwo WAM
I co wtedy zrobiłaś z tym zwątpieniem?
- Zaczęłam się modlić do Pana Boga, żebym miała w sobie spokój, żebym sobie nie psuła moich dni z dziećmi myśleniem o przyszłości, bo po co mi to, w końcu nie wymyślę sobie scenariusza, jak to będzie. Modliłam się, żeby robić w życiu coś, co będę lubiła, bo czułam, że to jest taki moment, kiedy mogę coś zmienić, przebranżowić się. Bo teraz, czyli na tych urlopach macierzyńskich, jeszcze mam na to czas i jakąś przestrzeń, a gdy wrócę do dawnej pracy, to mogę już nie mieć na to siły ani ochoty. Pamiętam, że gdy się modliłam, to ufność, że właśnie tak będzie, do mnie przyszła. I to jest niesamowite, bo w wielu innych sytuacjach w moim życiu, gdy działo się coś złego, przytłaczającego, nie miałam takiej ufności.
Skomentuj artykuł