Dlaczego rezygnujesz z bycia ważnym? O unieważnianiu siebie [ROZMOWA]
Dlaczego troszczymy się o bliskich, a zapominamy o własnych potrzebach? Czy warto zaciskać zęby w niechcianej pracy? Co sprawia, że zatracamy się w miłości? Jak zacząć być dla siebie ważnym? Na te i inne pytania odpowiada w rozmowie Tomasz Waleczko, psycholog.
Edyta Drozdowska: Z jednej strony coraz częściej słyszymy: „zadbaj o siebie”, „poznaj swoje potrzeby”, z drugiej nadal miewamy tendencje do unieważniania siebie. Co myśli o tym psycholog?
Tomasz Waleczko: Temat unieważniania siebie skojarzył mi się z historią mitologicznej Ariadny. Kiedyś myślałem, że historia jej i Tezeusza to opowieść o wielkiej miłości i oddaniu. Dla przypomnienia – Tezeusz pokonuje Minotaura i zostaje bohaterem, bo dzięki nici otrzymanej od ukochanej Ariadny, udaje mu się wyjść z labiryntu. Mężczyzna chwilę później porzuca ją na wyspie Naksos, a ona początkowo nawet nie orientuje się, że została opuszczona.
Edyta Drozdowska: Na czym dokładniej polegało unieważnienie siebie przez Ariadnę?
- Ariadna poświęciła dla Tezeusza królestwo, wskazała mu drogę do sukcesu, a on zostawił ją na kolejnej wyspie i nawet nie dał znać, że odchodzi, nawet z nią nie porozmawiał. Potem w tym micie jest moment, w którym ona śpiewa o swojej samotności, ale po czasie, bo na początku do głowy jej nie przychodzi, że on mógłby ją porzucić.
Zakochała się po uszy w łobuzie?
- Zakochała się ślepo w kimś skupionym głównie na sobie i osobistym sukcesie. Często działamy tak, że kiedy ktoś nas pokocha, rzucamy dla niego wszystko, zatracając przy tym siebie. Najwyraźniej on wypełniał jakąś jej pustkę, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Unieważnienie siebie, czyli rezygnacja z bycia dla siebie ważnym. Z tym pojęciem spotkałam się po raz pierwszy w artykule językoznawczyni, Małgorzaty Majewskiej. Co na ten temat mówi psychologia?
- To ciekawe słowo, a psychologia nie ma na nie definicji, nie słyszałem też, żeby ktoś w ten sposób opisywał swój stan psychiczny, ale spotykam mnóstwo ludzi, którzy nie doceniają siebie, podają w wątpliwość swoje bycie ważnymi lub to, co do tej pory robili, w co wierzyli.
Zmieniają szkołę, okazuje się, że stara była bezwartościowa. Zaczynają spotykać się z kolejną dziewczyną, opowiadają innym, że poprzedni związek był bez sensu. Angażują się w nowy sport, uznają, że dotychczasowe aktywności były nudne. Możemy więc unieważnić siebie, ale możemy też unieważnić kogoś lub coś, co do tej pory miało dla nas wielkie znaczenie. Wtedy głównym procesem psychologicznym jest redukcja dysonansu poznawczego. Nie lubimy być w rozkroku. Staramy się wzmacniać w sobie pewność, że nasze decyzje są dobre.
Zdarza się, że ktoś jako dziecko często słyszał: „nie płacz, przecież nic się nie stało”, kiedy się stało, bo np. rozbił kolano. Albo: „ubierz się, jest ci zimno”, kiedy czuł, że jest mu ciepło. Na ile takie doświadczenia wpływają na osobę dorosłą i jej podejście do wagi osobistych przeżyć i uczuć?
- Jak zwykle w psychologii to złożona rzecz. Przeszłe doświadczenia mają na nas wpływ, ale nie muszą nas determinować. Warto poczytać o modelu granic, który proponuje Pia Mellody, amerykańska psychoterapeutka. Wyróżnia granice pełne, podziurawione i zbyt szczelne.
Granice zaczynają się tworzyć już w wieku 2 lat, często słyszymy o tak zwanym buncie dwulatków. Ważne jest w tym czasie to, jak opiekunowie reagują na potrzeby, uczucia i opinie dziecka, czy dają mu możliwość wyboru. Jeśli trenujemy dziecko w tym, że ma być zdyscyplinowane i posłuszne, grzeczne, to nie oczekujmy, że stanie się odważnym i niezależnym dorosłym.
Jeśli jest zimno, to dziecko musi się ciepło ubrać, ale możemy mu dać wybór, zapytać, co chce założyć. Jeśli wydarzyło się coś bolesnego i dziecko to przeżywa, warto mu towarzyszyć w jego uczuciach, próbować je zrozumieć, nie zaprzeczać im.
Nie jest też tak, że za wszystko odpowiadają rodzice. Zdarza się, że rodzeństwo wychowywane w podobny sposób, przez tych samych rodziców, różnie to przeżywa i jedno dziecko mówi: ale miałem luz, a drugie widzi to zupełnie inaczej.
Czyli istotna jest tu też kwestia osobowości.
- Jasne, osobowość jest ważna i w kontekście podejścia do tego, co nas spotyka, jak i do samych siebie. Znam i ty na pewno też znasz ludzi, którzy zawsze są wobec siebie w porządku. Dbają o siebie. Nie wyjdą z domu bez śniadania, otwarcie mówią o uczuciach i potrzebach, pracują tylko w określonych warunkach, szukają dogodnych dla siebie okoliczności.
A co jeśli okoliczności są takie, że zadbanie o siebie to prawdziwe wyzwanie?
- Bywa, że unieważniamy siebie z uwagi na coś innego, co jest dla nas istotne. Tkwimy w pracy, której nie lubimy, zgadzamy się na nadgodziny, niemiłego szefa ze względu na wysoki kredyt i fakt, że spontaniczne rzucenie etatu byłoby nierozsądne.
Albo zajmujemy się kimś chorym, starszym rodzicem, który wymaga naszej uwagi, tym samym ograniczenia czasu dla siebie. Jeśli to nasza decyzja i wybór, jeśli w tym poświęceniu nadal myślimy o sobie dobrze, robimy to z miłości i mamy świadomość, że to coś czasowego, to w porządku.
Jeśli natomiast mamy poczucie życia w więzieniu i izolacji, w niezgodzie ze sobą, to pojawia się problem, frustracja i niebezpieczeństwo, że taka postawa wejdzie nam w nawyk. To ryzykowne.
Zarówno zaciskanie zębów w niechcianej pracy, jak i heroizm w opiece nad kimś mogą być naprawdę wyczerpujące. Jak zatroszczyć się o siebie w takich okolicznościach?
- Jak zwykle nie ma jednej recepty i uniwersalnej rady dla wszystkich. Ale zacząłbym od pytania o czas dla siebie. Po pierwsze, czy w ogóle go masz, a jeśli nie, to co możesz dzisiaj zrobić, żeby to zmienić. Warto też wykonać proste ćwiczenie, tak zwane koło życia.
Wystarczy narysować koło, w środku zaznaczyć 8 obszarów: rodzina, duchowość i emocje, finanse, życie zawodowe, relaks i rozrywka, rozwój osobisty, przyjaciele i znajomi, zdrowie i kondycja, a następnie określić, ile czasu poświęcamy na każdy z nich. Dzięki temu w prosty sposób zyskamy świadomość swojej sytuacji życiowej i sprawdzimy, czy aktualny stan rzeczy jest spójny z istotnymi dla nas wartościami.
Może ważna jest dla ciebie rodzina i zdrowie, a okazuje się, że większą część doby spędzasz w pracy? Jeśli liczą się dla ciebie relacje z przyjaciółmi, a cały swój czas poświęcasz na pomoc komuś, sprawdź, czy możesz coś z tym zrobić, może poprosić o wsparcie jeszcze kogoś, podzielić się opieką?
Wspomniałeś wyżej, że są ludzie, którzy potrafią być dla samych siebie ważni w zdrowy sposób i już. Przypomniałam sobie o dziewczynie, która jest wspaniałą rozmówczynią, umie aktywnie słuchać, inni ją lubią, ale kiedy opowiada o sobie, przyśpiesza, mówi szybko i krótko, bo myśli, że to, co ma do powiedzenia nie jest warte czasu i uwagi. Co taki ktoś może dla siebie zrobić?
- Zastanowić się, czy sama jest ważna dla siebie, nazwać, co w sobie lubi, za co się ceni. Zrobić sobie taki mini teścik swojej wagi we własnych oczach. Przy okazji sprawdzić, co lub kto jest tak ważny, że wydaje jej się, że ona jest nieistotna.
Warto w takich sytuacjach przeanalizować swój tydzień. Czy jak masz wolną chwilkę, to od razu prasujesz, oglądasz serial, sprawdzasz, jak się ma przyjaciółka? Ile w twoim tygodniu jest czasu tylko dla siebie? Trudno to zbadać będąc w biegu. Dlatego, ja polecam przeanalizowanie pod tym kątem ostatnich 5 lat, odpowiedzenie sobie szczerze, czy to, co robisz i jak żyjesz jest spójne z twoimi wartościami i z tobą. Czy daje ci to szczęście i satysfakcję. Dlaczego życie innych wydaje ci się bardziej godne uwagi niż twoje. Czy chcesz, żeby podobnie wyglądało kolejne 5 lat twojego życia. Poszerzenie perspektywy pomaga zobaczyć więcej. Czasem samemu łatwo wprowadzić zmiany, czasem niezbędna jest pomoc psychologa, grupy terapeutycznej.
Prowadzisz treningi interpersonalne. 4-dniowe warsztaty grupowe. Czy praca nad sobą w grupie może być pomocna w rozwiązywaniu tego typu problemów?
- Proces grupowy sprawia, że dzieją się ciekawe rzeczy. Każda osoba ma szansę zaobserwować, jaką rolę przyjmuje w grupie i jak odbierają ją inni, a potem porównać sobie sytuacje treningowe z życiem. Jest na przykład taki moment, kiedy spośród obecnych osób masz wybrać kogoś, do kogo czujesz sympatię i opowiedzieć dlaczego, ale też kogoś, z kim wolisz nie rozmawiać i zastanowić się, jaki jest powód.
Często już w momencie przedstawiania się widać, kto jest dobry w słuchaniu, a sam wolałby pozostać niewidzialny. Zdarza się, że uczestnik takiego treningu ma konkretny problem z członkiem rodziny, przyjacielem, współpracownikiem i prosi o pomoc w znalezieniu rozwiązania, wtedy odgrywamy scenki, ćwiczymy różne scenariusze, taka osoba ma możliwość zachować się inaczej niż zwykle, zawalczyć o siebie, sprawdzić scenariusz inny od tego, który wydarzył się już w jej życiu.
A potem odtworzyć go w realnej sytuacji?
- Albo odtworzyć albo mieć świadomość, że może. To często jest trudne, ale możliwe. W czasie treningu interpersonalnego każdy ma szansę spojrzeć na siebie w kontekście interakcji z innymi. Zdarza się, że ktoś nie ma ochoty nic o sobie mówić, bo właśnie czuje się mało ważny i wówczas otrzymuje od grupy wsparcie, pytania, zainteresowanie.
Jest taki wiersz Fritza Persla: Ja to Ja, Ty to Ty. Ja jestem odpowiedzialny za moje życie, Ty za Twoje. Nie jestem na tym świecie, by spełniać Twoje oczekiwania, ani Ty, by spełniać moje.
Jeśli nasze drogi się skrzyżują to wspaniale, ale jeśli tak się nie stanie, to każdy z nas będzie szedł swoją drogą.
Uwalniające.
- No i na tym opiera się trening interpersonalny. Żeby nauczyć się partnerstwa z innymi ludźmi i mieć takie wyjściowe założenie, że ja jestem w porządku i druga osoba też jest w porządku.
Warto też zaznaczyć, wracając trochę do tego, o czym rozmawialiśmy wcześniej, że wspieranie innych ludzi ma głęboki sens, ale ważne jest to, aby odbywało się w zgodzie ze sobą osoby pomagającej, żeby ona była zadbana, miała czas dla siebie, znała swoje granice, nie unieważniała osobistych potrzeb, bo to nie zadziała. Bywa, że takim bezgranicznym oddaniem ktoś chce zagłuszyć coś ważnego, jakąś swoją pustkę, kompleks.
Czytałam, że Matka Teresa od czasu do czasu zamykała drzwi osobom potrzebującym, żeby dać możliwość zadbania o siebie siostrom, które z nią pracowały.
- W samolotach jest taka zasada, że w razie awarii rodzic ma najpierw założyć maskę sobie, potem dziecku. To też dobry przykład. Wyczerpani i sfrustrowani nie będziemy mieli z czego dawać innym. Zachęcam nie tylko do dbania o siebie, ale też do refleksji. Do zadania sobie pytań, dlaczego komuś pomagam, po co to robię, gdzie tak naprawdę jest moja motywacja. Co innego jest powiedzieć sobie – wiem, że jestem ważna, ale w tym konkretnym momencie ty jesteś dla mnie ważniejszy, bo potrzebujesz pomocy, którą chcę ci dać, a co innego uznać – spalę się dla ciebie, bo ja nie jestem warta uwagi, miłości… Nie tędy droga.
W biblijnej przypowieści o miłosiernym Samarytaninie fajnie to widać. Samarytanin zatrzymuje się przy potrzebującym, udziela mu wsparcia, zawozi do gospody, opiekuje się, a następnie powierza chorego komuś innemu, a sam jedzie dalej. Nie jest napisane gdzie i po co, ale wyobrażam sobie, że załatwić jakieś własne sprawy – nie rezygnuje więc ze swoich planów, a zachowuje się na medal.
- Samarytanin nie szukał medalu, pomagał z wewnętrznego przekonania. A gdyby tak poświęcił się całkowicie i zrezygnował ze swoich planów? Lub odwrotnie, gdyby podał potrzebującemu wodę i pojechał dalej? Moralną i chrześcijańską ocenę zostawiam teologom. Z perspektywy granic psychologicznych i postępowania asertywnego, istotne jest to, jak Samarytanin się czuł i jak on sam postrzegał swoją reakcję w tej sytuacji.
Niezależnie od tego, czy angażujemy się w wolontariat, opiekę nad rodzicami lub obłożnie chorym dzieckiem, czy poświęcamy się dla pracy, bo jest dla nas ważna, warto zadawać sobie pytania: „jak wiele mogę i chcę znieść?”, „czy to jest moment, żeby zadbać o siebie?”, „a może warto znaleźć kogoś do pomocy?”. Pomagający również potrzebują siły i wsparcia.
***
Tomasz Waleczko – psycholog, trener biznesu, trener umiejętności interpersonalnych, ewaluator, doradca osobisty. Od 2005 roku organizuje i prowadzi szkolenia dla biznesu, oświaty, uczelni. Pomysłodawca Instytutu Witelon, który bada efekty szkoleń, programów rozwojowych i tworzy narzędzia ewaluacyjne. Wprowadza do Polski szwajcarskie narzędzie BrainCore, pozwalające na dostosowanie metod edukacyjnych do indywidualnych potrzeb umysłu ucznia w oparciu o dokonania neuronauki.
Skomentuj artykuł