Gdy zrozumiesz, czym jest miłość, krzyż przestanie być czymś śmiesznym
Gdy dochodzi do ataku na kościoły i różne miejsca sakralne, często niszczony jest krzyż albo tabernakulum. Ci, którzy chcą sprofanować sacrum, uderzają właśnie tam. Osoby niewierzące, albo z głęboko nieuporządkowaną duchowością, niejednokrotnie traktują krzyż wyłącznie jako miejsce cierpienia. Wtedy śmieszną staje się adoracja krzyża, głupotą noszenie krzyża na szyi (no chyba że jako biżuterii!), a ludzie, którzy mówią, że krzyż pomaga im dźwigać ich niepełnosprawność czy żałobę, uważani są za odklejonych od rzeczywistości.
Pamiętam mój trzeci tydzień rekolekcji ignacjańskich. Jechałam na nie w trudnym dla mnie czasie. Gdy mówiłam znajomym, że tematyka trzeciego tygodnia dotyka drogi krzyżowej i śmierci Jezusa, pukali się w głowę. Po co ci to teraz? Jaki to ma sens?
Kto był na rekolekcjach ignacjańskich, ten wie, że doświadczenie krzyża nie oznacza kultu cierpiętnictwa, że w tym wszystkim tak naprawdę chodzi o miłość. Bardzo mocno zapadła mi w pamięć jedna z kontemplacji, gdy martwe ciało Jezusa leżało na moich kolanach, a ja delikatnie wyciągałam Mu ciernie z czoła - kto praktykował modlitwę kontemplacyjną, domyśla się pewnie o czym mowa. Gdy wokół ciebie jest tylko cisza, a ty trwasz dłużej w takim wyobrażeniu, krzyż przestaje być czymś śmiesznym. Cierpienie Jezusa przestaje być abstrakcją. Wtedy z głowy do serca dociera prawda, że On cierpiał dla mnie, z miłości.
W minioną niedzielę obchodziliśmy w Kościele Święto Podwyższenia Krzyża. Wybrałam się na Mszę dla dzieci, z synem przygotowującym się do pierwszej komunii. Nie spodziewałam się po kazaniu niczego co mogłoby mnie jakoś poruszyć, czy zatrzymać. Wytłumaczyć dzieciom to, czym jest krzyż, nie jest przecież wcale łatwo. Wszak wielu dorosłych katolików nie do końca to rozumie i przyjmuje.
Gdy ksiądz porównał adorację krzyża do trzymania cierpiącej matki za schorowaną dłoń, po plecach przeszedł mi dreszcz. To prawda, że wiele osób nie potrafi zrozumieć tego, po co katolicy adorują krzyż, mówiąc, że to kult cierpienia, męki i śmierci. Gdy jednak choruje ktoś bliski, np. mama, odwiedzamy ją w szpitalu i trzymamy jej rękę, trwając przy niej - czy to jest kult cierpiętnictwa, czy trwanie przy osobie, którą kochamy? Czy jej schorowana, poryta cierpieniem dłoń to adoracja męki, czy trzymanie dłoni, która daje miłość? No właśnie… Przywołało to moje wspomnienie z hospicjum, sprzed prawie 4 lat. Jedyne co mogłam dać mojej umierającej mamie, to trzymanie za rękę i głaskanie jej po głowie. Czy to był kult cierpienia czy okazanie tego, jak jest dla mnie ważna? Zdecydowanie to drugie.
Mojego 9 letniego syna poruszył inny obraz, z tego samego kazania. Krzyż ma dwie belki. Ta pionowa może symbolizować, że wszystko to, co przeżywamy na ziemi, jest znane w niebie. Boga interesuje nasz los. On nie jest ani obojętny, ani głuchy. Pozioma belka wskazuje na Jezusa z ramionami wyciągniętymi, by mnie objąć, czyli Jego miłość i troskę. Czy można wytłumaczyć dzieciom prościej, że krzyż to nie tylko obraz cierpienia?
Można straszyć piekłem już od najmłodszych lat. Mówić o krzyżu wyłącznie w kluczu cierpienia i śmierci. Jednak katolik nie świętuje w piątek, ale w niedzielę. Nie zatrzymuje się na krzyżu, ale żyje zmartwychwstaniem. Piątek to dzień postu, wyrzeczenia. Po każdym piątku przychodzi jednak niedziela, dzień celebracji życia. Śmierć, ból, męka - są ważne, ale nie mają ostatniego słowa. Szkoda, że tak wiele osób - również wierzących - zapomina o tym, że krzyż jest znakiem miłości do końca, a nie tylko symbolem bólu.
Po co adorować krzyż? Miłość gotowa jest spotkać się z cierpieniem. Nie jest to łatwe - czasem to długi i bardzo bolesny proces, w którym może pojawić się bunt, niezrozumienie i opór. Wszystko co jest, ma prawo być - jak mawiał mistrz kontemplacji, Franc Jalics SJ. Ale gdy zaczynamy dostrzegać głębszy sens krzyża, nasze spojrzenie na Boga i relację z Nim się zmienia. Przechodzimy na inny poziom - głębszy, bardziej intymny, prawdziwy. Czy zdarzyło ci się kiedyś trzymać za rękę kogoś, kogo kochasz - w bólu, odchodzeniu, w cierpieniu? A gdyby tak spojrzeć na adorację krzyża właśnie w ten sposób? Jeśli cię to porusza, spróbuj. Nie tylko w Wielkim Poście. Naprawdę warto.


Skomentuj artykuł