Co to jest churching? Szukanie czegoś czy ucieczka przed czymś?

Co to jest churching? Szukanie czegoś czy ucieczka przed czymś?
Fot. Jakub Kołacz SJ

Kiedy w XVI wieku, wkrótce po osiedleniu się w Krakowie, jezuici starali się o pozwolenie na rozbudowę kościoła św. Barbary, pierwszym, który temat oprotestował, był proboszcz kościoła Mariackiego. Argumentował to tym, że “jezuici wabią ludzi do swojego kościoła, a w konsekwencji do Mariackiego przychodzą tylko ci, którzy się u Barbary nie zmieszczą”. Bardzo to złościło proboszcza, bo jak otwarcie przyznawał, pozbawiało go to znacznej części dochodów, a przecież miał na utrzymaniu i spory budynek, i wielu wikarych… Ta groteskowa sytuacja - rzeczywiście na jakiś czas udało mu się zablokować inwestycję jezuitów - pokazuje nic innego, jak problem znanego nam dziś churchingu. Okazuje się, że zjawisko wcale nie jest niczym nowym.

Parafia jest podstawową komórką administracyjną Kościoła, powinna być też centrum lokalnego życia religijnego. W naszej polskiej rzeczywistości mamy do czynienia przede wszystkim z parafiami “terytorialnymi”, czyli takimi, których granice są sztywno wyznaczone na mapie. Kto mieszka na danym terenie, automatycznie przypisywany jest do danej parafii. Mogą jednak istnieć także parafie “personalne”, których nie ogranicza geografia, ale do których przynależy się na mocy złożonej deklaracji. Z takimi parafiami częściej spotykamy się za granicą (gdzie Polacy gromadzą się wokół kościoła “polskiego”, Filipińczycy - “filipińskiego” itd.). Wybór przynależności do parafii czasami daje się też w sytuacji, gdy Kościół katolicki stanowi mniejszość w społeczeństwie. Rola parafii personalnej jest dokładnie taka sama jak terytorialnej: ma być centrum życia religijnego. Różnica polega wyłącznie na tym, że wybór przynależności pozostawia się już samym zainteresowanym.
Oprócz tego na mapach naszych miejscowości znaleźć można także wiele tzw. kościołów rektoralnych (czyli takich, w których sprawuje się sakramenty, ale które nie są parafialnymi), oraz publicznych kaplic, np. przy domach zakonnych. Także te świątynie otwarte są dla wiernych i zapraszają do uczestniczenia w liturgii, do tego często “kusząc” całkiem ciekawą ofertą duchową. Ci, którzy do takich kościołów przychodzą, formalnie należą do jakiejś parafii, ale świadomie - do czego mają prawo - wybierają inne miejsce życia sakramentalnego i duchowego.

Dlaczego (niektórzy) księża nie lubią churchingu?

Skoro sama struktura kościelna - która udostępnia dla wiernych nie tylko kościoły parafialne, ale także kościoły rektoralne i kaplice publiczne - daje możliwość wyboru miejsca uczestniczenia w liturgii, to dlaczego taki wybór często piętnuje i odradza? Trudno nie zauważyć tu niespójności. Być może dlatego, że choć ze zjawiskiem tym zawsze mieliśmy do czynienia, to jednak ostatnio bardzo się to nasiliło.
Już dobrych kilkanaście lat temu, w pewnej wiosce na Podkarpaciu, żył pewien proboszcz, którego wszyscy szanowali: był wyrozumiałym spowiednikiem, znał wszystkich, dbał o młodzież, a kiedy ktoś z wioski umarł, to zwykle okazywało się, że miał jakieś zasługi dla parafii i proboszcz nie brał ani złotówki za pogrzeb. Jednak na starość duchowny trochę zdziwaczał i co niedzielę, podczas długich (40-minutowych kazań) regularnie “ochrzaniał” wszystkich zebranych, często kończąc deklaracją, że po swojej śmierci nie chce być tam pochowany (ostatecznie spoczął na miejscowym cmentarzu, a pogrzeb był wielkim wydarzeniem - bo wszyscy go szanowali). Na koniec kazania starsze panie, zgodnie z miejscowym zwyczajem, mówiły mu “Bóg zapłać”, ale w rzeczywistości kościół był raczej pustawy - większość na mszę jeździła do sąsiedniej wioski.
Ta historia pokazuje, że churching rodzi się często z niezadowolenia z tego, co wierni otrzymują we własnej parafii. Jeśli więc zjawisko to spotyka się ze sprzeciwem ze strony nas, księży, to głównie dlatego, że nie akceptujemy negatywnej oceny, jaką wystawiają nam wierni. Nie podejmując zaś refleksji nad własnymi błędami, uciekamy się do quasi-teologicznego tłumaczenia, że parafia powinna być wspólnotą i źle robi każdy, kto jej nie buduje.

DEON.PL POLECA

Churching jako ucieczka od bylejakości

Już papież Benedykt XVI podczas jednego z kazań wygłoszonego podczas pielgrzymki do Polski przypominał, że duchowni powinni być ekspertami od… duchowości. To właśnie po to przychodzą do nas wierni, oczekując, że wesprzemy ich na drodze do Boga. Jeśli więc nie jesteśmy im w stanie zaoferować czegoś, co stanowi odpowiedź na ich potrzeby, nie dziwmy się, że nie zagrzeją u nas miejsca, ale będą szukać dalej, czyli gdzie indziej. Jest to jedna ze zmian, jaka ostatnio zaszła w naszym społeczeństwie. Jeszcze niedawno, w dobie budowania nowych kościołów, przyświecała nam myśl, że świątynia musi być blisko. Tymczasem zjawisko churchingu jasno pokazuje, że kościół wcale nie musi być za rogiem, może być dalej, nawet dość daleko, ale bezsprzecznie musi dawać to “coś”, czego każdy szuka. Dziś w planach duszpasterskich zdecydowanie większy sens ma postawienie na jakość posługi niż budowanie nowych budynków. I choć w sytuacji, gdy nie jest problemem dojazd do kościoła łatwiej też obrazić się na swoją parafię, to jednak bardziej niż złość, churching powinien prowadzić do refleksji nad jakością posługi duszpasterskiej.

Churching to także szukanie wysokiej jakości posługi

Niektórzy z tych, którzy obrażają się na księdza (słusznie lub nie), niejako z rozpędu obrażają się też na Boga - i rezygnując z praktyk we własnym kościele, w ogóle do kościoła przestają chodzić. Ale to jest osobna grupa wiernych. Ci, którzy uprawiają churching, wcale nie rezygnują z praktyk religijnych, i za to należy im się szacunek. Wiedzą, czego chcą, i konsekwentnie tego szukają. I to zwykle aż do momentu, gdy to znajdą - wtedy, jak w parafii personalnej, choć nieco nieformalnie, ale przy takim kościele zostają. Aby ich utrzymać, trzeba bardzo dbać o to, aby nie przyzwyczaić się do sukcesu i nie spocząć na laurach.

W tym wszystkim jest jednak jedno “ale”

Wprawdzie nie wydaje się, aby słuszne było robienie problemu z faktu, że ludzie wybierają sobie miejsce modlitwy, ale jak wszystko na świecie, także i to zjawisko ma swoje negatywne strony. Niestety, churching uprawiają często ci, którzy z założenia ograniczają swoje życie we wspólnocie wyłącznie do Eucharystii, w tym często wyłącznie do niedzielnej Mszy. Nie interesuje ich żadna inna forma wspólnego życia religijnego. Tymczasem każdy z nas - mimo wszystko - potrzebuje wspólnoty, rodziny i domu. Potrzebuje takiego miejsca, w którym czuje się dobrze. Jeśli więc w każdym kościele jesteśmy gośćmi, co tydzień gdzie indziej, to w pewnym sensie pozostajemy też bezdomni, bez duchowych przyjaciół - a przecież warto jest modlić się razem z tymi, których znamy przynajmniej z widzenia. Churching nie może być wieczną tułaczką, ale raczej poszukiwaniem tego “czegoś”. Każdy, kto “churchinguje”, powinien więc wiedzieć, czego szuka.

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook). Po godzinach wolontariusz w krakowskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
s. Małgorzata Lekan OP

Bądź sobą w pełni!

Chcemy czuć się piękne, spełnione i bezpieczne w każdym aspekcie życia: w relacjach, w pracy, w kreowaniu siebie czy w przestrzeni wartości, które wyznajemy. Na swojej drodze spotykamy jednak wiele trudności....

Skomentuj artykuł

Co to jest churching? Szukanie czegoś czy ucieczka przed czymś?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.