Nabożeństwo pierwszych piątków miesiąca to nie pusty rytuał. Przekonałem się o tym na OIOM-ie, z zatorem w prawym płucu

Nabożeństwo pierwszych piątków miesiąca to nie pusty rytuał. Przekonałem się o tym na OIOM-ie, z zatorem w prawym płucu
Nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca to wielki dar, który naprawdę warto przyjąć. Fot. Depositphotos

Dzisiejsza uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa zmotywowała mnie, by w końcu to napisać: nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca nie jest pustym rytuałem. Przekonałem się o tym w lipcu 2024 roku, kiedy leżałem na intensywnej terapii z zatorem w prawym płucu. Dobrze pamiętam oswajanie się z myślą, że śmierć jest czymś realnym - i jak bardzo wtedy pragnąłem się wyspowiadać.

W październiku 2023 roku napisałem artykuł, w którym podzieliłem się zamiarem odprawienia po raz drugi nabożeństwa pierwszych piątków miesiąca. Co prawda zrobiłem to już w podstawówce, ale tym razem postanowiłem podejść do tego tematu bardziej świadomie, koncentrując się nie na "magicznym rytuale", który ma mi zapewnić "bilet do nieba", ale na przesłaniu objawień, które otrzymała od Jezusa św. Małgorzata Maria Alacoque, a więc zadośćuczynieniu za grzechy moje i całego świata oraz ufności w to, że w niebezpieczeństwie śmierci będę mógł skorzystać z sakramentu pokuty. Obiecałem też sobie, że po odprawieniu nabożeństwa dziewięciu pierwszych piątków miesiąca napiszę kolejny artykuł, w którym opowiem, czy udało mi się wytrwać i - zgodnie z przesłaniem objawienia - przyjmować Komunię w intencji wynagrodzenia za grzechy swoje i całego świata. Nie zrobiłem tego. Chociaż nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca udało mi się odprawić (między innymi dzięki mobilizacji, jakiej podjąłem się wspólnie ze znajomym), napisanie artykułu podsumowującego zeszło na dalszy plan. Aż do teraz. Dzisiejsza uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, która związana jest właśnie z objawieniami, które dokonały się w życiu Małgorzaty Marii Alacoque, zmotywowała mnie, aby w końcu to napisać: nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca nie jest pustym rytuałem. Ale po kolei.

DEON.PL POLECA

Ostatni z dziewięciu pierwszych piątków przypadł 3 maja 2024 roku. Rankiem tego dnia mój smartfon po raz ostatni wyświetlił powiadomienie zatytułowane: "Pierwszy piątek". Niemal z automatu wysłałem przypominającego SMS-a do znajomego, z którym wspólnie odprawiałem nabożeństwo, poszedłem na mszę świętą do kapucynów i po raz ostatni przyjąłem Komunię wynagradzającą za grzechy moje i świata. Podziękowałem też, że udało mi się wytrwać w postanowieniu, a następnie… o wszystkim zapomniałem. I bardzo możliwe, że do dziś bym o tym nie pamiętał, gdyby nie pewne zdarzenie.

Na początku lipca wybrałem się na wycieczkę do Egiptu. Decydując się na wyjazd, wiedziałem, że 45 stopni w dzień i 35 w nocy będzie normą. Spodziewałem się też zatrucia pokarmowego, o którym - choć doświadcza go większość odwiedzających - każdy wstydzi się mówić. Pierwsze dni wycieczki mijały spokojnie. Brałem prebiotyk, unikałem płukania zębów wodą z kranu i tak dalej… Jednak czwartego dnia zatrucie pokarmowe mnie dopadło. Choć samo w sobie nie było dotkliwe, upał i - jak się okazało - zbyt mała ilość przyjmowanych płynów zaczęły w moim organizmie wywoływać niebezpieczne zmiany. Kluczowym momentem był lot do Polski, podczas którego przebywałem długi czas w jednej pozycji. Prawdopodobnie właśnie wtedy w mojej nodze - na skutek wywołanej odwodnieniem zwiększonej gęstości krwi - pojawił się skrzep, który po oderwaniu powędrował wraz z krwią w okolice prawego płuca.

Gdy wróciłem z urlopu, poczułem ból w klatce piersiowej. Nie przejąłem się tym zbytnio, tłumacząc sobie, że naderwałem jakiś mięsień (bólowi towarzyszył bowiem silny kaszel). Jednak po dwóch dniach, gdy wróciłem z pracy, ból był nie do zniesienia. Postanowiłem więc zasięgnąć teleporady kardiologa, który - gdy tylko opisałem objawy - powiedział: "Musi pan natychmiast udać się na SOR". Stwierdziłem, że to zalecenie na wyrost, ale posłuchałem lekarza. Spojrzałem na telefon - był naładowany w 80 procentach - i pomyślałem, że energii na pewno wystarczy do mojego powrotu. Bez ładowarki, bielizny na zmianę, szczoteczki do zębów - i co najważniejsze bez spowiedzi, której bardzo potrzebowałem - wsiadłem w tramwaj i pojechałem do szpitala. Tam wszystko potoczyło się już bardzo szybko.

Badanie krwi i tomografia klatki piersiowej potwierdziły zatorowość płucną. W ciągu jednej chwili okazało się, że nie tylko nie wolno mi chodzić, ale i wstawać z łóżka. Zostałem zawieziony na Oddział Intensywniej Terapii - pamiętam, że gdy pielęgniarki przygotowywały dla mnie łóżko na OIOM-ie, próbowałem desperacko wytłumaczyć towarzyszącemu mi ratownikowi, że nie chcę tam iść, że wystarczy zwykła sala. Ten jednak zażartował: "Proszę się cieszyć, że będzie pan w klimatyzowanej sali, dałbym sporo, żeby w taki upał tam poleżeć". Ale mi nie było do śmiechu, zwłaszcza wtedy, kiedy pielęgniarka zaczęła podpinać elektrody do klatki piersiowej i założyła pulsoksymetr na palec. Chwilę później powiedziano mi, że mój stan jest poważny i "grozi mi śmierć".

Pomyślałem sobie wtedy: "Jak bardzo chciałbym się wyspowiadać". Nie miałem pojęcia, czy i kiedy pojawi się kapelan. A nawet jeśli przyjdzie, to czy będzie miał czas, żeby wysłuchać moich grzechów i czy uda się je w ogóle wypowiedzieć, kiedy obok mnie leżą inni chorzy. Pamiętam, że w tle miałem myśl: "Przecież odprawiłeś dziewięć pierwszych piątków, bądź spokojny". Ale nie byłem.

Wtedy pojawił się lekarz. Był bardzo sympatyczny i bezpośredni, opowiadał o moim stanie z troską, ale i bez owijania w bawełnę. Wykonując echo serca, starał się rozładować napięcie, pytając o różne rzeczy. Gdy zapytał o pracę, a ja zacząłem wymijająco tłumaczyć, że jestem redaktorem katolickiego portalu (nie wstydzę się tego, ale nigdy nie wiem, jak druga strona zareaguje), uśmiechną się i powiedział: "O proszę, a ja jestem księdzem".

Natychmiast dotarło do mnie, że trafiając na jedynego w Polsce księdza-kardiologa, wygrałem los na loterii. Pomyślałem też o słynnym poczuciu humoru Pana Boga i poczułem ulgę. "A więc jest obok lekarz, który jednocześnie jest księdzem". Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak wdzięczny za dar obecności kapłana. Wiedziałem, że w razie czego - podczas najbliższych godzin, które były kluczowe - będę miał kogo poprosić o spowiedź. O tym samym zapewnił mnie również duchowny, który zachował się jednak bardzo profesjonalnie, podkreślając, że chociaż tutaj jest przede wszystkim lekarzem, a nie księdzem, "w razie czego jest obok". Od tej chwili towarzyszył mi spokój, nawet wieczorem, kiedy pojawiła się myśl, że jutro mogę się nie obudzić.

Wyniki kolejnych badań wyszły jednak bardzo korzystnie. Okazało się, że to zatorowość płucna niskiego ryzyka, a żyły w nogach są "czyste". W szpitalu nie zostałem długo. Po wyjściu musiałem jednak jakiś czas dochodzić do siebie i stosować leczenie, ale wciąż nie mogłem - i prawdę powiedziawszy nie mogę do tej pory - wyjść ze zdumienia, jak bardzo Pan Bóg się nami opiekuje. Nie mogę też nie połączyć tych wydarzeń z nabożeństwem pierwszych piątków, którego odprawianie skończyłem półtora miesiąca wcześniej.

Jak odprawić nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca?

Jak już wspomniałem, pierwszopiątkowe nabożeństwo ma związek z objawieniami, do jakich doszło w latach 1673-1675 w kaplicy klasztoru sióstr wizytek w Paray-le-Monial, podczas których Jezus objawił się świętej Małgorzacie Marii Alacoque. Miał On złożyć francuskiej zakonnicy 12 obietnic, z których ostatnia brzmi: "Z nadmiernego miłosierdzia mego Serca obiecuję ci, że wszechmocna miłość tego Serca wszystkim przystępującym przez dziewięć z rzędu pierwszych piątków miesiąca do Komunii świętej da ostateczną łaskę pokuty tak, że nie umrą w stanie Jego niełaski ani bez sakramentów świętych i że Serce moje będzie dla nich bezpieczną ucieczką w godzinę śmierci". Oznacza to, że wszystkim, którzy z zaangażowaniem odprawią nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca, Jezus udzieli łaski ostatecznego pojednania i przebaczenia wszystkich grzechów. Możemy wierzyć, że stanie się to nawet w przypadku niespodziewanej śmierci.

Aby odprawić to nabożeństwo, należy przez dziewięć kolejnych miesięcy (nie przerywając ciągłości) - w pierwszy piątek każdego z nich - uczestniczyć w mszy świętej i przyjmować Komunię. Każda Eucharystia ma być okazją do wynagrodzenia za grzechy swoje i całego świata (właśnie z tą myślą należy przyjąć tego dnia Komunię).

Dlaczego warto odprawić nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca?

Dla tych, których nie przekonuje moje świadectwo, przypominam cztery powody, o których pisałem we wspomnianym artykule z września 2023 roku:

Po pierwsze, wspomniane nabożeństwo jest okazją do nawrócenia. Nawracać oczywiście powinniśmy się codziennie, ale kto z nas o tym pamięta? W natłoku obowiązków, stresu i napięć nasze moralne potknięcia mogą bardzo łatwo stać się rutyną. Pierwszy piątek i spowiedź, która często mu towarzyszy, może okazać się naszym "alertem krytycznym", przypomnieniem, że może warto odkurzyć sumienie. Jak wspomniałem, w przeżywaniu pierwszych piątków miesiąca bardzo ważne jest, by intencja wynagrodzenia za grzechy swoje i całego świata towarzyszyła nam w każdy z tych dni (dotyczy to szczególnie osób, które i tak codziennie przystępują do Komunii). Już sama refleksja nad tym, że jestem grzesznikiem, bardzo zmienia perspektywę przeżywania pierwszych piątków i jest okazją do nawrócenia.

Po drugie, każdy z pierwszych piątków miesiąca był dla mnie okazją do refleksji nad własną śmiercią. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo w świecie celebrującym życie i przyjemność takie stwierdzenie jest nie na miejscu. Dla mnie jednak było to wielkie odkrycie. Gdy 1 września 2023 roku (wtedy zacząłem odprawiać nabożeństwo) uklęknąłem po Komunii w półmroku kapucyńskiego kościoła i wyszeptałem: "Jezu, pamiętaj o mnie, gdy będę umierał", przeszły mnie ciarki. Było to bardzo mocne doświadczenie.

Po trzecie, pierwsze piątki nauczyły mnie pokory. Przyznaję, że formy pobożności, które wymagają ode mnie wykonania czegoś określoną ilość razy, wciąż są dla mnie wyzwaniem. Dlaczego dziewięć pierwszych piątków, a nie osiem albo dziesięć? Mimo to akceptuję to i przyjmuję. Może jestem naiwny, a może po prostu przyznaję się do tego, że nie wszystko muszę rozumieć. Z drugiej strony - przy całym zdroworozsądkowym podejściu do sprawy - jako ludzie potrzebujemy czasem czegoś konkretnego, do czego trzeba się zmobilizować, co wymaga od nas określonego wysiłku. Nie po to, by sobie na coś zasłużyć, ale by zrobić coś namacalnego i wymiernego. Nabożeństwo pierwszych piątków jest pod tym względem idealne. Nie jest to trwająca 54 dni nowenna pompejańska, na którą trzeba przeznaczyć każdego dnia naprawdę sporo czasu. Odprawienie pierwszego piątku to tylko jedna godzina w miesiącu (tyle mniej więcej trwa msza) i konkretna intencja, w której przyjmuję Komunię świętą.

Po czwarte, każdy z dziewięciu pierwszych piątków jest okazją do przypomnienia sobie o tym, co Jezus dla nas zrobił. Myślę, że to najistotniejszy aspekt tego nabożeństwa. Przeżycie pierwszych piątków w duchu wdzięczności i miłości wobec Boga, który umarł za nas, otwierając perspektywę nieskończoności z samym sobą, będzie najlepszą rzeczą, jaką możemy w tym dniu zrobić.

Podsumowując, nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca to wielki dar, który naprawdę warto przyjąć. W głębi serca czułem to w dniu jego rozpoczęcia, ale widocznie - aby móc podzielić się jego owocami z innymi - potrzebowałem jeszcze potwierdzenia. I muszę przyznać, że przyszło ono znacznie szybciej, niż się spodziewałem. Jestem wdzięczny za to doświadczenie, ponieważ w natłoku pracy, codziennych zajęć, wyjazdów i innych spraw, które skutecznie odwracają moją uwagę od umierania, mogłem choć trochę oswoić się z myślą, że śmierć jest czymś realnym. Dzięki temu trochę bardziej zdaję sobie sprawę, że mogę równie dobrze umrzeć za 50 lat, jak i dziś wieczorem. I choć nie wiem, kiedy i jak to nastąpi, jestem pewien, że w tej chwili nie będę mógł liczyć na lepsze towarzystwo, niż obecność Jezusa, który nie boi się śmierci, chwyci mnie za rękę i przeprowadzi na drugą stronę. Naprawdę bardzo bym chciał, żeby tak to się odbyło.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
bp Artur Ważny, Piotr Kosiarski

Poniżej możesz zobaczyć drugą część naszej wielkopostnej serii video Ćwiczenia Wielkopostne z rozważaniem biskupa Artura Ważnego

Czy w Kościele jest miejsce dla każdego?

Dziś coraz częściej słyszy się o osobach, które czują się wykluczone z...

Skomentuj artykuł

Nabożeństwo pierwszych piątków miesiąca to nie pusty rytuał. Przekonałem się o tym na OIOM-ie, z zatorem w prawym płucu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.