Wychowała się w rodzinie żydowskiej. „Na słowa Jezusa otworzyły mi się oczy”
Czytałam o Buddzie, Krisznie i wszystkich innych „bogach”, ale kiedy mój chłopak wypowiedział słowa Jezusa z Nowego Testamentu, wiedziałam, że to był cud. Jakby Bóg otworzył mi oczy. Na słowa Jezusa cała miłość, współczucie i miłosierdzie Boga spłynęły na mnie i zaczęłam płakać - mówi nawrócona na chrześcijaństwo Debora, która wychowała się ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej w Nowym Jorku.
Oto świadectwo Debory:
Wychowałam się w Nowym Jorku w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej, która na zewnątrz wyglądała naprawdę normalnie. Mieszkaliśmy w ładnym domu, w ładnej okolicy i mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy materialnie. A jednak za zamkniętymi drzwiami nasze życie było bardzo płytkie i puste i pozostawiało mnie w dużym poczuciu niepewności.
Chodziliśmy do synagogi w najważniejsze święta, w każdy piątek, w każdy szabat. I chociaż obchodziliśmy te wszystkie święta i praktykowaliśmy, w mojej rodzinie było głęboko zakorzenione przekonanie, że te historie biblijne są bajkami.
Z czasem zaczęłam żyć z taką myślą, że chciałam udowodnić sobie i innym, że jednak istnieje lepszy sposób na życie.
Rzeczą, która naprawdę zmieniła moje życie była modlitwa, której nauczyła mnie moja mama: „Teraz kładę się spać, ale proszę Cię Panie, zabierz moją duszę, jeśli umrę, zanim się obudzę”. Dzięki tej modlitwie naprawdę wiedziałam, że istnieje Bóg. I to przekonanie było we mnie i pozostało ze mną i niosło mnie przez całe dzieciństwo i moje nastoletnie lata. Wiedziałam, że kiedy modliłam się tą modlitwą, gdzieś był Bóg, który mnie wysłuchiwał.
Moja mama i tata kochali mnie bardzo, zawsze o tym wiedziałam, ale wychowałam się jednocześnie w domu, w którym było dużo napięcia i dorastałam po prostu w poczuciu niepewności. Żyłam z wiszącą nad moją głową wizją rozwodu moich rodziców. W mojej rodzinie było wiele złamanych relacji - moja matka i dziadek nienawidzili się, moja mama i mój brat nie lubili się.
Przez to wszystko stałam się bardzo zbuntowaną, młodą kobietą. Kiedy rozpoczęłam naukę w college’u brałam LSD, paliłam trawę, ciągle kłamałam, by ukryć moje zachowanie przed rodzicami.
Uwielbiałam również szokować ludzi swoim wyglądem. Jednocześnie cały czas, nawet kiedy miałam już 19 lat, wciąż modliłam się tą modlitwą, której nauczyła mnie moja mama, kiedy byłam dzieckiem. Kiedy tak się modliłam, zaczęłam się zastanawiać kim jest ten Bóg? I to pytanie doprowadziło mnie do poszukiwań duchowych w hinduizmie, buddyzmie-zen, medytacji transcendentalnej. Byłam w Indiach, gdzie czciłam guru. I mniej więcej w tym czasie poznałam Michaela, także Żyda.
Pewnego dnia odbyliśmy znaczącą rozmowę o naszych nadziejach, marzeniach, obawach, o Bogu. Po trzech godzinach ze zdumieniem doszliśmy do wniosku, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Wiedzieliśmy już, że jesteśmy bratnimi duszami. Jakiś czas później Michael przyszedł do mnie i wyznał, że wierzy w Jezusa. Byłam zdruzgotana, bo myślałam: kolejny freak, to nie może prowadzić do niczego dobrego.
Wychowałam się w domu, w którym nikt nie wspominał o Jezusie, wspominanie Jego imienia było jak najgorsza obelga. Moją mamę uczono, gdy była dzieckiem, że to wszystko wina Jezusa, że Żydzi byli mordowani i prześladowani przez wieki. Więc to, co powiedział mi Michael, było dla mnie po prostu straszne. Nie mogłam jednocześnie zaprzeczyć zmianie, którą widziałam w jego życiu, kiedy uwierzył, że Jezus jest Mesjaszem, ale nie obchodziło mnie to wówczas. Po jakimś czasie Michael zapytał mnie: - Deb, czy miałabyś coś przeciwko, gdybym przeczytał ci coś na głos z Nowego Testamentu?
A ja pomyślałam: - O.K. Teraz musicie zrozumieć kontekst tamtej sytuacji: miałam 20 lat, wychowałam się w Nowym Jorku i ani razu w całym swoim życiu nie słyszałam ani nie czytałam niczego z Nowego Testamentu i nie miałam pojęcia, że Jezus był Żydem, nie miałam pojęcia, że twierdził, że jest Mesjaszem, na który naród żydowski czekał przez te wszystkie lata… Myślałam, że Jezus był katolikiem. Dorastałam blisko katolickiego kościoła, gdzie widziałam Go na krzyżu i myślałam, że był katolikiem.
Zgodziłam się więc, żeby Michael przeczytał mi na głos ten fragment. Otworzył 8 rozdział (1-11) Ewangelii Jana - opowieść o faryzeuszach, którzy przyprowadzili cudzołożną kobietę do Jezusa.
„Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą dopiero co pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A ty co powiesz?» Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem»”.
Kiedy Michael przeczytał mi ten fragment, coś się otworzyło we mnie i po prostu zaczęłam płakać. Czytałam o Buddzie, Krisznie i wszystkich innych bogach, ale kiedy wypowiedział te słowa Jezusa, wiedziałam, że to był cud, to było tak, jakby Bóg otworzył mi oczy i zobaczyłam, że ten Jezus był inny niż ci wszyscy „bogowie”, o których się słyszałam. Na te słowa Jezusa cała miłość, współczucie i miłosierdzie Boga spłynęły na mnie i po prostu zaczęłam płakać.
Natychmiast przepełnił mnie ogromny konflikt: jak mogłam jako Żydówka uwierzyć w Jezusa! Pamiętam, jak zamykałam oczy, modliłam się i mówiłam: Boże, jeśli Jezus jest naprawdę Mesjaszem, będziesz musiał mi to udowodnić. Wiedziałam, że stawka była dla mnie bardzo, bardzo wysoka. Chociaż byłam agresywna i zbuntowana, wciąż była część mnie, która kochała moich rodziców. Nie chciałam ich zdewastować tym wszystkim. I wiedziałam, że Bóg naprawdę, naprawdę musiał mi udowodnić, że idę właściwą ścieżką.
Następnego dnia zostałam zaproszona na spotkanie modlitewne. Siedział przede mną mały, 5-letni chłopiec ze swoją mamą. Pastor prowadzący modlitwę zapytał, czy ktoś potrzebuje modlitwy. Mama tego dziecka podniosła rękę i powiedziała, że jej synek jest głuchy na prawe ucho. Mężczyzna podszedł do chłopca, położył rękę na jego uchu i po prostu pomodlił się o uzdrowienie tego dziecka w imię Jezusa. Na moich oczach 5-latek został uzdrowiony i to było wszystko, czego potrzebowałam.
Tydzień później zebrałam się na odwagę, żeby zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że wierzę w Jezusa. Jak się domyślacie, było to bardzo trudna rozmowa. Moja mama była zdruzgotana i tak naprawdę bardzo zawiedziona mną i wściekła na Michaela, ponieważ wiedział, że chociaż był Żydem, to on był odpowiedzialny za pokazanie mi Jezusa.
Umówiła mnie i Michaela na spotkanie z rabinem w nadziei, że będzie mógł nas przekonać, żebyśmy zmienili zdanie. W rezultacie tego spotkania usłyszeliśmy od rabina, że jesteśmy bliscy załamania nerwowego, że jesteśmy w sekcie i jesteśmy potencjalnymi nazistami.
Trzy miesiące później Michael i ja pobraliśmy się. Nasi rodzice nie przybyli na ślub, ponieważ zostaliśmy chrześcijanami, a ślubu udzielał nam pastor. Zamieszkaliśmy w drugiej części kraju i pewnego dnia zadzwoniłam do mamy, aby jej powiedzieć, jaka jestem szczęśliwa. Miałam nadzieję, że sprawię przez to, że poczuje się lepiej. A moja mama odpowiedziała mi, żebym się rozwiodła z moim mężem, wróciła do niej do Nowego Jorku i zamieszkała z nią.
Kiedy mi to powiedziała, byłam na nią taka zła, że cała się trzęsłam. Powiedziałam o tym Michaelowi: - Wiesz, co moja mama właśnie mi powiedziała? Nienawidzi cię, nienawidzi naszego małżeństwa, nie chcę jej w naszym życiu.
Wysłuchał mnie i odparł: - Pokochamy twoją mamę. Mimo tego wszystko będziemy ją kochać. Zadzwoń do niej.
Cóż, Bóg miał do wykonania wielką robotę nad nami. Nie było łatwo nauczyć odpowiedzialności biorących narkotyki hipisów. Jakiś czas później urodziło nam się dwoje dzieci, które wychowywaliśmy tak, że poznały Pana. Założyliśmy firmę i żyliśmy bardzo, bardzo szczęśliwie. Mamy bardzo szczęśliwy dom i dobrą rodzinę - wszystko, czego zawsze pragnęłam jako mała dziewczynka w moim domu. Bóg pobłogosławił mnie w mojej własnej rodzinie. Nasze dzieci mają już swoje dzieci, służą Bogu, a my mamy wnuki, które uwielbiamy.
A najlepsze w tym jest to, że moja mama, która lata temu nienawidziła Michaela, teraz go uwielbia. Mój mąż, obok mojego syna, jest jej ulubionym mężczyzną chodzącym po ziemi. Wiem, że Jezus uzdrowił jej serce też dzięki temu, że podjęliśmy wtedy decyzję, że mimo wszystko będziemy ją kochać bardzo mocno, a Bóg temu pobłogosławił.
One For Israel/dm
Skomentuj artykuł