Jak długo będziemy żonglować ludźmi?

Jak długo będziemy żonglować ludźmi?
Projekt zapory na granicy polsko-białoruskiej, zaprezentowany przez MSWiA (fot. Piotr Nowak/PAP)

Ile jeszcze osób musi trafić do szpitala czy umrzeć byśmy otworzyli oczy? Jak długo będziemy żonglować ludźmi? Aż cała granica pokryje się trupami?

Na polsko-białoruskiej granicy mamy do czynienia z kryzysem. Co do tego nie ma wątpliwości i wszyscy się z tą tezą zgadzają. Zgodzą się pewnie także z twierdzeniem, że został on wywołany przez stronę białoruską, i że na granicy coraz częściej dochodzi do różnorakich incydentów z udziałem służb specjalnych naszego wschodniego sąsiada.

Zgodność uzyskamy także wtedy, gdy usłyszymy, że rząd robi wszystko co może, by zapewnić nam bezpieczeństwo. Wszyscy też raczej zgodzimy się z twierdzeniami, że ludzie odnajdywani obecnie w lasach po polskiej stronie przez przedstawicieli organizacji humanitarnych, aktywistów, czy funkcjonariuszy Straży Granicznej znajdują się w naszym kraju nielegalnie.

Celowo napisałem „ludzie”, bo nie wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że są oni uchodźcami, którzy opuścili swoje ojczyzny, bo ich życie w jakiś sposób było zagrożone. Jedni za uchodźców ich uważają, inni będą wskazywać, że to migranci ekonomiczni, którzy szczęścia chcą szukać na zachodzie Europy.  Zgody nie będzie jeśli zaczniemy zastanawiać się nad tym w jaki sposób dostali się na Białoruś: czy po prostu kupili bilety lotnicze, czy też padli ofiarą przemytników ludzi.  Ale co do tego, że są to ludzie, mający jakąś godność – zgodni będziemy. Zgoda musi pojawić się też w odniesieniu do tego, że u nas są – sprawą drugorzędną wydaje się to, czy przeszli granicę sami, czy też zostali przez nią przepchnięci przez służby białoruskie. Są. Błąkają się po lasach, śpią w nich. Wielu choruje, a kilka osób – o czym donosiły media – zmarło.

A skoro są ludźmi, to powinniśmy im pomóc, a w dalszej kolejności zastanawiać się, co dalej z nimi zrobić. Dziś w zdecydowanej większości przypadków ludzie ci pomoc owszem dostają, ale niemal natychmiast są przepychani na powrót na stronę białoruską. Nasz rząd uważa bowiem, że to Białoruś jest pierwszym bezpiecznym krajem, do którego dotarli i to tamtejsze władze powinny się problemem zająć. Ludzie ci wracają. Nie wchodzę w szczegóły w jaki sposób. Po prostu wracają. Znów znajdują się u nas. Znów błąkają się po lesie. Za moment znów ich wywiozą na drugą stronę. Zima za pasem, a rozwiązania problemu brak.

„Nie może być tak, że różne miejsca zapalne współczesnego świata, współczesnej Polski będą istniały, będzie się paliło na tej czy innej granicy, a my się będziemy oddawać tylko i wyłącznie koronacjom czy ogłaszaniem Chrystusa królem licząc, że On wszystko za nas uczyni i zrobi. Nie. Wiara bez uczynków jest martwa sama w sobie" – stwierdził w czwartek kard. Kazimierz Nycz, odnosząc się do tego, co na granicy się dzieje. Caritas, różne organizacje społeczne, parafie, wielu ludzi dobrej woli pomaga, ale większość społeczeństwa po prostu biernie patrzy.

Krakowski biskup pomocniczy Damian Muskus zauważa, że „nie do nas należy osąd ludzi potrzebujących pomocy, zwłaszcza w sytuacji, gdy chodzi o ocalenie ich życia”. Hierarcha dodaje przy tym, że społeczeństwo zaczyna wierzyć narracji odczłowieczającej uchodźców i nie widzi w nich „zziębniętych, przestraszonych, głodnych i chorych ludzi”, ale „jakieś abstrakcyjne zagrożenie”.

W podobnym tonie mówi od dawna biskup Krzysztof Zadarko, podobne słowa znajdą się i u apb. Wojciecha Polaka. Ale ten „twardy realizm Ewangelii” (słowa bp. Muskusa), który jest powinnością i świadczy o „naszym człowieczeństwie” odrzucamy. Rozmieniamy się na drobne i gubimy człowieka, który potrzebuje pomocy. Gubimy go słuchając opowieści o tym jak strasznie zdemoralizowani są ci, którzy przedostali się do naszego kraju, gubimy go skupiając się na opowieściach o konieczności budowy muru, postawieniu zasieków. Dajemy się w pewnym sensie zastraszyć i stajemy się ślepi. 

Ile jeszcze osób musi trafić do szpitala czy umrzeć byśmy otworzyli oczy? Nie, nie wpuścili w granice naszej ojczyzny bezwarunkowo lecz byśmy ich w cywilizowanych warunkach przyjęli, sprawdzili i dopiero potem podjęli jakieś decyzje. W warunkach humanitarnych, spokojnie. Ktoś powie, że to uleganie reżimowi Łukaszenki. W pewnym stopniu tak, ale jak długo będziemy żonglować ludźmi? Aż cała granica pokryje się trupami?

Za dwa tygodnie w Katowicach odbędzie się beatyfikacja ks. Jana Machy, męczennika z czasów II wojny światowej. Ten młody, ledwie po święceniach kapłan, w kilka miesięcy zorganizował na Górnym Śląsku system wsparcia dla osób potrzebujących pomocy. Niemieckie dokumenty z jego procesu mówią o tym, że w strukturze jaką stworzył działało 1750 osób, nieoficjalne przekazy ustne mówią o czterech tysiącach. Pomoc musieli zatem dostarczać znacznie większej liczbie osób. Niemcy dostrzegli w tym zagrożenie, ksiądz został aresztowany, osadzony w więzieniu i skazany na śmierć. Ścięto go na gilotynie. Trzy godziny przed śmiercią, w ostatnim liście do rodziny napisał: „Umieram z czystym sumieniem. Żyłem krótko, lecz uważam, że cel swój osiągnąłem”. Żadnej skruchy, żadnego zastanawiania się, po co to wszystko było. Nie, ks. Macha jest przekonany, że robił dobrze. To, że jego beatyfikacja odbywa się teraz, w pandemii, w czasie kryzysu na granicy jest jakimś znakiem. Znakiem, że nawet przy całej beznadziei, która nas otacza, z lękami i frustracjami, które w sobie mamy - można się przełamać i wyjść.

Nie można nie dostrzegać kogoś innego, należy wyjść do świata, budować z nim relacje i pomagać. Pomagać także poprzez manifestowanie swojej niezgody na określone działanie, pomagać poprzez wywieranie nacisku na decyzyjnych. Skoro nie da się inaczej, to chociaż tak.

 

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
bp Piotr Jarecki, Tomasz Krzyżak

Czy Polska jest ziemią bez proroków?

Odważna, szczera i poruszająca rozmowa dziennikarza „Rzeczpospolitej” Tomasza Krzyżaka z biskupem Piotrem Jareckim. Nie tylko o polityce i relacjach państwo–Kościół, ale też o niespełnionych ambicjach, samotności i problemach księży.

...

Skomentuj artykuł

Jak długo będziemy żonglować ludźmi?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.