Kościół potrzebuje wewnętrznego świadectwa
Zwiastowanie Pańskie. Ksiądz zaprasza przed ołtarz pragnących podjąć duchową adopcję. W kościele zapada cisza. I przez dość długą chwilę jakby nic się nie działo. Jakby nikt nie zamierzał podjąć zobowiązania. Po chwili nieśmiało wstaje pierwsza osoba. A za nią kolejne. Oto siła wewnętrznego świadectwa.
Uroczystość Zwiastowania Pańskiego, a w Kościele w Polsce (choć nie tylko u nas) także Dzień Świętości Życia. Odpowiedź na wezwanie Jana Pawła II, zawarte w opublikowanej prawie dwadzieścia lat temu encyklice "Evangelium vitae". Papież mówił jasno: "Trzeba, aby dzień ten był przygotowany i obchodzony przy czynnym udziale wszystkich członków Kościoła lokalnego. Jego podstawowym celem jest budzenie w sumieniach, w rodzinach, w Kościele i w społeczeństwie świeckim wrażliwości na sens i wartość ludzkiego życia w każdym momencie i w każdej kondycji: należy zwłaszcza ukazywać, jak wielkim złem jest przerywanie ciąży i eutanazja, nie należy jednak pomijać innych momentów i aspektów życia, które trzeba każdorazowo starannie rozważyć w kontekście zmieniającej się sytuacji historycznej".
Przyjęło się, że właśnie tym dniu składane są przyrzeczenia przez ludzi podejmujących duchową adopcję dziecka poczętego. Nie pierwszy raz byłem uczestnikiem takiego wydarzenia. Ale dopiero w tym roku zwróciłem uwagę na pewien szczegół, który - jak sobie później uświadomiłem - powtarzał się we wszystkich dotychczasowych uroczystościach, w których brałem udział.
Chodzi o ten moment, w którym ksiądz zaprosił przed ołtarz pragnących podjąć duchową adopcję. W kościele zapadła cisza. I przez dość długą chwilę jakby nic się nie działo. Jakby nikt nie zamierzał podjąć zobowiązania. Nikt się nie ruszał. Dopiero po upływie kilkudziesięciu sekund gdzieś z tylnej ławki ktoś ruszył powoli. Za chwilę z zupełnie innej części świątyni kolejna osoba. Potem następna. I następna. Aż do tego krótkiego czasu, gdy było ich już dużo. Kilkadziesiąt. Szli przez kościół w stronę ołtarza, a wszyscy inni na nich patrzyli. Szły nie tylko starsze panie. Byli też mężczyźni. Szli też ludzie w średnim wieku i całkiem młodzi.
Gdy potem składali przyrzeczenie, przemknęło mi przez głowę pytanie, czy zdają sobie sprawę, że robią też coś więcej, coś ważnego dla wspólnoty Kościoła. Że dają świadectwo. Nie na zewnątrz, ale przenikające do wnętrza. Świadectwo nie mniej potrzebne i nie mniej ważne, niż to "ad extra".
W tym roku w uroczystość Zwiastowania Pańskiego na papieskim koncie Twitterowym pojawił się wpis: "Nie możemy być uczniami letnimi. Kościół potrzebuje naszej odwagi w dawaniu świadectwa prawdzie". Być może często nie uświadamiamy sobie, że odwagi - czasami bardzo dużej - wymaga dawanie świadectwa również wewnątrz wspólnoty Kościoła. A także tego, jak bardzo my sami potrzebujemy odwagi innych. Jak ona nas buduje. Św. Paweł w Pierwszym Liście do Tesaloniczan pod koniec umieszcza polecenie: "Zachęcajcie się wzajemnie i budujcie jedni drugich". To słowa, które niosą bardzo ważną treść. Bo przecież swoją postawą wzajemnie się motywujemy i "napędzamy".
Benedykt XVI powiedział kiedyś amerykańskim katolikom: "Przybyłem umocnić was w wierze, ale i ja umocniłem się u was". Również przybywając do Polski mówił o wzajemności utwierdzania w wierze - on podjął zadanie umacniania naszej wiary i liczył na pokrzepienie swojej. To nie żadna kurtuazja. To opisanie sytuacji, która dotyczy całej wspólnoty Kościoła, każdego z tych, którzy do niej należą i ją tworzą.
Rozmawiałem kiedyś z dziewczyną, która podjęła duchową adopcję dziecka. Dwa lata temu podeszła do ołtarza z innymi, chociaż wchodząc na Mszę św. wcale nie miała takiego zamiaru. "Zobaczyłam, że wstała moja koleżanka z uczelni. Słabo ją znam, widujemy się przelotnie, czasami rozmawiamy, ale nigdy bym się po niej tego nie spodziewała. Pomyślałam, że skoro ona potrafi się na coś takiego zdobyć, to i ja dam radę. A w razie czego poproszę ją o wsparcie".
Skomentuj artykuł