Lekcje z edukacji cyfrowej przydałyby się przede wszystkim rodzicom

Lekcje z edukacji cyfrowej przydałyby się przede wszystkim rodzicom
Fot. Depositphotos

Przeglądając o poranku własny smartfon i próbując ogarnąć kilkaset wiadomości na kilku komunikatorowych grupach rodzicielskich, mam jedną myśl. Zdecydowanie to nam, rodzicom, przydałyby się lekcje z edukacji cyfrowej.

Początek roku szkolnego przyniósł w szkole naszych dzieci powrót do zakazu korzystania przez uczniów z telefonów komórkowych. Zniesienie tego zakazu było dużą, ubiegłoroczną rewolucją w życiu uczniów i swoistym eksperymentem. Pouczającym, choć obawiam się, że przede wszystkim dla nauczycieli. To oni mogli naocznie obserwować, jak bezbronne są dzieci wobec pokusy kolorowego ekranu, gdy jego użytkowanie w szkolnych murach uregulowane jest jedynie społeczną umową: "Na lekcjach uważamy, na przerwach robimy, co chcemy". Dość szybko okazało się, że wyznaczenie granic i konsekwencji ich przekroczenia jest konieczne. Przeglądając o poranku własny smartfon i próbując ogarnąć kilkaset wiadomości na kilku komunikatorowych grupach rodzicielskich, mam jedną myśl. Zdecydowanie to nam, rodzicom, przydałyby się lekcje z edukacji cyfrowej.

Dyskusje o nowym wychowawcy, planie zajęć i jedzeniu na stołówce toczone o północy, zdjęcia z danymi wrażliwymi wrzucane niekoniecznie do rodziców tej klasy, co trzeba, oczekiwanie na natychmiastowe ustosunkowanie się do zadanych pytań, wyrażanie opinii, których nigdy nie powiedziałoby się nauczycielowi w oczy.... Brzmi znajomo? Nałóżmy na to jeszcze coraz mniejszą kulturę naszych wypowiedzi, bo przecież skoro wielka polityka zależy obecnie od tego, co ten i ów napisze na portalu X w 280 znakach, to po co klikać jakieś dłuższe argumentacje dotyczące klasowych decyzji. Zróbmy ankietę na fb i kto ma przeciwne zdanie, niech sobie je pisze w komentarzu. Ale nie ma potrzeby o tym rozmawiać na jakimś zebraniu. Szanujmy się wzajemnie. Oszczędzajmy wzajemny czas i nerwy. Nie, żebym była wielką fanką ganiania po zebraniach szkolnych (mamy czwórkę dzieci i naprawdę ten sport bywa karkołomny), ale uderza mnie ta nasza dorosła skłonność do wypełniania technologią każdej wolnej przestrzeni, z jednoczesnym oczekiwaniem, że nasze dzieci będą zachowywać się zupełnie inaczej niż my. My będziemy ograniczać kontakty z innymi i przenosić je do sieci, będziemy pozwalać, żeby świat wirtualny pobudzał nasze synapsy o każdej porze dnia i nocy, a smartfon był naszym narzędziem pracy, rozrywki i pomocą w organizacji życia od rana do wieczora, ale od dzieci będziemy wymagać czegoś zupełnie innego: zanurzenia w tu i teraz, uważności, kultury osobistej. Pachnie hipokryzją, prawda? A to zapach, na który dzieci i młodzież są bardzo wyczulone.

Uzasadnienie naszego szkolnego eksperymentu było bardzo racjonalne. Nauczyciele wskazywali, że "zakaz korzystania z telefonów" jest kompletną fikcją i zarówno dla nich, jak i dla uczniów pozostaje raczej pretekstem do zabawy w kotka i myszkę niż zrozumiałym prawem. Grono pedagogiczne po burzliwych obradach postanowiło więc podejść do wyzwania edukacji cyfrowej inaczej. Zniesiono fikcyjny zakaz, a zamiast niego ustanowiono "rok zdrowia psychicznego", w ramach którego miał się odbyć szereg akcji informacyjnych zarówno dla dzieci, jak i rodziców. Sęk w tym, że z biegiem kolejnych tygodni żadne pogadanki psychologa, żadne konkursy na plakaty edukacyjne, żadne lekcje o higienie cyfrowej nie ograniczały czasu, który dzieci spędzały z nosem w ekranach. Wręcz przeciwnie. Dość szybko do rodziców poszły alarmujące wiadomości od szkolnej kadry, z prośbą o nałożenie blokad rodzicielskich na smartfony i rozmowy z dziećmi, którym zdarza się coraz częściej sięgać po telefon na lekcjach. A że były w tym bezkarne, to problem zaczął narastać*. Szkoła zaoferowała jednocześnie szkolenia online dla dorosłych, tylko że na kilkuset rodziców pojawiało się na nich ...kilkunastu. Eksperyment trwał cały rok. Teraz wycofano się z niego, a statut i regulaminy szkolne wzbogaciły bardzo konkretne zapisy o konsekwencjach nieprzestrzegania zakazu używania smartfonów w szkole. Pozostaje jednak pytanie, na ile my, rodzice, wyciągnęliśmy z niego naukę dla siebie.

Temat smartfonów i edukacji wzbudza wiele kontrowersji. Są tacy rodzice, którzy są za totalnym zakazem używania komórek w szkole i tacy, którzy wspierają swoje dzieci w lekceważeniu go. Jest grono twierdzące, że takie mamy czasy, nie ma się co bić z koniem, a to, że uczniowie na lekcjach brylują w mediach społecznościowych, jest winą nauczycieli, którzy nie potrafią młodych zainteresować. Są i tacy, którzy próbują znaleźć złoty środek i podkreślają, że dobra blokada rodzicielska rozwiązuje problem. Kiedy więc 1 września 2024 r. przywitał uczniów naszej szkoły z powrotem zakaz używania komórek z jasno sprecyzowanymi konsekwencjami nieprzestrzegania tego zakazu, pomyślałam, że obawiam się, że nie do końca rozwiąże to problem. Przykład idzie z góry. Jeśli dzieci widzą rodziców z przyklejonym telefonem do dłoni, to ich postawa nie będzie inna.

W zderzeniu z całym przemysłem pochłaniania ludzkiej uwagi bezbronni jesteśmy wszyscy. I tak jak dekalog w wierze nie jest systemem zakazów, które mają unieszczęśliwić człowieka, tylko zestawem drogowskazów, które prowadzą go do wolności, tak jasne sprecyzowanie granic użytkowania smartfonów wydaje się niezbędne do tego, by chronić jego dobrostan i zdrowie. Zdaje się jednak, że nie ma co liczyć, iż politycy sami z siebie podejmą ten temat. Może więc zacząć zbierać podpisy choćby pod ogólnokrajowym projektem ustawy nakładającej na wszystkich obowiązek wyciszenia powiadomień w telefonach? Być może byłby to kolejny w historii "mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości". Ja w każdym razie z wielką chęcią bym się pod taką petycją podpisała.

* Oczywiście nie u każdego nauczyciela i nie na wszystkich lekcjach.

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Wit Chlondowski OFM

Każdego dnia przeżywamy wiele napięć i stresów. Czujemy się przeciążeni i osamotnieni. Bywa, że nie rozumiemy tego, co dzieje się w nas samych. Zmienność uczuć, codzienne doświadczenia, nieuporządkowana historia życia… To wszystko wpływa nie tylko...

Skomentuj artykuł

Lekcje z edukacji cyfrowej przydałyby się przede wszystkim rodzicom
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.