Jezus mówi do uczniów i tych, którzy Go słuchali w słowach, które mogą budzić opór. Perspektywa ziarna, które musi obumrzeć, aby przynieść plon obfity nie jest łatwa do przyjęcia.
Jezus nie wyklucza nikogo. Wszyscy są wezwani i oczekiwani, wyklucza się jedynie ten, kto sam odmawia wejścia, kto nie jest pokorny i bezinteresowny.
Miłość chrześcijańska jest bezinteresowna, służebna i miłosierna. Nie z powodu ideologii, ale z miłości Boga.
Jezus wzrusza się i płacze. Inni robią zgiełk, hałas. Jezus wzrusza się i płacze nie z bezsilności, ale Jego łzy są wyrazem potęgi miłości. On płacze nad złem człowieka. Łazarz jeszcze dozna śmierci, ale teraz staje się znakiem mocy i zmartwychwstania. Śmierć nie ma ostatniego słowa w życiu człowieka. Widzimy, że jest śmierć i śmierć oraz paralelnie jest życie i życie. To od nas zależy jakie będzie.
Bóg daje wszystkim tak, jak chce. Józef z Arymatei należał do Sanhedrynu, który był odpowiedzialny za śmierć Jezusa. Pan obiecał niebo najpierw łotrowi na krzyżu, potem dowódca żołnierzy uznał w Nim Sprawiedliwego, teraz jeden z Rady otrzymuje Jego Ciało. Jak niezbadane są wyroki boskie. Ci, którzy byli daleko, teraz stają się bliscy i uprzywilejowani.
‘Błogosławieństwo’ ubogich nie usprawiedliwia naszej niesprawiedliwości. Nie jest słuszne, że skoro ubodzy mogą cieszyć się z błogosławieństwa Bożego, to my możemy tolerować i podtrzymywać niesprawiedliwe struktury. Wręcz przeciwnie, niesprawiedliwość domaga się działania naprawczego, by wynagradzać krzywdy.
Jest cisza, która zwiastuje odpoczynek i pokój. Ona przemawia głośniej niż tysiące słów. Jest też cisza "złowroga", "opuchnięta" skoncentrowaniem na sobie i brakiem miłosierdzia, z której uleczyć nas może tylko Bóg.
Krzyż jest symbolem tego dramatu, ale przyjęty i "wybrany" przez Pana, staje się szczególnym znakiem zbawienia. Jezus nie odrzuca historii człowieka, ale bierze ją taką, jaka jest. Dla nas jest to zachęta, aby "nie uciekać od świata", ale być w nim, jak Jezus, który oddaje swoje życie za nasze zbawienie.
W drodze do Jerozolimy Jezus mówi o ciasnej bramie, przez którą niewielu potrafi wejść. Nie dlatego, że Bóg ogranicza dostęp do zbawienia, lecz dlatego, że trudno nam porzucić własne „ja”, poczucie wyższości i samozadowolenia. Tylko ten, kto potrafi stanąć w pokorze i uznać swoją słabość, przejdzie przez tę bramę – prowadzącą ku prawdziwej wolności i miłosierdziu.
Bóg zawsze dokonuje wielkich rzeczy przez coś małego. Wszystko, co czyni, ma charakter "sakramentalny", jest małym znakiem miłości: kęs chleba, belka krzyża, pusty grób. To, co małe nie narzuca się, nie wymusza niczego. Bóg daje człowiekowi wolność i swoją obecność.
Jezus pokazuje, że uwolnienie człowieka od zła, które go krępuje jest wynikiem otwarcia się na Jego łaskę, zbliżenia się do Niego i słuchania Jego słowa.
Dzisiejsza przypowieść, którą opowiada nam Jezus – o faryzeuszu i celniku, jest lustrem wyjątkowo niewygodnym. Mierzymy się z nią i natychmiast, niemal automatycznie, wskazujemy palcem na faryzeusza. Myślimy sobie: „Co za pyszny gość! Dobrze, że ja taki nie jestem! Ja to wiem, że jestem grzesznikiem, jestem jak ten celnik”. I w tej samej sekundzie, w której tak myślimy, stajemy się dokładnie tym faryzeuszem, którym przed chwilą gardziliśmy. To jest właśnie pułapka pychy. Ona jest tak subtelna, że potrafi się ubrać w szaty fałszywej pokory. Dzisiejsza liturgia słowa chce nas z tej pułapki wyciągnąć. Chce nam pokazać, o co tak naprawdę chodzi w pokorze – nie o to, żeby źle o sobie myśleć, ale o to, żeby myśleć o sobie prawdziwie.
Dobra i zła modlitwa. Wiara i modlitwa, które otwierają bramy Królestwa opierają się na zaufaniu i pokorze. Są owocem odkrywania prawdy o sobie i Bogu. Prawdziwa wiara i wypływająca z niej modlitwa przekracza granicę ‘światów’. Pomaga nam rozpoznać się w pełni w faryzeuszu, a zarazem uczynić swoją modlitwę celnika.
Losy ludzi bywają różne – jedni tracą wszystko nagle, inni mają czas, by coś zmienić. Ale żadne życie nie trwa bez końca w trybie "jutro się poprawię". Cierpliwość świata, ludzi, losu ma swój kres. A jednak póki trwa, wciąż jest w niej miejsce na przemianę.
Jesteśmy bardzo czuli na punkcie swojej wolności, ale sama wolność nie wystarczy. Musimy uczyć się rozeznawania, właściwej moralnej oceny. Wolność bez odpowiedzialności moralnej jest egoizmem i samowolą.
Każde dobro ma swoją historię w przeszłości i jakiś plan na przyszłość, która realizuje się krok po kroku. Jezus wypełnia swoją zapowiedź przyjścia i powrotu poprzez każdego z nas, kiedy świadczymy o Nim, idąc Jego drogą i żyjąc Jego Słowem.
Każdy człowiek nosi w sobie wyjątkowy dar i zadanie, które nie jest ciężarem, lecz wyrazem Bożego zaufania. Odpowiedzialność za to, co otrzymaliśmy, nie wynika ze strachu przed karą, ale z wdzięczności wobec Tego, który zna nas najlepiej. Jesteśmy zaproszeni, by wzrastać w miłości, dojrzewać w wolności i przynosić owoce dobra – nie dla uznania innych, lecz z potrzeby serca. Tam, gdzie lęk ustępuje miejsca zaufaniu, rodzi się prawdziwy pokój.
Ktoś, kto wierzy z Chrystusa, nie boi się nocy ani tego, co z nią przychodzi. Poproś dziś o łaskę bycia człowiekiem oczekującym Pana.
Ile razy mieliśmy takie doświadczenie, że wkładamy w coś mnóstwo wysiłku, a efektów nie widać? Zaczynamy biegać, żeby zrzucić kilka kilogramów, ale po tygodniu waga ani drgnie. Zapisujemy się na kurs języka obcego, ale po miesiącu wciąż dukamy jedynie podstawowe zwroty. Wkładamy serce w jakąś relację, staramy się, zabiegamy, a druga strona zdaje się tego nie zauważać. W takich chwilach przychodzi zniechęcenie. Pojawia się myśl: „To nie ma sensu. Trzeba dać sobie spokój”.
Uwięzieni we własnych wyobrażeniach. Bóg chce spełniać nasze prośby, wychodzi naprzeciw naszym potrzebom i oczekiwaniom. Czasami jednak natrafia na opór naszego zamknięcia w świecie własnych wyobrażeń i planów. Nie przychodzi dopasowując się do naszych wyobrażeń, ale czyni to, co jest najlepsze i konieczne dla mnie.
{{ article.description }}