To jednak przerażające, że ani Watykan, ani polscy biskupi (choć pojawiają się wyjątki) nie uczą się na własnych błędach. A działania, które mogłyby być krokiem w dobrą stronę, zakomunikowane tak, by nie „skrzywdzić” członków instytucji, ostatecznie niszczą wizerunek Kościoła.
Czy ze strony Kościoła może dziś wyjść nowy impuls przybliżający zakończenie okrutnej wojny na ukraińskiej ziemi? Czy też pozostaje nam wyłącznie modlitwa o cud?
Mamy dzisiaj do dyspozycji wiele narzędzi komunikacji, które posługują się ‘słowem’, oczywiście w szerokim pojęciu, ale też doświadczamy jak ambiwalentne jest to narzędzie, jak wiele złych rzeczy dzieje się poprzez ‘złe słowo’. Wystarczy pomyśleć o tylu sprawach, które trapią dziś ludzkość, o konfliktach, wojnach, przemocy, odbieraniu godności, niszczeniu dobrego imienia. One też są efektem czyjegoś ‘słowa’ – podjętej decyzji.
Od momentu zmiany władzy w Polsce abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, wydał dwa oświadczenia oraz dwa apele. Jedno z oświadczeń dotyczyło powracającej debaty wokół aborcji, drugie protestów rolników, apele zaś są wezwaniem do narodowego pojednania. Sprawy istotne i ważne. W wielu środowiskach – także tych wewnątrzkościelnych – można jednak usłyszeć głosy krytyczne.
Czytam ostatnio zapiski Janusza Korczaka zebrane w książce „Momenty wychowawcze”. Jest to rodzaj poradnika metodologii „obserwowania dziecka” dla młodych nauczycieli, ale rodzice mogą się równie wiele nauczyć z tej lektury.
Spotkałam się jakiś czas temu ze znajomą, która pracuje jako psycholog dziecięcy. Trudno było umówić się na to spotkanie, bo jej grafik wypchany jest po brzegi. Rozmawiałyśmy o pracy, terapiach, wyzwaniach rodzicielstwa. Usłyszałam to, co słyszę ostatnio od wielu psychologów, z którymi mam kontakt: nie ma do mnie miejsc, nie przyjmuję już nowych osób, jest zdecydowanie za dużo potrzebujących dzieciaków. Smutna prawda o stanie psychicznym najmłodszych, z resztą nie trzeba mówić wiele, wystarczy sprawdzić, ile czasu trwa oczekiwanie na przyjęcie na dziecięcy oddział psychiatryczny…
Klerykalizm trzyma się mocno. I wierni świeccy i duchowni są gotowi walczyć o jego pozostałości jako o coś absolutnie fundamentalnego. Kłopot w tym, że to właśnie głęboko zakorzeniony system klerykalny odpowiada za przynajmniej część z przestępstw i nadużyć seksualnych, a do tego uniemożliwia normalne ustawienie relacji między duchownymi a świeckimi.
Życie potrafi zaskakiwać. Czasami drobny gest, ‘magiczne’ słowo przepraszam, dziękuję, proszę, rozpromienia niebo i rozgania wieloletnie chmury, jakie wisiały nad nami. Chyba każdy z nas miał takie doświadczenie, że zrobienie czegoś dobrego, spontanicznie, bez wielkiego planowania, przyniosło zaskakująco dobre rezultaty. Działanie, które jeszcze przed chwilą wydawało się nielogiczne, wręcz absurdalne, uspokaja, łagodzi i daje poczucie sensu, o jakim nie marzyliśmy. To przypadek, uśmiech losu czy działanie Opatrzności?
Już po raz ósmy w pierwszy piątek Wielkiego Postu Kościół w Polsce modli się i solidaryzuje z osobami, które zostały skrzywdzone seksualnie. Przy tej okazji wiele mówi się m.in. o tym jaką drogę – jako wspólnota – przeszliśmy, by uznać podmiotowość pokrzywdzonych. Podkreśla się też pracę, jaką Kościół podejmuje, by pomagać skrzywdzonym, by rozliczyć przestępstwa z przeszłości oraz, by zapobiegać im w przyszłości. Wypracowano wiele nowych norm, udoskonalono dotychczas obowiązujące. W Polsce powołano do życia Fundację Świętego Józefa, która ma nieść pokrzywdzonym pomoc, powstały regionalne punkty konsultacyjne, ludzie Kościoła nieustająco się dokształcają, itd. Skala tych działań jest duża.
Środa popielcowa za nami, w tym roku może wydawać się, że z czasu bożonarodzeniowego wskakujemy od razu w Wielki Post. Zaczął się wcześnie, ale pytanie brzmi: jak go przeżyć, by za szybko się nie skończył?
Większość małżeństw świętuje rocznice ślubu. O niej pamiętają nawet rodzice, jak dobrze wybierzecie datę to i znajomi będą co roku składać Wam życzenia (polecam 11.11, wszyscy pamiętają). Urodziny, wiadomo. Imieniny czasem, bo powoli odchodzą już do lamusa. Walentynki tak trochę, bo teraz bardziej w modzie jest oburzanie się na komercję. To co jeszcze można świętować w związku?
Doświadczam w ostatnich dniach bardzo cierpkiej konsekwencji dzielenia się swoją wiarą. Z racji trwającej kampanii społecznej „Tydzień Małżeństwa” w różnych miejscach i mediach świadczę o tym, co oznacza dla mnie osobiście życie w małżeństwie. W efekcie spotykam się z bardzo różnymi, głównie negatywnymi reakcjami: od pretensji i żalów, przez frustracje, po – nierzadko – hejt w czystej postaci.
Nie lękajcie się sprawiedliwości - taki apel chciałbym skierować za pośrednictwem tego felietonu do polskich biskupów. O co chodzi? O normalne podejście do postulatów odszkodowawczych od osób skrzywdzonych seksualnie przez duchownych.
Słowo „formacja” w kontekście kapłaństwa wciąż wielu kojarzy się przede wszystkim z seminarium duchownym. Tymczasem od dziesięcioleci jest w Kościele także formacja stała kapłanów. Ale czy już się na dobre zakorzeniła?
Dążenie do doskonałości jest wpisane w DNA chrześcijaństwa. Jesteśmy wezwani do tego, aby szukać i wybierać to, co lepsze, bliższe ideałowi i doskonałe. Oczekujemy tego przede wszystkim od tych, którzy nam w Kościele przewodzą. Baczną uwagę zwracamy na hierarchów różnych stopni, oczekując, że będą oni dawali ‘przykład’, a jeśli nie, wtedy, mniej czy bardziej oficjalnie, zrywamy więzi z tą wspólnotą.
„Zdaliśmy sobie sprawę, zwłaszcza podczas przygotowań i trwania Synodu, że nie słuchaliśmy głosu kobiet w Kościele w wystarczającym stopniu i że Kościół wciąż ma wiele do nauczenia się od nich” – napisał właśnie papież Franciszek w przedmowie do pewnej teologicznej książki*. Informacja o niej pokazała się przedwczoraj i jednocześnie mnie ujęła oraz zrobiła mi dziurę w sercu.
Fundusz Kościelny - dziarski staruszek skończy w tym roku 74 lata, w tym ponad 30 przeżył w wolnej Polsce, i jak dotąd nikt nie wymyślił, co z nim zrobić. Na fali obietnic z kampanii wyborczej politycy zabrali się wreszcie do roboty, a Kościół nie będzie za niego oddawał życia.
Rozpoczął się kolejny Międzynarodowy Tydzień Małżeństwa. Między 7 a 14 lutego mamy okazję wziąć udział w wielu wydarzeniach (lokalnie, online – jak kto woli). Wiele jest różnych inicjatyw, pomysłów, zaproszeń. Mimo że sama nie planuję brać w nich udziału, pojawiła się we mnie pewna refleksja…
Już dawno nie było w Kościele takiego zamieszania jak w przypadku ogłoszonej 18 grudnia zeszłego roku deklaracji „Fiducia supplicans o duszpasterskim znaczeniu błogosławieństw”. Być może mogłoby się z tym równać wydanie przez kard. Ratzingera – jeszcze jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary – deklaracji „Dominus Iesus”, ale i to nie do końca, bo ona wywołała reakcje raczej poza Kościołem i trochę zaszkodziła w dialogu między religiami, choć w zasadzie przypomniała to, co zawsze w Kościele głosiliśmy: że zbawienie jest w Jezusie. Może nieco kontrowersyjne było zalecenie papieża Franciszka, aby przetłumaczyć na nowo archaiczne wyrażenia modlitwy Ojcze nasz – ale i to szybko zostało zignorowane przez większość episkopatów i sprawa umarła. Za to deklaracja o błogosławieństwach wywołała prawdziwy wstrząs. Dlaczego?
„Gra szklanych paciorków” Hermana Hessego to książka literacko znakomita. Jeśli jednak polecam ją czytelnikom portalu Deon, to z innych niż literackie przyczyn.
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}