Kiedy patrzymy na postać Opiekuna Świętej Rodziny, mamy sobie uświadomić, że coroczny adwent jest dla nas wspaniałą okazją do tego, żebyśmy nauczyli się rozpoznawać działanie Boga w naszym życiu. Najpierw musi to dokonać się w przestrzeni intymnej, czyli w czymś, co zwykliśmy nazywać sercem. Tam dostęp mamy tylko my i Pan.
Kiedy patrzymy na postać Opiekuna Świętej Rodziny, mamy sobie uświadomić, że coroczny adwent jest dla nas wspaniałą okazją do tego, żebyśmy nauczyli się rozpoznawać działanie Boga w naszym życiu. Najpierw musi to dokonać się w przestrzeni intymnej, czyli w czymś, co zwykliśmy nazywać sercem. Tam dostęp mamy tylko my i Pan.
Czasami zdaje nam się, że wszystko, co się dzieje jest nieprzypadkowe, prowadzi nas do jakiegoś celu, przygotowuje nas na coś więcej, jest w jakiś sposób zaplanowane. Tak też współcześni Janowi Chrzcicielowi, patrząc na niego, zadawali sobie pytanie: „Kimże będzie to dziecię? Bo istotnie ręka Pańska była z nim” (Łk 1,66). Rzeczywiście, w historii Jana nie ma przypadków. Bóg od początku chciał zwrócić uwagę ludzi na tego, który miał bezpośrednio przygotować drogę Jego Synowi.
Czasami zdaje nam się, że wszystko, co się dzieje jest nieprzypadkowe, prowadzi nas do jakiegoś celu, przygotowuje nas na coś więcej, jest w jakiś sposób zaplanowane. Tak też współcześni Janowi Chrzcicielowi, patrząc na niego, zadawali sobie pytanie: „Kimże będzie to dziecię? Bo istotnie ręka Pańska była z nim” (Łk 1,66). Rzeczywiście, w historii Jana nie ma przypadków. Bóg od początku chciał zwrócić uwagę ludzi na tego, który miał bezpośrednio przygotować drogę Jego Synowi.
Adwent, powtarzam to trochę do znudzenia, zbyt często przeżywany jest jako taki sympatyczny okres w ciągu roku, kiedy już trochę żyjemy świętami Bożego Narodzenia. Może nam się też kojarzyć z wieńcem, na którym co niedzielę zapala się kolejne świece, z Roratami przeżywanymi w blasku lampionów, ze świątecznymi zakupami i tłumami w sklepach, z zapachem płynu do mycia okien, z porządkami w domach czy też (co daj, Boże, amen!) z kolejkami do spowiedzi...
Adwent, powtarzam to trochę do znudzenia, zbyt często przeżywany jest jako taki sympatyczny okres w ciągu roku, kiedy już trochę żyjemy świętami Bożego Narodzenia. Może nam się też kojarzyć z wieńcem, na którym co niedzielę zapala się kolejne świece, z Roratami przeżywanymi w blasku lampionów, ze świątecznymi zakupami i tłumami w sklepach, z zapachem płynu do mycia okien, z porządkami w domach czy też (co daj, Boże, amen!) z kolejkami do spowiedzi...
Wydaje się nam nieraz, że jeśli chodzi o kwestie związane z wiarą, to na wszystko mamy jeszcze czas - sporo czasu… I jeszcze zdążymy się nawrócić... Jeszcze kiedyś będziemy częściej sięgali po Pismo Święte czy bardziej regularnie się modlili… Jeszcze przyjdzie czas, że będziemy przykładali się bardziej do pracy nad sobą… Tymczasem adwent zaczyna się "z grubej rury": "Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. (…). (…) bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie" (Mt 24,42.44). Możemy ten czas potraktować po macoszemu, jako miłą odmianę od codzienności zwiastującą zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Czuć już zapach świąt? Mnie się wydaje, że coś tu jednak brzydko pachnie. To nasza niechęć do nawrócenia.
Wydaje się nam nieraz, że jeśli chodzi o kwestie związane z wiarą, to na wszystko mamy jeszcze czas - sporo czasu… I jeszcze zdążymy się nawrócić... Jeszcze kiedyś będziemy częściej sięgali po Pismo Święte czy bardziej regularnie się modlili… Jeszcze przyjdzie czas, że będziemy przykładali się bardziej do pracy nad sobą… Tymczasem adwent zaczyna się "z grubej rury": "Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. (…). (…) bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie" (Mt 24,42.44). Możemy ten czas potraktować po macoszemu, jako miłą odmianę od codzienności zwiastującą zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Czuć już zapach świąt? Mnie się wydaje, że coś tu jednak brzydko pachnie. To nasza niechęć do nawrócenia.
Scena z Łukaszowej Ewangelii może wydawać się wręcz groteskowa, biorąc pod uwagę, że czcimy dziś w liturgii Jezusa Chrystusa jako Króla Wszechświata. Rozciągnięty na krzyżu pomiędzy niebem i ziemią jest jednak dla nas prawdziwie Królem, choć próżno szukać u Niego bogatych szat, na darmo rozglądać się za tronem i wysadzaną drogocennymi kamieniami koroną. W Jego Królestwie prawdziwym i jedynym bogactwem jest Miłość.
Scena z Łukaszowej Ewangelii może wydawać się wręcz groteskowa, biorąc pod uwagę, że czcimy dziś w liturgii Jezusa Chrystusa jako Króla Wszechświata. Rozciągnięty na krzyżu pomiędzy niebem i ziemią jest jednak dla nas prawdziwie Królem, choć próżno szukać u Niego bogatych szat, na darmo rozglądać się za tronem i wysadzaną drogocennymi kamieniami koroną. W Jego Królestwie prawdziwym i jedynym bogactwem jest Miłość.
Staram się żyć Królestwem Bożym już teraz, tutaj, na ziemi. Wiem jednak dobrze, jak bardzo mi to nie wychodzi. Wystarczy krótki rachunek sumienia, żebym zobaczył, jak daleko mi do ideału, żeby w każdej chwili życia mieć przed oczyma cel, jakim jest zbawienie. Każdy mój grzech jest dla mnie samego dowodem na to, że tak bardzo jednak chciałbym jeszcze zostać w tym świecie.
Staram się żyć Królestwem Bożym już teraz, tutaj, na ziemi. Wiem jednak dobrze, jak bardzo mi to nie wychodzi. Wystarczy krótki rachunek sumienia, żebym zobaczył, jak daleko mi do ideału, żeby w każdej chwili życia mieć przed oczyma cel, jakim jest zbawienie. Każdy mój grzech jest dla mnie samego dowodem na to, że tak bardzo jednak chciałbym jeszcze zostać w tym świecie.
Deon.pl
Czytając dzisiejszą Ewangelię, można się uśmiechnąć pod nosem. Teoretyczny przypadek, jaki prezentują Jezusowi saduceusze, wydaje się być rodem z latynoskiej telenoweli: jest to historia kobiety, która siedem razy zostaje wdową, poślubiając po kolei wszystkich braci. „(…) i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę” (Łk 20,31-33). I co powiesz na to, Jezusie, skoro jesteś taki mądry?
Czytając dzisiejszą Ewangelię, można się uśmiechnąć pod nosem. Teoretyczny przypadek, jaki prezentują Jezusowi saduceusze, wydaje się być rodem z latynoskiej telenoweli: jest to historia kobiety, która siedem razy zostaje wdową, poślubiając po kolei wszystkich braci. „(…) i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę” (Łk 20,31-33). I co powiesz na to, Jezusie, skoro jesteś taki mądry?
Bóg powinien być pierwszą Osobą, przed którą otworzymy się, pokazując cały nasz brud. Nie musimy się obawiać, że odkrywając przed Nim nasze rany, zamiast zostać opatrzeni zostaniemy dobici. Dla Niego nie jestem problemem do rozwiązania. Nie jestem przypadkiem jednym z wielu. Jestem skomplikowany. Jestem plątaniną talentów i wad, wzniosłych pragnień i przyziemnych zachcianek. Zasługuję na zachwyt, a gdy cierpię - na przytulenie. A przytuli mnie Ten, kto się mną nie brzydzi, kto się mnie nie wstydzi, dla kogo moje błędy nie są powodem do tego, by mnie odtrącić - Ten, kto mnie kocha.
Bóg powinien być pierwszą Osobą, przed którą otworzymy się, pokazując cały nasz brud. Nie musimy się obawiać, że odkrywając przed Nim nasze rany, zamiast zostać opatrzeni zostaniemy dobici. Dla Niego nie jestem problemem do rozwiązania. Nie jestem przypadkiem jednym z wielu. Jestem skomplikowany. Jestem plątaniną talentów i wad, wzniosłych pragnień i przyziemnych zachcianek. Zasługuję na zachwyt, a gdy cierpię - na przytulenie. A przytuli mnie Ten, kto się mną nie brzydzi, kto się mnie nie wstydzi, dla kogo moje błędy nie są powodem do tego, by mnie odtrącić - Ten, kto mnie kocha.
Od niej zaczyna się w życiu duchowym wszystko, co złe, dlatego też w klasyfikacji wad głównych zajmuje ona pierwsze miejsce. To właśnie pycha była grzechem pierwszych ludzi. Z kolei pokora jest kluczem do wytrwałości w wierze, bo pokazuje człowiekowi jego niewystarczalność, ale prowadzi także do źródła siły, jakim jest Bóg.
Od niej zaczyna się w życiu duchowym wszystko, co złe, dlatego też w klasyfikacji wad głównych zajmuje ona pierwsze miejsce. To właśnie pycha była grzechem pierwszych ludzi. Z kolei pokora jest kluczem do wytrwałości w wierze, bo pokazuje człowiekowi jego niewystarczalność, ale prowadzi także do źródła siły, jakim jest Bóg.
Nie istnieje wiara pozbawiona wytrwałości, ani wytrwałość, która nie ma byłaby oparta na zaufaniu wobec obietnicy. Obie tworzą naczynia połączone: jeśli jedno się napełnia, pełne jest i drugie, ale jeśli opróżnia się jedno z nich, oba stają się puste.
Nie istnieje wiara pozbawiona wytrwałości, ani wytrwałość, która nie ma byłaby oparta na zaufaniu wobec obietnicy. Obie tworzą naczynia połączone: jeśli jedno się napełnia, pełne jest i drugie, ale jeśli opróżnia się jedno z nich, oba stają się puste.
Deon.pl
„Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami». Na ich widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom». A gdy szli, zostali oczyszczeni” (Łk 17,12-14). Wśród dziesięciu uzdrowionych z trądu był jeden obcokrajowiec, Samarytanin. Ci uważani byli przez Żydów, i z wzajemnością, za wrogów. Czymś, co jednak połączyło tych dziesięciu, była choroba. Dla niej nie ma ani różnic etnicznych, ani podziałów społecznych, a tym bardziej religijnych. Choroba wszystkich traktuje na równi.
„Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami». Na ich widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom». A gdy szli, zostali oczyszczeni” (Łk 17,12-14). Wśród dziesięciu uzdrowionych z trądu był jeden obcokrajowiec, Samarytanin. Ci uważani byli przez Żydów, i z wzajemnością, za wrogów. Czymś, co jednak połączyło tych dziesięciu, była choroba. Dla niej nie ma ani różnic etnicznych, ani podziałów społecznych, a tym bardziej religijnych. Choroba wszystkich traktuje na równi.
Bardziej niż Jezusa wstydzimy się tego, że nie potrafimy żyć według Jego Ewangelii, że tak źle nam to idzie. Stąd ten brak odwagi, stąd ten dylemat - przyznać się do Jezusa czy nie? Skoro taki jestem grzeszny, to... z czym do ludzi?
Bardziej niż Jezusa wstydzimy się tego, że nie potrafimy żyć według Jego Ewangelii, że tak źle nam to idzie. Stąd ten brak odwagi, stąd ten dylemat - przyznać się do Jezusa czy nie? Skoro taki jestem grzeszny, to... z czym do ludzi?
Śmierć odbieramy jako dramatyczny koniec naszego życia. Sama myśl o niej wielu przyprawia o dreszcze, nieśpieszno nam do niej. Wiara chrześcijańska podpowiada nam natomiast, że zmartwychwstanie nie było jednorazowym wydarzeniem, ale zapoczątkowane przez Chrystusa stało się narzędziem przemiany świata.
Śmierć odbieramy jako dramatyczny koniec naszego życia. Sama myśl o niej wielu przyprawia o dreszcze, nieśpieszno nam do niej. Wiara chrześcijańska podpowiada nam natomiast, że zmartwychwstanie nie było jednorazowym wydarzeniem, ale zapoczątkowane przez Chrystusa stało się narzędziem przemiany świata.
Kwestia pieniędzy (czyli też wszystkiego, co tworzy materialną część naszej codzienności) i ich miejsca w naszym życiu to bardzo delikatna sprawa. Możemy się nawet nie spostrzec, kiedy staniemy się ich sługami.
Kwestia pieniędzy (czyli też wszystkiego, co tworzy materialną część naszej codzienności) i ich miejsca w naszym życiu to bardzo delikatna sprawa. Możemy się nawet nie spostrzec, kiedy staniemy się ich sługami.
Potrafimy mieć "ciche dni" wobec Boga. Zachowujemy się tak niekiedy, bo jesteśmy na Niego obrażeni, znudzeni Nim albo po prostu zafascynowani czymś lub kimś innym. Jak bardzo zranione jest wtedy Jego Serce!
Potrafimy mieć "ciche dni" wobec Boga. Zachowujemy się tak niekiedy, bo jesteśmy na Niego obrażeni, znudzeni Nim albo po prostu zafascynowani czymś lub kimś innym. Jak bardzo zranione jest wtedy Jego Serce!
W naszym życiu duchowym chcielibyśmy niekiedy pogodzić ze sobą to, co ludzkie, ziemskie i przemijalne, od czego nie potrafimy się oderwać, z tym, co Boskie i wieczne, do czego wzywa nas Zbawiciel. Mamy tysiące różnych argumentów za tym, że inaczej po prostu się nie da żyć.
W naszym życiu duchowym chcielibyśmy niekiedy pogodzić ze sobą to, co ludzkie, ziemskie i przemijalne, od czego nie potrafimy się oderwać, z tym, co Boskie i wieczne, do czego wzywa nas Zbawiciel. Mamy tysiące różnych argumentów za tym, że inaczej po prostu się nie da żyć.
Biblia to natchnione Słowo, przez które Bóg próbuje pracować nad tym, co w naszych charakterach potrzebuje zmiany (często bardzo pilnej!), próbuje nas „urabiać” według prawa miłości, które nastało po przyjściu na świat Bożego Syna. A w tej kwestii oporni jesteśmy bardzo, nie ma co! Pismo Święte nie jest więc księgą, która opowiadałaby jedynie o Bogu.
Biblia to natchnione Słowo, przez które Bóg próbuje pracować nad tym, co w naszych charakterach potrzebuje zmiany (często bardzo pilnej!), próbuje nas „urabiać” według prawa miłości, które nastało po przyjściu na świat Bożego Syna. A w tej kwestii oporni jesteśmy bardzo, nie ma co! Pismo Święte nie jest więc księgą, która opowiadałaby jedynie o Bogu.
Soft-egoista to człowiek, który wszystko, co ma i czego doświadcza, ocenia, stosując następujące kryterium: opłaca mi się czy nie opłaca? W ten sposób podchodzi nie tylko do rzeczy materialnych i spraw przyziemnych, ale również do więzi międzyosobowych, także do relacji z Bogiem.
Soft-egoista to człowiek, który wszystko, co ma i czego doświadcza, ocenia, stosując następujące kryterium: opłaca mi się czy nie opłaca? W ten sposób podchodzi nie tylko do rzeczy materialnych i spraw przyziemnych, ale również do więzi międzyosobowych, także do relacji z Bogiem.
Dość złowrogo brzmią słowa wypowiedziane przez Jezusa w czytanym dziś fragmencie Łukaszowej Ewangelii: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął” (Łk 12,49). Jak je rozumieć? Czyżby Chrystus chciał, żeby świat z Jego powodu pogrążył się w wojnie? Ogień, o którym mówi Jezus, to Ogień Ducha Świętego. Nie jest to ogień zniszczenia i unicestwienia, ale oczyszczenia.
Dość złowrogo brzmią słowa wypowiedziane przez Jezusa w czytanym dziś fragmencie Łukaszowej Ewangelii: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął” (Łk 12,49). Jak je rozumieć? Czyżby Chrystus chciał, żeby świat z Jego powodu pogrążył się w wojnie? Ogień, o którym mówi Jezus, to Ogień Ducha Świętego. Nie jest to ogień zniszczenia i unicestwienia, ale oczyszczenia.
Mówi się, że życie jest kruche, a ludzi spotykają różne złe rzeczy, dlatego warto się ubezpieczyć! Jednak nie poprzez wykupienie najlepszej polisy, która w razie jakiegoś nieszczęścia zapewni nam materialne środki. Warto zadbać o "polisę" na życie wieczne.
Mówi się, że życie jest kruche, a ludzi spotykają różne złe rzeczy, dlatego warto się ubezpieczyć! Jednak nie poprzez wykupienie najlepszej polisy, która w razie jakiegoś nieszczęścia zapewni nam materialne środki. Warto zadbać o "polisę" na życie wieczne.
{{ article.published_at }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}
{{ article.description }}