- Myśl o terapii wywołuje tyle lęku, bo przypomina znane wejście do tunelu, bez widoku wyjścia z niego. Nie widzisz światła, ale boisz się ciemności, więc pozostaje wewnętrzny paraliż - mówi ksiądz-psycholog, Jacek Prusak SJ.
Sławomir Rusin: Na początku terapii pacjent i terapeuta zwykle ustalają cel do osiągnięcia. Podpisują kontrakt. Czasem okazuje się, że pod koniec terapii cel werbalny, wyrażony na początku, nieco różni się od tego prawdziwego...
Jacek Prusak SJ: Wstępna diagnoza to nie proroctwo, tylko punkt wyjścia. W trakcie terapii ustawicznie powinna być weryfikowana, żeby sama w sobie nie stała się problemem.
Zastanawiam się więc, z jaką motywacją, z jakim celem przychodzą osoby molestowane w dzieciństwie?
To zależy od świadomości problemu tej osoby. Długotrwałe skutki traumy (trwające ponad dwa lata), jak pokazują doświadczenia kliniczne, są bardzo rozległe i wielowymiarowe i przejawiają się w tym, w jaki sposób osoba w dzieciństwie wykorzystana postrzega teraz siebie, swój wygląd, swoją seksualność, emocjonalność, kontakty z innymi ludźmi oraz jak ogólnie funkcjonuje w życiu. Może być tak, że ona zdaje sobie sprawę z tego, że nie radzi sobie w życiu, bo trauma jej to uniemożliwia, szuka więc pomocy, żeby uporać się z tamtym bolesnym wydarzeniem — obojętnie, czy miało ono miejsce raz, czy było doświadczeniem wielokrotnym.
Ponieważ taka osoba wie, że była wykorzystana, pracuje się nad tym, żeby zobaczyła, jak to wykorzystanie wpływa na różne przestrzenie jej życia, jak je problematyzuje i dlaczego ona sobie z nimi nie radzi. Wtedy terapeuta staje się sojusznikiem jej zmiany, bo ofiara czuje się przy nim bezpiecznie, a on ją wspiera w przepracowywaniu tego, co się stało. I tu zastrzeżenie: to nie musi oznaczać — jak niektórzy sobie wyobrażają — że rzeczywiście trzeba wrócić jeszcze raz do tamtego wydarzenia, niejako na siłę, i na nowo je w terapii przeżyć odpamiętując tamto wydarzenie.
Tylko inaczej na nie spojrzeć.
Tak. Spojrzeć na nie z punktu ofiary, która tą ofiarą nie chce być do końca życia, ale ponieważ trauma zawsze jest związana z ponownym odtwarzaniem, żeby mówić o niej musi dojść do intruzji wspomnień bądź bolesnych doświadczeń związanym z byciem wykorzystanym. Dlatego myśl o terapii wywołuje tyle lęku, bo przypomina znane wejście do tunelu, bez widoku wyjścia z niego. Nie widzisz światła, ale boisz się ciemności, więc pozostaje wewnętrzny paraliż.
Terapeuta ma jej zaufanie, bo nikomu nie powie o tym, co się stało, i w żaden sposób tego nie wykorzysta.
On staje się osobą, która w jakimś sensie potrafi zrozumieć konsekwencje dewastacji, jaką trauma uczyniła w życiu tej osoby, i nie tylko jej nie ocenia, ale jest „cały po jej stronie”. Nie boi się również w pewnym sensie wziąć ciężaru tego doświadczenia na siebie i pomóc w zmianie. Z nieco inną sytuacją mamy do czynienia, kiedy trauma została tak wyparta, że to wydarzenie zostało porozszczepiane z różnymi elementami psychiki ofiary. Tutaj idzie się jakby od ogółu do szczegółu — w drugą stronę. Zajmujemy się tym, co jest, żeby odkryć to, co za tym stoi. To wymaga bardzo uważnego podążania za klientem. Nie chodzi o to, żeby pacjenta jeszcze raz wiktymizować czy ponownie straumatyzować, ale on musi się z przeszłością zmierzyć, bo jeśli tego nie zrobi, to bolesne wydarzenie będzie wpływało na jego życie w nieświadomy sposób. Jego los będzie konsekwencją nieświadomych prób radzenia sobie z traumą. Mówiąc trochę po jungowsku, jego „cień” stanie się jego losem („przeznaczeniem”).
Powtórzę, żebyśmy mieli jasność. Są dwie zasadnicze sytuacje, kiedy molestowana w dzieciństwie osoba trafia na terapię: pierwsza, kiedy przychodzi, bo jest świadoma, że nie radzi sobie w życiu z powodu owej traumy, i druga, kiedy albo nie jest świadoma, że sobie nie radzi w życiu z powodu traumy, bo trauma została wyparta i zdysocjowana, albo ma mgliste przeświadczenie, że to musi mieć jakiś związek z tamtym zdarzeniem. Może też minimalizować tamto doświadczenie i jego negatywne skutki albo błędnie oceniać swoje możliwości, za dużo wymagając od siebie.
Fragment pochodzi z książki "Kościół na kozetce. Rozmowy o niełatwej relacji psychologii i wiary".
* * *
Skomentuj artykuł