Sierpień już od lat, a dokładnie od roku 1984, jest przeżywany w Kościele jako miesiąc trzeźwości. Czytałam kilka dni temu słowa przewodniczącego Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych, bpa Tadeusza Bronakowskiego (całość dostępna jest tutaj) i zatrzymał mnie szczególnie jeden akapit z apelu hierarchy.
Spowiedź to wielki skarb Kościoła. Przynosi ulgę, przywraca utraconą godność i ściąga z ramion największe ciężary. Może właśnie dlatego demonowi tak bardzo zależy, by ją zohydzić, ośmieszyć, zredukować jej wartość. Najłatwiej osiągnąć to, skupiając naszą uwagę nie na spotkaniu z miłosiernym Ojcem, a na słabościach spowiednika.
Kojarzycie "Macarenę"? Chyba nie będzie to przesada, jak stwierdzę, że na dzisiejsze standardy jest to utwór o statusie dyskotekowego evergreenu. Czy jednak wywijając rękami w zabawnym tańcu, myślimy o tym, co śpiewamy? "Nie martw się moim chłopakiem/Chłopakiem, który ma na imię Vitorino/Ha! Nie chcę go, nie mogę go znieść/Nie był dobry, więc ja, ha ha ha/ Daj spokój, cóż miałam zrobić? Był poza miastem, a jego dwaj koledzy byli taaaaacy świetni". Konia z rzędem temu, kto, wywijając na parkiecie, ma świadomość, że oto cieszy go rozwiązłość pewnej Hiszpanki.
Mamy w Kościele coraz lepsze mechanizmy i instytucje zajmujące się skutkami wykorzystywania seksualnego. Przed nami jeszcze jednak kolejny krok: podjęcie skutecznych działań mających na celu zapobieganie tym haniebnym zjawiskom. Coraz lepiej reagujemy, ale to za mało. Trzeba pójść dalej i zastanowić się, jak do powstawania nadużyć nie dopuszczać. Jeśli wydaje nam się, że jako wspólnota osiągnęliśmy etap, na którym w przyszłości podobne tragedie nie będą się już pojawiały, to tak, mamy rację – wydaje nam się…
Gdy czterdzieści lat temu polscy biskupi rzucili myśl zachowywania w sierpniu trzeźwości, inicjatywa spotkała się z dużą aprobatą. Jednak od tego czasu minęło sporo czasu. Gołym okiem widać, że dziś nie budzi takiego zainteresowania, jak kiedyś.
Papież Franciszek zachęca nas, abyśmy w sierpniu modlili się za polityków. To intencja Papieskiej Światowej Sieci Modlitwy, dawniej tzw. Apostolstwa Modlitwy. Nie, nie będzie to felieton o duchowości albo popularna u jezuitów ‘egzorta’, czyli swoista mowa motywacyjna. Kotłują się w naszym życiu społecznym sprzeczne informacje o planach rządowych dotykających Kościoły, a to za sprawą lekcji religii w placówkach publicznych czy Funduszu Kościelnego, który coraz bardziej przypomina potwora z Loch Ness. Ponoć istnieje, ale nikt go jeszcze na dobre nie widział. W ferworze walki politycznej ginie coraz bardziej dobro wspólne.
Patrzę ostatnio ze zdumieniem na różne rodzicielskie akcje, odbywające się po części w przestrzeni publicznej. I mam dylemat. Bo z jednej strony jestem zdania, że każdy rodzic wie, co jest najlepsze dla jego dziecka, a z drugiej mam poczucie, że guzik prawda.
Igrzyska rozpoczęły się przed tygodniem od ceremonii, która uderzyła w katolików. Od imprezy, którą krytykowali przedstawiciele wielu innych religii, a także osoby twierdzące, że nie wierzą w nic. Banalne tłumaczenia organizatorów, że wcale nie szło o „Ostatnią Wieczerzę” między bajki należy włożyć. Pod hasłami równości, równouprawnienia, tolerancji pokazano jakąś nową – podobno wspaniałą – wizję świata.
Ostatni lipca to dzień jak co dzień, choć mnie od wielu lat zatrzymuje na postaci świętego Ignacego Loyoli, którego wspomnienie wypada tego dnia w Kościele. Ignacego pewnie większość tutejszych czytelników kojarzy, choćby ze słyszenia, wszak to założyciel zakonu ojców jezuitów. Jednak nie jest to jego największe życiowe osiągnięcie, bynajmniej nie w moim bardzo subiektywnym odczuciu.
Nie jest prawdą, że ludzie wierzący w Pana Boga nigdy się nie rozwodzą. Jest jednak pewien sposób, wcale nie aż taki popularny w chrześcijańskich kręgach (sic!), który działa jak Boski Alert Małżeński, parasol ochronny i szczepionka na nienawiść w jednym. Co to takiego? Modlitwa małżeńska!
Działania Kościoła katolickiego, a zwłaszcza niektóre wypowiedzi papieża Franciszka w związku z wojną na Ukrainie, budziły w minionych miesiącach i latach duże kontrowersje. Jednak Kościół nie zrezygnował ze starań przywrócenia tam pokoju. Dowodzi tego zakończona w minionym tygodniu wizyta bardzo bliskiego współpracownika Papieża.
Rozpoczęła się letnia Olimpiada w Paryżu. Od starożytności Igrzyska związane są z ‘rozejmem olimpijskim’, który polegał na zawieszeniu broni i wstrzymaniu działań zbrojnych na czas ich trwania. Papież pisał o tym w swoim liście na paryską Olimpiadę. Dzisiaj obchodzimy też IV Dzień Dziadków i Osób Starszych. Franciszek, który ustanowił te obchody, zachęca, aby budować ‘pokój społeczny’ przez troskę o wszystkich, nikogo nie wykluczając. Pokój – to słowo klucz na dzisiaj.
Temat rezygnacji abp. Jędraszewskiego za moment przygaśnie. Wróci w momencie, gdy papież ogłosi nazwisko nowego metropolity krakowskiego. Tematyka rezygnacji z urzędu kościelnego wróci też jesienią, gdy wiek emerytalny osiągnie abp Stanisław Gądecki, który też w wielu środowiskach uchodzi za kontrowersyjnego. I pewnie znów cześć mediów będzie mówiła o dymisji, odwołaniu, czy odprawieniu.
W świecie tzw. wielkiej polityki od dłuższego czasu sporo uwagi poświęca się kondycji psycho-fizycznej urzędującego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mniej lub bardziej elegancko podejmuje się dyskusje na temat wieku Joe Bidena i Donalda Trumpa, co przy okazji pokazuje, jak wielką niechęć wzbudza w człowieku świata zachodniego proces starzenia się.
Mamy półmetek wakacji. Jako mama przyglądam się pewnemu zjawisku i mówiąc szczerze, trochę gubię się we własnych odczuciach.
Na początku muszę się do czegoś przyznać: bardzo lubię ks. Węgrzyniaka. Lubię jego podejście do życia i do Pisma Świętego i lubię czytać jego przemyślenia publikowane na fejsbuku. W kiepskich momentach dla Kościoła jego głos często jest pełen spokojnego realizmu, który pomaga złapać równowagę.
Ostatnia oprawa kibiców Legii Warszawa, to szyderstwo z polskiej gościnności, która od wieków nakazuje witać przybyszów chlebem i solą. Postacie z oprawy na pierwszy rzut oka sprawiają miłe wrażenie: dwaj młodzi mężczyźni ubrani odświętnie w białe koszule, a przed nimi uśmiechnięta dziewczyna, niosąca tacę z chlebem. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że to nie chleb, ale odcięty łeb świni, a młodzieńcy dzierżą w dłoniach kij bejsbolowy i młotek. Niżej zaś pojawia się szyderczy napis: „Refugees Welcome”, czyli „Witajcie uchodźcy”…
Byli uważani przez wierzących za posłanych przez Ducha Świętego, postrzegano ich wręcz jako świętych. Po latach okazuje się, że popełniali bardzo poważne nadużycia. Co z tego dla nas wynika?
Cierpimy na chroniczny deficyt dobrego myślenia. O sobie, o innych, o świecie wokół nas. Zwykle, kiedy mamy do rozważania jakieś kwestie, zaczynamy od myślenia o problemach. Szukamy słabych punktów u innych i próbujemy zabezpieczyć się przed tym, co mogłoby być naszą słabością. Rozważamy – zawsze z tzw. ostrożności – raczej negatywne scenariusze. I choć w biznesie to może mieć jakieś uzasadnienie, to w relacjach międzyludzkich, zapowiada rychłą katastrofę.
Minister edukacji Barbara Nowacka swoje urzędowanie zaczęła od mocnej deklaracji. Zapowiedziała ograniczenie godzin lekcji religii w szkołach (z dwóch do jednej tygodniowo). Chce też, by lekcje te odbywały się na pierwszej lub ostatniej lekcji, a ocena z religii nie wliczała się do średniej.
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}