Gdy wyszedł na balkon, wzruszyło mnie jego wzruszenie. I nie tylko mnie: bardzo wiele osób czuło dokładnie to samo na widok człowieka, który właśnie został papieżem i na oczach całego świata bardzo się stara powstrzymać łzy.
Tuż przed pojawieniem się nowego papieża na placu św. Piotra, jechałem do studia telewizyjnego. Nie wiedziałem jeszcze kogo zobaczę po słowach „Habemus papam”. Nie miałem pojęcia o kim będę mówił w dyskusji o przyszłości Kościoła. Przygotowałem kilkanaście sylwetek kardynałów, lecz wszystko na nic. O wybranym kardynale Robercie nic nie wiedziałem prócz tego, że tylko imieniem podpisywał swoje listy do wiernych. Decyzja konklawe była dla mnie całkowitym zaskoczeniem.
Powoli mija Tydzień Biblijny, przed nami Niedziela Dobrego Pasterza. Gdy po raz kolejny, jak co dnia, wrzucam w moich social mediach fragment czytań z dnia, myślę o tym jak dobrymi pasterzami są dla mnie ludzie, którzy wspierają mnie w codziennej lekturze i jak to się stało, że nasz „tydzień biblijny” trwa już tyle miesięcy…
Kościół - o ile wiem - jest jedyną wspólnotą, która głosi nie własną doskonałość, ale doskonałość Jezusa Chrystusa. Innymi słowy, jesteśmy wspólnotą zbawionych grzeszników. Oczywiście nie usprawiedliwia to generującego cierpienie zła, które w Kościele było i będzie (w dodatku często popełniane przez jego liderów). Nie możemy jednak zapomnieć, że każdy z nas grzeszy i krzywdzi innych, tyle że w różnym stopniu i nie zawsze łamiąc prawo.
Uważne poobserwowanie Kościoła od środka jest dla mnie za każdym razem niesamowicie budującym doświadczeniem. Bo Kościół pięknym szaleństwem i nie-racjonalnością stoi. Stoi, a nie leży, wbrew dominującym narracjom medialnym, które pokazują tylko ciemną (choć też obecną, a jakże!) stronę naszej wspólnoty. Dobro, oddanie Bogu, życie "Bożych szaleńców" nie sprzedaje się tak dobrze jak nasze grzechy i upadki, ale jest trwałe. Bo jest w Kościele to coś, co wystarczająco umacnia ich serce.
Takie dni, jak 3 maja, to dobra okazja, aby wsłuchać się, co reprezentanci Kościoła katolickiego w naszej Ojczyźnie mają do powiedzenia o patriotyzmie. Choć media takiej analizy nie ułatwiają.
Być zwyczajnym, szczęśliwym człowiekiem wcale nie jest tak łatwo. Nigdy nie było, ale ostatnio staje się to coraz trudniejsze. Mamy rosnące oczekiwania w stosunku do samych siebie. Przed nami także piętrzy się coraz więcej zobowiązań i wymagań, narzucanych nam przez innych, otoczenie, bliższych i dalszych.
Granica między złem i dobrem przebiega przez środek serca. Tego nie zrobi za nikogo żaden rząd, kościół, szkoła ani przepis prawa. Albo znasz granicę i jej pilnujesz, albo przesuwasz ją o milimetr dziennie przymykaniem oka na drobną słabość i mówieniem sobie: są gorsi - i nagle odkrywasz, jak bardzo się przesunęła. A niewiele osób umie stamtąd wrócić.
Niedouczeni tropiciele sensacji podnieśli alarm, gdy po śmierci papieża Franciszka dostrzegli w Bazylice św. Piotra dwa odwrócone krzyże. W mediach społecznościowych pojawił się wpis katolika żądającego usunięcia krzyży z Bazyliki św. Piotra.
Maj. Miesiąc kwitnącego bzu, zapachu wiosny, nabożeństw pod kapliczką, dzień matki. Patrząc na swój kalendarz pomyślałam, że maj to zaproszenie do życia. Przyroda się budzi, świętuje się macierzyństwo, niektórzy swój wzrok kierują też na Maryję. Chwilę później przyszła jednak pewna refleksja. Czy każda mama wie, że żyje? Czy jest w swoim życiu szczęśliwa?
Oczy całego świata zwrócone są w tych dniach na Watykan. Za tydzień zacznie się tam konklawe, które wyłoni następcę Franciszka. W mediach już od wielu tygodni trwa konklawe. Zaczęło się w chwili, gdy w połowie lutego papież trafił do szpitala. Kiedy zmarł nabrało ogromnego rozpędu. Dziś lista tzw. „papabili” to już blisko dwadzieścia nazwisk. Hierarchowie oczywiście unikają wskazywania swoich typów. Przekonują – jak choćby 80-letni kard. Christoph Schönborn, były arcybiskup Wiednia – że konklawe jest aktem liturgicznym i w związku z tym w Kaplicy Sykstyńskiej jest cisza, nie ma żadnej agitacji. W istocie tak jest, ale…
Jakie nastawienie wywołują w nas pojęcia takie jak wolność, praca czy naród? Zauważenie ich pozwala nam postawić sobie pytania o to, czym się w życiu kierujemy, co jest dla nas ważne, o co się troszczymy, czy czujemy się spełnieni. A odpowiedzi dają wskazówki, co robić ze swoim życiem. I czy nie narzekamy za dużo na pracę, ojczyznę, innych ludzi.
Finał "1923" jest kolejnym po sprawie wykładowczyni z Uniwersytetu Rolniczego dziwnym "zbiegiem okoliczności", który wydarza się "właśnie teraz". Jakby nie wystarczyło nam ponure zestawienie bezkarnego uśmiercenia 9-misięcznego, zdolnego do życia (!) chłopca z karą trzech lat pozbawienia wolności, która grozi za "znęcanie się" nad karpiem, dostaliśmy od świeckiego portalu streamingowego jedyną w swoim rodzaju lekcję pro-life. I to w Poniedziałek Wielkanocny! A wszystko przy wymownym milczeniu większości hierarchów Kościoła.
Znamienne było powitanie, jakie w niedzielę, 27 kwietnia br., skierował do uczestników uroczystości w Gnieźnie Prymas Polski abp Wojciech Polak. Nie tylko ono pokazuje, że w tle uroczystości tysięcznej rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego stoi bardzo istotne pytanie.
Tak, pontyfikat Franciszka to był dobry czas dla Kościoła i dla nas, jezuitów, też. Żyjemy w wyjątkowej epoce przełomów w Kościele. To czas wielkich przemian, jak Sobór Watykański II, który był szukaniem odpowiedzi na wyzwania, jakie przyniosły wojny światowe, komunizm i ‘nowoczesność’, ale też czas wielkich i świętych papieży. Nie zawsze tak było. Warto o tym pamiętać i to docenić.
Wiedziałam, że to nastąpi. Ale i tak zaskoczył mnie rozmiar fali hejtu, która wylała się po śmierci Franciszka w katolickich środowiskach. Jest w tym jakaś głęboka ironia: swoimi spotkaniami z papieżem zaczęli się chwalić znani ludzie o poglądach jawnie sprzecznych z nauczaniem Kościoła, a w tym samym czasie tuż po ogłoszeniu zgonu część katolików publicznie wyrażała radość z faktu, że oto wreszcie umarł „szkodnik Kościoła”, a to jedno z delikatniejszych określeń.
Franciszek za bardzo rozbujał tę łódź - mówi mi o pontyfikacie zmarłego w drugi dzień Świąt papieża jeden z warszawskich proboszczów. W Polsce Bergoglio nie cieszył się popularnością szczególnie wśród księży i konserwatywnych wiernych. Po jego śmierci ludzie nie wyszli na ulice miast, by modlić się za papieża. Wiele kościołów po skończonej liturgii było zamkniętych.
Za kilka dni obchodzić będziemy Niedzielę Miłosierdzia Bożego. Święto, za które jestem Kościołowi ogromnie wdzięczna. W tym roku patrzę na nie nieco głębiej, przyglądając się śp. papieżowi Franciszkowi, który wiele razy zwracał nam uwagę na to, byśmy to miłosierdzie rozdawali hojnie, nie zatrzymywali go tylko dla siebie.
Żałoba to forma zatrzymania się przy człowieku i jego dorobku oraz docenienie tego, co mu zawdzięczamy. Bardzo ważne jest, aby pamiętać o ludziach, którzy starają się zmienić świat na lepsze. Oni przywracają wiarę w człowieka i w lepszą przyszłość. Czy gdy umrze komuś bliska osoba, nie staramy się okazać współczucia i odrobiny empatii?
Dwunastoletni pontyfikat Franciszka przepełniony był troską o pokrzywdzonych i determinacją w walce z wykorzystywaniem małoletnich w Kościele. Zaczęło się od Jana Pawła II, kontynuował Benedykt XVI, ale to Franciszek zrobił w tym zakresie najwięcej. Napotykał opór, rzucano mu kłody pod nogi, oszukiwano. Ale on rozumiał, że przed miłosierdziem musi kroczyć sprawiedliwość. Zmieniał mentalność. Wiele jeszcze zostało do zrobienia, ale to Franciszek uruchomił procesy, od których nie ma odwrotu.
{{ article.description }}