Po emocjach związanych z chorobą i śmiercią Franciszka i tych dotyczących konklawe i wyboru papieża Leona, wracamy do codzienności. Zwyczajnej i bez fajerwerków. Ale to dobrze! Tak ma być! To ważna lekcja dla każdego: wracać do swoich spraw i swoich problemów.
Frazesy, banały, obietnice bez pokrycia – wciąż je uwielbiamy, choć zupełnie nic nam nie dają. No bo spójrzmy. Miało być tak pięknie: wojna miała się skończyć następnego dnia, ludzie mieli przestać emigrować i szczęśliwie klepać biedę w swoich lepiankach, lato miało być leniwe, słoneczne i umiarkowanie ciepłe, a Kościół miał stać się tak transparentny, że aż przezroczysty. Tymczasem wojny zamiast się kończyć – wybuchają; emigrantów jest tylu, że nawet w Unii zamyka się granice. A Kościół – oceńcie sami.
Zamknij oczy. Nie patrz. Nie słuchaj. To nie dzieje się naprawdę. To wroga propaganda. Spryskali gazem pieprzowym i bili pałkami, a potem położyli na ziemi i związali. W innym miejscu kazali chłopcom położyć się na brzuchu, twarzą do ziemi i jeden po nich chodził. Jeśli któryś zaprotestował, pogranicznicy robili sobie z niego worek treningowy. To są doświadczenia dzieci z białoruskiej i polskiej strony granicy. "Nie jest tak źle - mówi nastoletnia uchodźczyni. Tylko mnie pobili". Nie jest tak źle? Jak to mamy rozumieć? Te dzieci uciekają przed większymi okrucieństwami i liczą się z tym, że nie będą dobrze traktowane. Skąd mam takie informacje?
Ubiegła sobota w Gdyni. Na Polsat Plus Arenie zebrało się ok. 800 osób. Organizatorzy tego zamieszania – Marta i Stachu Jędrzejewscy, znani jako Ludzie Pełni Życia - zorganizowali konferencję o tym, jak budować szczęśliwe małżeństwo.
Po upadku komunizmu w roku 1989 polski Kościół błyskawicznie wyszedł do mediów. Wcześniej ze względu na sytuację polityczną nie było to możliwe. U progu III RP na skalę masową zaczęły powstawać rozliczne pisma, rozgłośnie radiowe, telewizja. Wiele z nich do dziś – mimo trudności – istnieje. Wyjście do świata poprzez media budziło niemałe kontrowersje. Do dziś wspominane są spory dotyczące uregulowania działalności Radia Maryja. Szokiem byli biskupi udzielający wywiadów, czy pojedynczych wypowiedzi do mediów niezwiązanych w żaden sposób z Kościołem.
Jak co roku na zakończenie roku formacji wyjechaliśmy z naszą wspólnotą na weekendowe rekolekcje. Podczas wypełnionego modlitwą i Słowem Bożym czasu, nie zabrakło też atrakcji integrujących całe rodziny. Szczególne wrażenie, zwłaszcza na najmłodszych, zrobiło zwiedzanie zakamarków starego klasztoru. Wszystko dlatego, że nasz przewodnik oprowadzając nas po kryptach, nie omieszkał napomknąć o pewnym zakonniku, który w zamierzchłych czasach został w nich pochowany w letargu i do dziś jego duch straszy po nocach w obiekcie.
Nie jest dobrze, gdy elementem relacji między biskupami a wiernymi stają się kamienie, nawet jeśli nie są rzucane. W tle takich sytuacji zwykle stoi pytanie o tożsamość i różnice w jej rozumieniu.
Świat ewoluuje. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że to, co dzieje się w kilku ostatnich dziesięcioleciach może przyprawiać niejednego o ‘zawrót głowy’. I wielu tej presji nie wytrzymuje, nie umie się w tym odnaleźć. Zaczynamy dziwnie się zachowywać. Baczniej rozglądamy się wokół siebie, ale nie z ciekawości świata i ludzi, lecz bardziej z niepewności i lęku.
W kontekście malejącej liczby powołań i zmniejszającej się liczby księży (bo zastępowalności „pokoleń” już tutaj nie ma) coraz częściej słychać głosy, że teraz pora angażować świeckich.
Przekonanie, że dominacja rozwiąże problemy i napięcia między ludźmi jest iluzją. Propaganda zbrojeń to zdrada dążenia narodów do pokoju. Podsyca jedynie nienawiść i zemstę. Coraz więcej pieniędzy trafia do handlarzy śmiercią, a można byłoby przeznaczyć te środki na szpitale i szkoły. Zamiast tego niszczy się już zbudowane.
Ostatni dzwonek wybrzmiał. Pozostało odebranie świadectw i można zacząć wakacje. Jednych cieszy to bardziej, innych mniej. Dla wielu uczniów jest to czas głębszego oddechu. Nie ma korepetycji, miliona zajęć dodatkowych i wymagań, do których nie da się doskoczyć. Jeszcze tylko muszą jakoś przetrwać wysyp czerwonych pasków w mediach społecznościowych i można odetchnąć.
Nie milkną echa ani nie uspokajają się emocje związane z planami powołania do życia komisji ds. zbadania przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich i odwołania z przewodniczenia jej ks. Prymasa. Efektem jest postępujący podział, a nawet coraz wyraźniejsza i ostra polaryzacja.
To oczywiste, że wyrażając swoje zdanie, czasami używamy skrótów myślowych. Nie mam z tym problemu, ponieważ w mniejszym lub większym stopniu robi to każdy z nas. Jednak czasami niektóre z nich mogą przysporzyć więcej szkód, niż z pozoru może się wydawać. Zwłaszcza jeśli dotykają takich obszarów jak wychowanie dzieci i ich zdrowie psychiczne - a stosująca je osoba cieszy się powszechnym autorytetem.
Planowanie wakacji może już na wejściu matkę czy ojca wykończyć. Mnie osobiście pomaga trzymanie się kilku zasad. Pomagają mi one nie tracić zbyt wiele energii na przeszukiwanie internetów i zastanawianie się, jak odpocząć, by odpocząć. Gdy wszelkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że trzeba w te wakacje pogodzić ogień i wodę (wizytę na Krupówkach z ignacjańską medytacją), biorę głęboki oddech, siadam do biurka przed kalendarzem i zaczynam układać rodzinny wakacyjny tetris. Podpowiedzi, jak to zrobić minimalnym kosztem, ale jednak z sukcesem, jest sześć.
Według Leona XIV istnieje pilna potrzeba zakorzenienia w całym Kościele kultury zapobiegania, która „nie toleruje żadnej formy nadużycia – ani władzy, ani autorytetu, ani sumienia, ani duchowego, ani seksualnego”. Będzie ona autentyczna tylko wtedy, gdy zrodzi się z aktywnej czujności, przejrzystych procesów i szczerego słuchania tych, którzy zostali zranieni.
Wszyscy chorujemy na słabo jeszcze zdiagnozowaną chorobę ducha – ‘hiperozę’, kiedy mamy czegoś ‘za dużo’. Zbyt aktywni, nadpobudliwi, za bardzo krytyczni, itd. Świat jest w jakimś takim stanie podwyższonego napięcia, gdzie nic nie jest zwyczajne, naturalne i łagodne. Świat reklamy i mediów przyzwyczaił nas do tego, że to, co normalne, spokojne, mówione zwyczajnym, ludzkim głosem, nie przebija się do świadomości zbiorowej, nie porusza serc i nie wywołuje prawie żadnej reakcji. A życie nas zaskakuje. Nie odpowiada zbyt chętnie na nasze oczekiwania. Te wszystkie ‘nad-...’ to jest choroba naszych czasów, z której musimy się zacząć leczyć.
Ostatnie dni to w przestrzeni Kościoła nie tylko Boże Ciało i dekrety, ale mocne echo decyzji podjętej przez biskupów na konferencji Episkopatu w sprawie komisji mającej badać przypadki wykorzystania w Kościele.
Niepokój, jakiego doświadczają młodzi ludzie jest bardziej im potrzebny, niż spokojne życie. Jest twórczy i kształtuje wrażliwość. Jak nigdy wcześniej, demony nudy, samotności i apatii, zagrażają dziś nadziejom młodego pokolenia. Znudzenie życiem o wiele bardziej rozdziera duszę niż doświadczenie niesprawiedliwości, niż ból i bunt.
Boże Ciało, czyli Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, to dzień, w którym zadaję sobie pytanie o moją wiarę. Nie o pobożność, np. czy brać udziału w procesji czy nie. Pytam o wiarę w to, że Bóg przychodzi w kawałku chleba i w to, że robi to dla mnie.
Nie milkną echa ubiegłotygodniowej decyzji biskupów, którzy postanowili, że abp. Wojciech Polak nie będzie już odpowiadał za utworzenie komisji ds. wyjaśnienia przypadków pedofilii w polskim Kościele. Zamiast niego sprawą ma się zająć zespół, który utworzy bp Sławomir Oder z Gliwic. Wiele osób dało w tych dniach upust swoim emocjom, na głowy hierarchów spadają gromy, a pod kuriami pojawiają się kamienie z napisami: „kamienie wołać będą”. Pojawiają się głosy, że biskupi oszukali wiernych, że stracili resztki wiarygodności. Niektórzy stawiają wręcz tezę, że komisja nie powstanie nigdy, a powołanie jakiś nowych osób to po prostu zasłona dymna.
{{ article.description }}