Kard. Krajewski powiedział kiedyś o siostrze Chmielewskiej, że robi tyle dobrego, że właściwie powinna być kardynałem. Tymczasem internetowi mądrale dyskredytują ją, bo ośmieliła się skrytykować prezydenta. Jeden z moich współbraci zwykł kwitować takie rzeczy słowami: „jakie to jest małe…”.
Gołym okiem widać, że w minionych dekadach w Polsce bardzo zmieniło się nie tylko życie społeczne, ale także religijne. Tak bardzo, że biskup musi prosić wiernych, by zapisywali dzieci na religię.
Przeczytałem reportaż „Gazety Wyborczej” „Przez łóżko do Jezusa”, a także oświadczenie inspektorii salezjańskiej w sprawie ks. Dominika Chmielewskiego i trochę komentarzy, głównie osób, które nie przyjmują tego do wiadomości. I chciałbym się podzielić kilkoma refleksjami w związku z tą sprawą.
W świecie pełnym napięć, kryzysów i niepewności słowo – choć nieważkie – okazuje się jednym z najpotężniejszych oręży. Może budować, ale i ranić; otwierać przestrzeń dialogu, lecz także siać nienawiść i podziały. Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy świadomości, że to, co i jak mówimy, kształtuje naszą wspólną przyszłość.
Jak większość polskich katolików zostałam w piątek z rana dojechana kolejnym skandalem z niemoralnością w tle: oto charyzmatyczny ksiądz, zakonnik, który dawał świetne rady w sprawie walki z grzechem tylu mężczyznom i utrzymywał, że jedyną kobietą w jego życiu jest Matka Boża, okazał się lowelasem używającym charyzmy do uwodzenia kobiet.
„Konflikt zawsze zaczyna się od jakiejś kwestii spornej – różnicy zdań, kłótni. Jednak zanim przerodzi się w wojnę, kwestia, której dotyczył spór nie jest już istotna, ponieważ rozchodzi się już tylko i wyłącznie o jedną rzecz: jak bardzo każda ze stron nienawidzi się wzajemnie” – pisze Neal Shusterman w powieści "Podzieleni".
Często słyszę wśród zaangażowanych i szczerze pobożnych katolików, że przeżywają różne trudności w relacji z Bogiem i nie bardzo wiedzą co z nimi zrobić.Pierwsze pytanie, które mi się wtedy nasuwa, brzmi: a jak wygląda twoja spowiedź i przeżywanie Mszy? To, jak ważne są sakramenty, mocno pokazała swoim życiem choćby siostra Faustyna.
Dyskusja wokół komisji niezależnych ekspertów w Kościele coraz mniej dotyczy merytoryki, a coraz bardziej emocji i personalnych ocen. Tymczasem fakty pokazują, że kontrowersje wokół zespołu bp. Odera nie różnią się tak bardzo od wcześniejszych prac ekipy abp. Wojciecha Polaka.
Zakup książek, nowy plecak i zeszyty to oznaka ostatnich dni sierpnia i końca ponad dwumiesięcznych wakacji. Nadchodzi początek września, a więc powrót do szkolnej rzeczywistości dla milionów dzieci. Niestety nie dla każdego ucznia jest to powód do radości, a wręcz przyczyna emocjonalnego dramatu.
Siedzę w kuchni wypełnionej zapachem słodkich śliwek. Przyniosła je sąsiadka. Osiem (8 - sic!) kilogramów prosto z ogródka „dla dzieci”. Sącząc pyszną kawę (od zaprzyjaźnionego księdza), którą zaparzyła mi z miłością matula i wlała jej w kubek tyle, że aż się przelewa, wspominam weekend spędzony z mężem na łódzkim "Chwała Mu". Pieczołowicie dopracowane wydarzenie wypełnione po brzegi pięknymi dźwiękami, wizualizacjami, budującymi słowami, pozwalało mi spotkać się z Panem Bogiem w zupełnie nieoczywisty sposób. Doświadczając tego wszystkiego, trudno nie westchnąć z wdzięcznością: Panie Boże, obfitość to jedno z Twoich imion!
Wydaje się czymś oczywistym, że każda kuria ma bieżące dane dotyczące chorych księży. Praktyka nie zawsze to potwierdza. Kto wie, jaki jest stan zdrowia polskich księży?
Słowa mają znaczenie, ocena innych także. Kontekst, w jakim pojawiają się nasze sądy, opinie o innych, jest nie mniej ważny. Słucham czy oglądam programy informacyjne, czytam wiadomości i komentarze, nawet na naszym portalu i nie mogę się nadziwić, jak bardzo daliśmy się wtłoczyć w atmosferę podejrzliwości, nieufności i często niewybrednych ataków.
Trudno mi sobie wyobrazić wypalonego i zgorzkniałego Jezusa, narzekającego w duchu, że musi jeszcze kogoś uzdrowić, a jest już taki zmęczony, i z wiecznymi pretensjami do uczniów, że w ogóle nie doceniają Jego nauki i poświęcenia. Ale wciąż spotykam ludzi, którzy uważają, że właśnie tak należy żyć, gdy się jest chrześcijaninem. Składać z siebie nieustannie ofiarę. Najlepiej całopalną.
Dobrzy ludzie pójdą po śmierci do nieba, a źli do piekła. Tak wierzono w wielu starożytnych religiach. Tak też myśli dziś wielu ludzi, którzy wierzą w istnienie sprawiedliwego Boga, czy jakiejś siły wyższej. Nie tak jest w chrześcijaństwie. Zbawienie jest dla grzeszników i nie trzeba czekać na śmierć, by go doświadczyć.
Nuncjusz Apostolski w Polsce uroczyście pożegnał rosyjskiego ambasadora, który kończy w naszym kraju misję dyplomatyczną. Siergiej Andriejew otrzymał z rak abp. Antonio Guido Filipazziego pamiątkowy talerz. O uroczystości nuncjatura poinformowała w mediach społecznościowych, zamieszczając także zdjęcia obu dyplomatów.
Do końca wakacji zostało kilkanaście dni. Rodzicielskie grupy klasowe lekko się już uaktywniły, z pytaniami o szczegóły wyprawki szkolnej. Wielu rodziców wyczekuje pierwszego dzwonka. I tego poczucia, że wszystko będzie łatwiejsze, bo dzieci będą spędzać czas w placówkach i nie trzeba już będzie kombinować, skąd wytrzasnąć kolejny dzień urlopu albo pieniądze na kolonie. Wraca stara, dobra rutyna.
W skautingu najbardziej mnie ujmuje "kultura snucia opowieści". W aktywnościach skautów nie brakuje okazji, by każde dziecko uczyło się opowiadać swoje życie. W dobie komunikacji kształtowanej przez wzorce z TikToka czy Snapchata uczenie młodych ludzi umiejętności wypowiedzenia siebie i słuchania nawzajem jest jedną z tych rzeczy, za którą jestem skautingowi najbardziej wdzięczna.
Krótki pobyt Władimira Putina na amerykańskiej ziemi miał szerszy kontekst niż powszechnie się uważa. Spotkał się nie tylko z Donaldem Trumpem, ale z kimś jeszcze.
Życie w naszych czasach zdaje się galopować, tak wiele się dzieje rzeczy, o których słyszymy każdego dnia. Tak samo w Kościele. Minęło zaledwie, albo już, 102 dni od momentu, kiedy z komina nad Kaplicą Sykstyńską w Watykanie uniósł się biały dym, a po chwili została ogłoszona dosyć zaskakująca nowina, że papieżem został po raz pierwszy w historii Amerykanin z USA. Nie mniej zaskakujące było też imię, które przyjął oraz fakt, że po Franciszku, jezuicie, kardynałowie wybrali kolejnego zakonnika, tym razem augustianina.
Wzruszyły mnie wczoraj do łez krótkie filmiki, na których dowódca przekazuje żonie poległego żołnierza, że mąż nie wróci do domu. Z myślą o ich rodzinach kładłem się spać w przeddzień Święta Wojska Polskiego, w kolejną rocznicę „cudu nad Wisłą”.
{{ article.description }}