Słowa pełnią nieocenioną rolę w naszym życiu. W czasach, gdy krzyk i krytyka są głośniejsze niż przejawy życzliwości i wdzięczności, coraz trudniej nam dostrzec dobro – nawet to, które sami współtworzymy. A przecież kilka prostych słów, takich jak „jestem wdzięczny”, „przepraszam”, „przebaczam”, potrafi zmienić więcej niż niejeden donośny manifest. Dlaczego tak rzadko z nich korzystamy?
Od dawna marzy mi się ekipa katolickich fake hunterów. Taka oficjalna, kościelna komórka szybkiego reagowania, działająca w tempie odpowiadającym mediom społecznościowym: na swoją wątpliwość masz odpowiedź w ciągu doby, maksymalnie w ciągu kilku dni.
Jezus błogosławił dzieci i uczył dorosłych. My od wieków robimy odwrotnie. Uczymy dzieci i błogosławimy dorosłych. Nowością w polskim Kościele, której kibicuję, jest zapowiedź systemowej katechezy dla osób dorosłych. Mam nadzieję, że dzięki temu wielu z nich będzie lepiej przygotowywało swoje dzieci do świadomego przeżywania wiary. Myślę, że nie zabraknie miejsca w przykościelnych salkach. Spodziewam się raczej kameralnej atmosfery.
We wtorek obchodziliśmy dzień nauczyciela i choć świadomie zrezygnowałam z pracy w szkole (mimo, że ukończyłam studia pedagogiczne...), myślałam o wszystkich problemach z którymi pracownicy oświaty zmagają się co dnia. Problemach, które wcale nie są takie błahe jak się nam czasem wydaje...
Obchodzimy właśnie 47. rocznicę wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża. Jak zwykle przy okazji rocznic związanych z papieżem Polakiem pojawiają się w przestrzeni publicznej wyniki badań opinii publicznej. Grupa naukowców z UKSW, badająca m.in. internetowy dyskurs na temat Jana Pawła, przedstawiła właśnie sondaż CBOS, z którego wynika, że dla 60 proc. papież jest autorytetem moralnym.
„Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni” - te pamiętne słowa z “Kleru” Smarzowskiego trafnie oddają rzeczywistość. Katolicy nie są wzorcami nieskazitelności, ale jak wszyscy popełniają błędy. Problem w tym, że coraz częściej zaczyna się odbierać im do tego prawo. Wystarczy jedno potknięcie, by z „człowieka wierzącego” stać się „hipokrytą”.
Jeżeli miałabym wskazać jedną osobę, która w jakiś zasadniczy sposób wpłynęła na moją miłość do Pisma Świętego, to byłby to o. Wojciech Jędrzejewski OP. Jego komentarze do Słowa Bożego były pierwszymi, które otworzyły mi oczy, że Biblią można żyć na co dzień i pokazywały, jak czerpać z niej inspiracje do lepszego życia w konkrecie mojej codzienności.
Przyglądając się doniesieniom medialnym w ostatnim czasie można dostrzec, że raz po raz pojawia się w nich sprawa wolności religijnej. Jednak temat z trudem przebija się do głównego nurtu.
Codziennie zalewają nas informacje o wojnach, kryzysach, skandalach i dramatach – zarówno globalnych, jak i tych najbliższych, rodzinnych czy kościelnych. Choć mamy poczucie, że nie mamy na nic wpływu, to konsekwencje tych wydarzeń realnie kształtują nasze życie, nasze emocje i naszą wiarę w przyszłość. Jak funkcjonować w świecie, który wydaje się permanentnie rozchwiany? Czy w ogóle da się jeszcze znaleźć punkt oparcia?
Nie lubię, gdy się robi z rodziców ludzi bezmyślnych, którzy kierują się tylko tym, co im media, biskupi albo partie polityczne zasugerują. A właśnie takie sugestie padają w kontekście edukacji zdrowotnej i drastycznie niskiej liczny uczniów zapisanych na lekcje. Gracz dostał czerwoną kartkę i krzyczy, że sędzia się nie zna i jest głupi...
Obojętni na los ubogich, zamykający przed nimi drzwi własnych domów, odwracający wzrok na widok niesprawiedliwości i przechodzący na drugą stronę ulicy. Ślepi i okrutni. Nie chodzi tu o jakichś masonów czy zadeklarowanych wrogów Kościoła, lecz o nas katolików. Papież Leon XIV nie przebiera w słowach nazywając po imieniu naszą pychę i arogancję. Jednocześnie daje nam za przykład szlachetne postawy pierwszych chrześcijan i świętych, którzy w ubogim widzieli Chrystusa, skarb Kościoła.
Mój dziewięcioletni syn rozpoczął w parafii przygotowania do pierwszej Komunii świętej. Zgodnie z jego prośbą, przygotowuje się do przyjęcia sakramentów razem ze swoją klasą, idąc standardowym trybem przygotowań. W ostatnim czasie pojawia się w nim coraz więcej pytań i wątpliwości. Zaczyna dostrzegać to, czego wcześniej zupełnie nie widział…
Wyobrażam sobie, że wielu czytelników tego tekstu na co dzień obserwuje od kilku do kilkudziesięciu katolickich profili w mediach społecznościowych. Im więcej podobnych treści śledzimy, tym częściej wyświetlają nam się publikacje związane z religią. Nic w tym dziwnego, gdyż tak właśnie działają algorytmy. Jednak nie wszystkie niosą za sobą realną wartość. Niektóre z nich to po prostu „katolickie” clickbaity.
Tak łatwo w naszym języku nadajemy AI cechy ludzkie, by nie powiedzieć nadprzyrodzone - mówimy, że ona za nas coś zrobi, wymyśli, stworzy, wykreuje. Na poziomie werbalnym dajemy jej ludzkie cechy i stawiamy ją w roli jakiegoś bóstwa, które potrafi więcej i lepiej niż człowiek.
Historia pokazuje, że to, co było na obrzeżach, może znaleźć się w centrum. Zdaniem jednego z papieży rzeczywistość lepiej rozumie się i lepiej się widzi z obrzeży niż z centrum. Dlatego trzeba uważać z przemilczaniem.
W świecie, który coraz głośniej domaga się wyjątkowości i oryginalności, łatwo zapomnieć, że fundamentem życia jest to, co zwyczajne. Codzienność, bez fajerwerków i pościgu za lajkami, nie tylko nas kształtuje, ale też utrzymuje świat w istnieniu. Zwyczajność nie jest bylejakością – to cicha siła, której dziś szczególnie potrzebujemy.
O sharentingu wszyscy już słyszeli, a zjawisko nieco zelżało, bo coraz większa liczba rodziców orientuje się, jak źle może się skończyć wrzucanie zdjęć i nagrań ze swoim dzieckiem do sieci. Ale problem zostaje w innej sferze: w sferze placówek edukacyjnych i instytucji mających z dziećmi do czynienia i niezliczonych zgód na wykorzystanie wizerunku dziecka bez ograniczeń czasowych i terytorialnych. I w sferze patrzenia krzywo na rodziców, którzy "dokładają roboty", nie zgadzając się na używanie wizerunku dziecka.
Gdy papież ustanowił posługę katechety, polscy katecheci poczuli się szczególnie docenieni, ale ich zadowolenie nie trwało długo. Dość szybko dowiedzieli się, że to nie oni zostaną posłani z posługą katechizowania, lecz "katechiści". Czyli ludzie do tej pory nieznani, a właściwie nieistniejący. Radość katechetów, że będą coś znaczyli rozwiała się, Przestaną istnieć, a ich miejsce zajmą wykreowani przy biurku "katechiści". Czyżby katecheci nie byli godni pełnienia takiej zaszczytnej funkcji?
Trwa spotkanie dla rodziców dzieci przygotowujących się do pierwszej Komunii świętej. Słucham kolejnych informacji, myśląc o tym jak zmodyfikować nasz rodzinny grafik, by to, co ważne, udało się zrealizować. Gdzieś w tle pada zaproszenie na październikowe nabożeństwa różańcowe, a na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech.
W Krakowie po raz pierwszy poza Rzymem obraduje Papieska Komisja ds. Ochrony Małoletnich. Spotkanie tego gremium – powołanego dziewięć lat temu przez papieża Franciszka – odbywa się w cieniu nadchodzącej pielgrzymki osób skrzywdzonych na Jasną Górę i obrad Episkopatu w Gdańsku. Choć niemal niezauważone w mediach, to właśnie prace Komisji mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości systemu ochrony dzieci i młodzieży w całym Kościele.
{{ article.description }}