Aura nas przez ostatnie tygodnie nie rozpieszczała, ale to, co mamy teraz wynagradza ewentualny dyskomfort. Ja wiem, są miejsca na świecie, gdzie w tej chwili dzieją się dramatyczne rzeczy i nie chcę okazać braku empatii, ale myślę też, że warto docenić tę łaskę, jaka jest nam dana, przynajmniej w tej regionalnej przestrzeni, w jakiej każdy z nas żyje. Okolice Wszystkich Świętych i Wspomnienia Wiernych Zmarłych są takim szczególnym czasem, który bez wahania można nazwać ‘ćwiczeniem duchowym’, a nawet czasem dorocznych, bardzo osobistych i na wskroś przenikających ‘wielkich światowych rekolekcji’.
W czerwcu 2024 roku spadłam w górach. Ześliznęłam się sto pięćdziesiąt metrów po zmrożonym śniegu i z wielką prędkością uderzyłam w skały. Według lekarzy i ratowników nie powinnam żyć. Przez pierwsze dni po wypadku nie dawała mi spokoju myśl: czy moje życie przestało być moje, bo nie powinnam żyć, a żyję?
Po wysłuchaniu debaty Marcina Zielińskiego z Dawidem Mysiorem czuję rozczarowanie. Spodziewałem się usłyszeć interesujące argumenty na rzecz lefebryzmu, tymczasem w wydaniu Mysiora, to płytki i wewnętrznie sprzeczny integryzm, za którym nie stoją żadne solidne racje. Pozytywne jest to, że rozmowa pozwoliła wyklarować miałkość przekazu Dawida Mysiora i ujawniła wewnętrze sprzeczności skrajnych tradycjonalistów. To ciekawy impuls do myślenia i refleksji nad tym, czym naprawdę jest wierność Kościołowi.
Wierzę, że życie trwa pomimo śmierci. I że wieczność nie zaczyna się dopiero po naszym odejściu z tego świata. Smak wieczności poznajemy już teraz, za każdym razem, gdy spoglądamy na życie oczyma Boga. Zbliżające się wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych przypomina mi, że wraz ze śmiercią, życie się nie kończy. Ale jeśli nawet śmierć byłaby dla mnie końcem wszystkiego, to mimo wszystko, chciałbym pozostać wierny Bogu do końca.
Już za chwilę rozpocznie się prawdziwe szaleństwo. Niemal wszyscy, wierzący i niewierzący, udadzą się na cmentarze, by odwiedzić groby bliskich zmarłych. To piękna tradycja szacunku i miłości do tych, których nie ma już z nami. Jednak ze wszystkim można przesadzić. I właśnie ta przesada coraz częściej przysłania sens pierwszych dni listopada. Zamiast skupiać się na tym co duchowe, jeszcze bardziej zatracamy się w ogarniętej materializmem doczesności.
Przed nami dzień zaduszny, znany również jako wspomnienie wszystkich zmarłych. Dawniej był to w Polsce dzień zadumy, rodzinnych spotkań na cmentarzu oraz modlitwy za tych, których już z nami nie ma. Jesień i ogólna atmosfera panująca wokół wręcz skłaniały do refleksji, zatrzymania się, spojrzenia w głąb siebie, w swoje tęsknoty i lęki. Zastanawiam się gdzie i dlaczego to zgubiliśmy? Dlaczego tak bardzo staramy się to zagłuszyć?
Coraz częściej słowa o „obronie wiary i tożsamości” stają się parawanem dla nienawiści. Grzegorz Braun, polityk zaczynający każde wystąpienie od „Szczęść Boże”, od lat głosi poglądy sprzeczne z nauczaniem Kościoła. A mimo to zyskuje zwolenników. Gdzie sens, gdzie logika?
Pamiętam z dzieciństwa, jak mówiło się wtedy o powołaniu „na księdza”. Wybrany przez Boga delikwent miał w pewnym momencie usłyszeć głos Boga, który wzywa go do kapłaństwa. Duża sprawa, bo ów wybraniec, któremu dane było taki głos usłyszeć, wskakiwał do tej samej ligi co św. Faustyna, Mojżesz i trochę innych szczęśliwców, a do tego miał spokój, bo wiedział co ma robić w życiu, w odróżnieniu od zwykłych śmiertelników, którzy musieli samemu zmagać się z decyzjami o studiach, pracy, miejscu zamieszkania itp.
Ile sekund potrzeba, by wyprodukować piosenkę przy pomocy AI? Choć technologia tak zawrotnie i nieustająco się zmienia, bez wątpienia wpływając na rozmaite aspekty naszego funkcjonowania, to ludzie ciągle i ciągle szukają doświadczeń związanych z obecnością; wrażeń zmysłowych, piękna i głębszego sensu. W świecie zagrabianym przez cyfrowe falsyfikaty to jest coś, czego mamy mnóstwo... w Kościele.
„Po co w Internecie są jezuici? W jakim celu?” – takie pytanie zadał w serwisie X Krystian Kratiuk. „Czy są tu po to by głosić Ewangelię, wychodzić do tej jednej owcy zagubionej, czy żeby podszczypywać wierzących?” – dopytywał redaktor Pch24. Myślę, że i jedno i drugie, ale przyznaję, że najbardziej spodobało mi się to trzecie – „podszczypywanie”.
Leon XIV powiedział, że zespoły synodalne wyrażają to, co dzieje się w Kościele, gdzie relacje nie odpowiadają logikom władzy, lecz logice miłości. Jak wiele jest ich dzisiaj w Polsce?
Współczesność może być zarówno darem, jak i przekleństwem. Świat pędzi do przodu z zawrotną prędkością, a globalne zmiany osiągają skalę, o której dawniej nawet nie śniono. To wymaga od nas czegoś więcej niż tylko biernego uczestnictwa — potrzebujemy umiejętności rozeznania, mądrego wyboru i troski o wspólnotę. Bo choć historia zna już momenty wielkich odkryć, nigdy wcześniej człowiek nie musiał tak mocno walczyć o zachowanie swojej wyjątkowości.
Wracałam wczoraj rano ze szkoły po odstawieniu do niej dzieciaka w ulewnym deszczu. Nie wzięłam parasola, przez kilka minut przemokły mi spodnie i letnie buty do biegania, założone, bo akurat były pod ręką. Szłam w tym szarym, jesiennym, mokrym i bardzo niezachęcającym poranku, czując deszcz na twarzy i małą radość budzącą się w sercu.
W jakim stopniu nasz narodowy mit jest wymyśloną opowieścią? Ile jest prawdy w romantycznych historiach o bohaterach z naszej przeszłości, a ile jest w tym literackiej fikcji? Skąd wzięło się przekonanie, że Zbawiciel i jego matka Maryja zawsze walczyli po naszej stronie?
Proste bycie. Często zapominamy o tym, że w tak osobistej i intymnej sferze jak duchowość, wiara i modlitwa możemy być dla siebie wsparciem. Takim, jakiego dziś potrzebujemy. Bez miliona warunków, zdawania relacji, tłumaczenia się. Potrzebujemy wspólnoty. Budują nas relacje, w których jesteśmy dla siebie radością i wsparciem. Potrzebujemy wokół siebie ludzi życzliwych, bez zazdrości, dmuchających nam w skrzydła i takich, którzy będą nas mądrze wspierać w chwilach trudności i kryzysu.
Czas w Kościele płynie inaczej. Od ponad roku Kraków czeka na nowego metropolitę, a tymczasowość zdaje się trwać bez końca. Może to i dobrze – bo jak uczy historia, niespodzianki z Watykanu bywają najciekawsze.
Obchodzimy dziś wspomnienie św. Jana Pawła II i kolejny raz zadajemy sobie pytanie, czy fenomen papieża Polaka już na dobre się zakończył? Można powiedzieć: i tak, i nie. Młode pokolenie najzwyczajniej nie jest z nim związane w tak emocjonalny sposób, jak generacje naszych rodziców czy dziadków. Ale to nie znaczy, że wszyscy przestali o nim pamiętać.
Opadł już kurz po aferze u Wojewódzkiego, kiedy Julia Wieniawa zgodziła się z tezą, że bieda to stan umysłu. Drama ta wywołała tak duże oburzenie społeczne, że wyszła poza bańkę światka celebrytów. Tymczasem sam papież Leon XIV jakby postanowił odpowiedzieć Julii, pisząc w swojej pierwszej adhortacji Dilexi Te: „Ubóstwo nie jest wyborem. Są jednak wciąż tacy, którzy ośmielają się tak twierdzić, wykazując się ślepotą i okrucieństwem.” (DT 14) Wydaje się oczywiste, że człowiekowi nie przybędzie pieniędzy od samego myślenia o nich, ale czy jednak przewrotnie nie może okazać się, że w tej kontrowersyjnej tezie jednak coś jest?
Podświadomie szkodliwych trendów w mediach mamy dziś na pęczki. Niepostrzeżenie normalizujemy mnóstwo negatywnych zachowań i skutecznie zabijamy w sobie empatię. Pracując w mediach społecznościowych, spotkałam się już z dramami, w których to, że ktoś kogoś nie zalajkował, sprawiało, że traktowało się go jako osobistego wroga.
Czy Kościół katolicki powinien pozyskiwać i upowszechniać wiedzę statystyczną na swój temat? Problem w tym, w jaki sposób takie dane są traktowane, interpretowane, przedstawiane i komentowane.
{{ article.description }}